Advertisement

Main Ad

Tropikalne ryby w centrum Sztokholmu

Wybór czegoś ciekawego do zrobienia w szary zimowy weekend nie należy do najłatwiejszych zadań.
E: Więc co dzisiaj robimy?
G: Vattenmuseum? Akwarium.
E: Ok. Do której jest otwarte?
G: Nie mam pojęcia, ale to Sztokholm. Teraz wszystko tutaj jest otwarte do 16 lub 17.
E: A cena to ok. 100 SEK? Chyba za każdym razem wychodząc gdzieś w Sztokholmie trzeba być przygotowanym na wydatek rzędu 100 SEK.
Wychodzi na to, że Sztokholm to bardzo przewidywalne miasto. Muzeum wodne było otwarte do 16:30. I wstęp kosztował 100 SEK...
Zaraz po wejściu nie widziałam nic. Może dlatego, że było bardzo ciemno. A może bo było bardzo ciepło i moje okulary natychmiast zaparowały. Tak samo jak obiektyw w aparacie. A po chwili zobaczyliśmy błyskawicę i lunęło. Witamy w lesie deszczowym!
"Pachnie jak w Kolumbii!" - skomentował mój facet. Cóż, ja właśnie znalazłam kolejny powód, by odwiedzić dżunglę amazońską podczas naszej kolejnej wycieczki do Kolumbii ;). Zapach, rośliny, ryby pod niewielkim mostkiem, ciepłe i wilgotne powietrze... las deszczowy w sztokholmskiej Aquarii odczuwa się wszystkimi zmysłami.
Jako że w części z lasem deszczowym było gorąco, szybko przenieśliśmy się do kolejnego pomieszczenia. Szybko zapełniało się ono ludźmi, bo na 14:30 zapowiedziano karmienie rekinów i wyglądało na to, że stanowiło to główną atrakcję dla wielu osób.
Ale to nie akwarium z rekinami i płaszczkami przykuło naszą uwagę. Naprzeciwko niego pełno było przepięknych meduz. Nie chciałabym się natknąć na nie w morzu, ale uwielbiam je obserwować.
Kolejna ryba, która wydała mi się znacznie bardziej interesująca od płaszczek, to węgorz ogrodowy z poniższego zdjęcia. Zakopuje on swój ogon w piasku i potrafi tak tkwić niemalże bez ruchu.
Duże akwarium było świetnie przygotowane dla dzieciaków. Przebiegał przez nie szklany korytarz, gdzie dzieciaki mogły sobie usiąść i obserwować ryby ze wszystkich stron.
Jako że wciąż zostało nam kilka minut do rozpoczęcia karmienia rekinów, przyjrzeliśmy się innym tropikalnym akwariom. Różnorodność kolorów była wręcz niesamowita.
Nie mam pojęcia, co to za stworzenie z kolcami po lewej (na zdjęciu poniżej), ale właśnie zjadało coś innego w akwarium... i sprawiło, że zatrzymaliśmy się tam na dłużej, po prostu obserwując :P.
Starałam się zrobić sporo zdjęć, jakkolwiek nie było to najłatwiejsze zadanie, bo aparat skupiał ostrość na szybie, a rybki się ruszały i chowały. Jeszcze trudniejsze okazało się robienie zdjęć podczas karmienia rekinów, jako że dzieciaki latały wszędzie i uniemożliwiały podejście bliżej, często wskakiwały w kadr... Zdjęcie poniżej to najlepsze, co udało mi się uchwycić.
Po wyjściu z działu poświęconego rybom tropikalnym, weszliśmy do pomieszczenia z rybami z mórz północnych. Było ono dość niewielkie i nie wywierało aż takiego wrażenia, wiec szybko przez nie przeszliśmy.
Kolejna część Aquarii znajduje się w oddzielnym budynku, więc trzeba było na chwilę wyjść na zewnątrz i wejść na wystawę z konikami morskimi. Część, na którą czekałam chyba najbardziej!
Ale wpierw przeszliśmy przez niewielką wystawę poświęconą cyklowi życia pstrąga i mogliśmy przyjrzeć się tym rybom na różnych etapach rozwoju. Z tekstu dowiedziałam się, że dorastające tutaj pstrągi, wypuszczane następnie do Bałtyku, po kilku latach wracają w to miejsce. Brzmiało to naprawdę niewiarygodnie!
No i w końcu koniki morskie! Jest coś pięknego w tych zwierzątkach, są takie delikatne. Zawsze myślałam, że są one znacznie większe, więc ich niewielkie rozmiary bardzo mnie zaskoczyły.
A ten niewielki kolega był całkowicie prosty. I poruszał się szybciutko, próbując schować się przed wycelowanym w niego aparatem ;)
I tu kończyło się Vattenmuseum. Ale że wracało się tą samą trasą, zatrzymaliśmy się znowu przed największym z akwariów. Wyglądało na to,że większość rodzin z dzieciakami przeniosła się już do kawiarni i mogliśmy się teraz zatrzymać i w końcu nacieszyć się spokojniejszą Aquarią ;).
Mój Kolumbijczyk wydawał się cieszyć najbardziej zabawą z płaszczkami. Ja uwielbiałam oglądać rekiny, choć i także wolałabym nie spotkać gdzieś w morzu ;).
Chociaż zdecydowanie wolałabym odwiedzić to miejsce o spokojniejszej porze, bez tych wszystkich wrzeszczących dzieciaków dookoła (co jest chyba niemożliwe, biorąc pod uwagę godziny otwarcia), muszę przyznać, że bardzo mi się podobało w Aquarii. Jeśli również zaciekawiło Was to miejsce, zajrzyjcie na jego stronę internetową albo po prostu wybierzcie się na Djurgården :).

Prześlij komentarz

2 Komentarze