Advertisement

Main Ad

Nyköping na jeden dzień

Wizzair i Ryanair kuszą tanimi lotami na Stockholm Skavsta z większości polskich lotnisk. Co rusz widzę oferty z tanimi jednodniówkami do Sztokholmu - rano przylatujesz, wieczorem wracasz. Super pomysł, tani wypad do Szwecji, bo przecież nocleg odpada - przy odrobinie szczęścia przeloty w obie strony wyniosą nas tylko kilkadziesiąt złotych. Tylko czy faktycznie jest sens takiego wypadu do Sztokholmu? Nie wszyscy zdają sobie sprawę z faktu, że lotnisko Skavsta dzieli od Sztokholmu jakieś 100 km, a za 1,5 godziny jazdy autobusem trzeba zapłacić 139 koron (60 zł) w jedną stronę. Czyli często drożej niż za sam samolot. Przy wypadzie na jeden dzień więcej czasu spędzimy w podróży niż w Sztokholmie. Wiadomo, są tacy, którym to nie przeszkadza i z przyjemnością wpadną do szwedzkiej stolicy nawet na kilka godzin ;). Jednak coraz więcej osób lądujących na Skavsta decyduje się poznać nieco bliższą okolicę. I to ich stara się właśnie przyciągnąć Nyköping - miasteczko położone 6 km od lotniska. Zresztą, oficjalnie Skavsta to właśnie lotnisko w Nyköping (NYO), a nie w Sztokholmie. Sam port lotniczy odwiedziłam już ponad 30 razy, ale zawsze wsiadałam w bezpośredni autobus do Sztokholmu i tyle mnie w tej okolicy widzieli. Aż w końcu stwierdziłam, że czas na zmianę - mając kilka godzin przed wylotem ze Skavsty, postanowiłam zwiedzić Nyköping.
Wysiadam na dworcu kolejowym - Nyköping centralstation, ładnym, ceglanym budynku, któremu dodatkowego uroku nadaje porastający go bluszcz. Do ścisłego centrum Nyköping mam 10-15 minut spaceru po bardzo spokojnej okolicy. Ot, klimatyczne, niewielkie miasteczko, jakich wiele w Szwecji. Jadąc autobusem z lotniska, możemy wysiąść przy dworcu kolejowym albo przystanek dalej - przy dworcu autobusowym, znajdującym się jeszcze bliżej centrum.
Do Nyköping docieram krótko przed 10, więc miasto jest już pełne życia, a na ulicach spotykam trochę ludzi. Żeby zrobić sobie zastrzyk energii przed zwiedzaniem, dzień zaczynam od... fiki ;). Zatrzymuję się w znanej na cały Nyköping konditori Princess - jednej z najstarszych kawiarni w mieście. Za 42 korony (18 zł) dostaję świeży sok i kanelbulle... przyznaję otwarcie, jedna z najlepszych bułeczek cynamonowych, jakie zdarzyło mi się jeść w Szwecji ;).
Kierując się w stronę centrum, zajdziemy na ulicę Västra Storgatan - miejscowy deptak, po którym poruszać wolno się tylko pieszym i rowerzystom. Jak to przy deptaku, znajdziemy tam mnóstwo sklepików, kawiarni, banków, a nawet Systembolaget - bo w końcu co to za centrum szwedzkiego miasta, w którym nie można by było alkoholu kupić... ;)
Po krótkim spacerze dotarłam na rynek, czyli Stora Torget. Zaskakująco bardzo zatłoczony, bo okazało się, że akurat w Nyköping trwał niemalże festiwal jedzenia. Kilkanaście stoisk z potrawami z różnych krajów bawi zazwyczaj po kilka dni w jednym szwedzkim mieście, po czym przenosi się do następnego. Natrafiłam na nich już w Sztokholmie i Umeå, teraz przyjechali do Nyköping. Gdyby nie to, że kilka godzin później miałam lecieć do Polski, pewnie sama bym podeszła do namiotu z Taste of Poland ;). 
Przy Stora Torget znajdują się także dwa ratusze. Dokładnie, dwa. ;) Rådhuset, czyli starszy (i ładniejszy) budynek, który swojej funkcji nie pełni od jakiegoś czasu - dziś w środku znajdziemy m.in. informację turystyczną. Obok Rådhuset stoi nowoczesny budynek obecnego ratusza (Stadshuset), mocno kontrastujący z okoliczną zabudową.
Zaglądam najpierw do informacji turystycznej. Natychmiast zauważam, że tanie loty z Polski odniosły swój skutek i polskich turystów musi tu trochę zaglądać, bo sporo ulotek i mapek można tam dostać w naszym języku. Rozmawiam z panią z informacji, że mam trochę czasu i chciałabym co nieco w te kilka godzin zobaczyć. W wyniku rozmowy mam już plan na zwiedzanie Nyköpingu. Zaczynając od Stora torget, oznaczonego na czerwono na poniższej mapce, przez kościół św. Mikołaja (1), kościół Wszystkich Świętych (2), wybrzeże (3), zamek (4), aż po piekarnię Bryggeriet (5). Oczywiście, zahaczając po drodze o kilka mniejszych, a podobno też ciekawych miejsc. Całe kółko to zaledwie 5-6 km, czyli bez problemu powinnam zobaczyć tyle, ile sobie zaplanowałam na te kilka godzin.
[ mapę zrobiłam przy użyciu Scribble Maps ]
