Advertisement

Main Ad

Birka - czy warto odwiedzić wyspę Wikingów?

Gdy po raz pierwszy usłyszałam o Birce, wpadłam w zachwyt i chciałam tam jechać wręcz natychmiast. Powstrzymał mnie wtedy fakt, że była już jesień, czyli nieszczególny okres na wypad statkiem gdzieś na wyspy... Czytałam o położonym niedaleko Sztokholmu średniowiecznym mieście Wikingów, które wpisano na listę UNESCO, a moja wyobraźnia podpowiadała mi niesamowite obrazy. A potem jakoś miałam okazję porozmawiać z kilkoma osobami, które mocno ostudziły mój entuzjazm. "Ale wiesz, że w Birce nic nie ma?", "Jakieś wykopaliska, kupa kamieni i to by było na tyle" czy "Mam nadzieję, że masz niezłą wyobraźnię, by - stojąc na pustym polu i słuchając przewodnika - wyobrażać sobie, że 1100 lat temu była tu wioska". Strasznie mnie to wszystko zniechęciło, chyba bardziej niż sama się tego spodziewałam. Przyszło jedno lato, drugie, a mnie już Birka w ogóle nie ciągnęła. W muzeum historycznym mogłam zobaczyć rekonstrukcję wioski w miniaturze i sporo poczytać o Wikingach. A potem nagle w tym roku postanowiłam, że co mi tam. Pojadę, zobaczę. Wiem już, czego się spodziewać, cudów nie oczekuję, a pogoda jest na tyle ładna, że sam rejs na jakąś wyspę i spacer po niej też mogą brzmieć jak dobry plan. Więc właściwie bez większego planowania, zabukowałam bilet na ostatni weekend lipca.
Na wstępie pozwolę sobie jeszcze doprecyzować nazewnictwo, bo sam tytuł może wprowadzać w błąd. Birka to osada z epoki Wikingów, założona w połowie VIII wieku i opuszczona ok. 960-970 roku. Mniej więcej w podobnym czasie powstała Sigtuna i jedna z teorii głosi, że mieszkańcy Birki mogli przenieść się do nowo powstałego miasteczka. Zatem, Birka to osada, a sama wyspa nosi nazwę Björkö (Brzozowa wyspa). I - jak się okazało - nie jest to wcale tak łatwo dostępna wyspa ;). Ze Sztokholmu można się tam dostać na dwa sposoby: na zorganizowaną wycieczkę firmą Strömma albo... swoją własną łódką. 
Na wycieczkę zorganizowaną ze Strömmą możemy się wybrać tylko w sezonie, który w tym roku trwa od 29 kwietnia do 24 września. Promy odpływają z przystani Stadshusbron, położonej tuż przy ratuszu. Cała wycieczka trwa ok. 7,5 godz., z czego po dwie godziny spędzamy na statku w każdą stronę - na miejscu jesteśmy nieco ponad trzy godziny. Startując ze Sztokholmu, możemy wybrać dwie opcje cenowe: podstawową za 395 koron (177 zł), albo obejmującą też lunch na pokładzie za 540 koron (242 zł). Nawet jeśli nie zdecydujemy się na wykupienie lunchu zawczasu, zawsze można go zamówić już na pokładzie. Jak widziałam, serwowali tylko dwa dania do wyboru, zwykłe i wegetariańskie... ja dla siebie bym tam nic nie znalazła, ale co kto lubi :).
Co wchodzi w skład podstawowego pakietu?
- rejs w obie strony + opowieść przewodnika o mijanych miejscach
- zwiedzanie wyspy z przewodnikiem
- wstęp do muzeum na wyspie
Zarówno przewodnik na statku, jak i w samej Birce, jest dwujęzyczny: trasa odbywa się po angielsku i szwedzku.
Trasy po szwedzku odbywają się trzy razy podczas wyznaczonych 3,5 godziny, zaś trasy po angielsku są tylko dwie. Grupę, do której dołączyłam, poprowadziła... Polka ;). I o ile normalnie nie przepadam za zwiedzaniem z przewodnikiem, tak muszę przyznać, że ta przewodniczka naprawdę dała radę. Opowiadała ciekawie, unikając powtarzania informacji, które sami mogliśmy sobie doczytać w muzeum. Do tego bardzo odpowiadało mi jej poczucie humoru i rzucane co rusz żarty, w stylu: "Usiądźcie sobie, będę długo mówić, a tu macie takie wygodne kanapy - w końcu nie ma wygodniejszej kanapy niż stare groby, prawda? I co, jak się teraz czujecie, gdy tak się rozłożyliście na grobach Wikingów?" ;) Trochę jej wywód został przerwany lądowaniem helikoptera ratowniczego, jakieś dziecko podobno nieszczęśliwie upadło ("ale nic mu się poważnego nie stało, jeszcze się nada na naszą dzisiejszą kolację!" ;) )... dla niektórych chyba sam helikopter stanowił największą atrakcję.
Trasy wyruszają spod niewielkiego muzeum, które również jest otwarte mniej więcej w godzinach dopasowanych do wycieczek Strömmy. W muzeum znajdziemy trochę obiektów odnalezionych podczas wykopalisk w Birce, miniatury przedstawiające życie w wiosce Wikingów, a także mapy m.in. ze średniowiecznymi szlakami handlowymi. Trzy razy na godzinę możemy też obejrzeć krótki film na temat tego miejsca i jego historii. Zwiedzenie całości nie powinno zająć dużo czasu - ja w muzeum spędziłam mniej więcej pół godziny, wliczając w to czas potrzebny na obejrzenie filmu.
Nieopodal muzeum stworzono niewielką rekonstrukcję Birki - kilka domostw oraz stojące przy przystani łodzie. Natychmiast się tam skierowałam, gdyż miejsce to było kompletnym przeciwieństwem tego, czego się po Birce spodziewałam. Pole pełne kamieni, na którym muszę sobie wyobrazić wioskę? Przecież tę wioskę zrekonstruowano!
Podczas całego sezonu w Birce ciągle coś się dzieje. I tak lipiec to był miesiąc wydarzeń nazwanych "Vikings at Birka" i dlatego też bardzo chciałam