Zaczynam od kościoła św. Mikołaja - wybudowanego tu już w czasach średniowiecznych, choć - jak wiele budowli z tamtego okresu - był on niszczony i przebudowywany wielokrotnie. Większość wystroju wnętrza pochodzi z XVIII i XIX wieku - po rosyjskiej wizycie w Szwecji w 1719 roku  niewiele drogocennych przedmiotów udało się zachować. Sam kościół jest dość prosty i skromny, ale warto zwrócić uwagę na ołtarz, witraże oraz ambonę :).
Podążając wyznaczonym szlakiem, kieruję się nad brzeg niewielkiej rzeczki Nyköpingsån. Pod mostem, przy którym stoi charakterystyczna rzeźba w kształcie koła, znajduje się wodospad rzeczny, wykorzystywany jako źródło energii. Miasto zresztą bardzo zadbało o tę okolicę - mnóstwo tu rzeźb i niewielkich parków pełnych kwiatów.
Do kościoła Wszystkich Świętych (Alla Helgona Kyrka) akurat wchodzi grupa ludzi na chrzest, więc zwiedzanie budynku muszę sobie odpuścić. Szkoda, bo lubię takie średniowieczne zabytki. Jednak i tak warto pobłądzić po okolicy kościoła. Zza kolorowych domków wznosi się drewniana Dzwonnica Wschodnia (zresztą niejedyna, kolejną dzwonnicę możemy zobaczyć tuż przy Stora Torget), a tuż naprzeciwko kościoła znajduje się biały budynek ozdobiony czerwonym dachem. To Prosten Phils Gård - XVIII-wieczna plebania, w której w sezonie działa też niewielka kawiarnia.
W końcu docieram też nad wybrzeże. W miejscu, które oznaczyłam na mapce numerem 3, znajduje się molo. Ale nie byle jakie molo, ale długi na 1,5 km pomost (molo w Sopocie ma tylko 0,5 km dla porównania), co czyni go najdłuższą tego typu konstrukcją w Szwecji. To podobno dobre miejsce na połów ryb, ale nie miałam okazji się przekonać. Mogę za to powiedzieć, że to świetne miejsce na spacer, opalanie się, czy po prostu siedzenie i patrzenie na przepływające łódki. :)
Ale wybrzeże w Nyköping to nie tylko molo, ale także nieduża promenada, zrobiona w bardzo turystycznym stylu. Kolorowe, drewniane restauracje i kawiarnie zachęcają do przerwy na fikę czy lody, w otoczeniu kwiatów i krzyków mew. Ponadto bardzo mi się spodobały wszechobecne tablice informacyjne pełne historycznych ciekawostek z życia miasta - umiejscowiono je nie tylko przy wybrzeżu, ale też w kilku punktach w centrum.
Główną atrakcją turystyczną w Nyköping jest średniowieczny zamek, Nyköpingshus. Jest to dość ciekawa mieszanka różnych stylów, gdyż pierwotny zamek został wybudowany w XII wieku, a potem Karol IX (jeszcze przed swoją koronacją) przebudował go w stylu renesansowym. Po pożarze z 1665 roku nie zdecydowano się na odbudowę zamku, choć najlepiej zachowane części zostały odnowione i robiły za miejscowy pałacyk. Dopiero w XX wieku podjęto się renowacji - wtedy też do ruin dodano górującą nad zamkiem białą wieżę, która pasuje tu jak pięść do nosa...
Odwiedziłam Nyköping w majowy piątek, więc nie mogłam zajrzeć do wieży - poza sezonem jest ona otwarta tylko w niedziele. Jednak od czerwca do sierpnia można tam zajrzeć codziennie w godzinach 11-17, a wstęp jest darmowy. W białej wieży (zwanej Wieżą Królewską) znajdziemy wystawy poświęcone historii zamku, a zwłaszcza słynnej uczcie z grudnia 1317 roku. Król Birger I Magnusson zorganizował w Nyköpingshus ucztę bożonarodzeniową, na którą zaprosił swych braci Eryka i Waldemara. Jak to władcy tamtych czasów mieli w zwyczaju, Birger nakazał aresztować swych braci i w zamkowych lochach zmarli oni z głodu. Królowi jednak czyn ten nie uszedł na sucho, bo gdy zbrodnia wyszła na jaw, wszyscy się od niego odwrócili i Birger musiał uciekać do Danii, gdzie wkrótce zmarł, pozbawiony tronu. A nieszczęsna uczta do dziś jest chyba największym wydarzeniem w historii Nyköpingu.
Po opuszczeniu zamkowych ruin, nie zostało mi już za dużo czasu na zwiedzanie, więc powoli kieruję się znów do centrum. Po drodze mijam ceglany budynek Bryggeriet, w którym znajdują się też różne sklepiki z rękodziełami. Spacer sam w sobie jest też bardzo przyjemny - mam wyjątkowe szczęście do pogody (co mi się rzadko zdarza ;) ).
Zaledwie kilkaset metrów od Stora Torget znajduje się niewielki, biały budynek miejscowego teatru. Tuż obok niego jest dworzec autobusowy, skąd odjeżdżają autobusy na lotnisko. Na Skavstę kursuje bus nr 515, a czas przejazdu to zaledwie 15 minut. Za bilet u kierowcy zapłacimy 30 koron (13 zł) i warto pamiętać, że możemy płacić tylko kartą.
I co powiecie na taką jednodniówkę? :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze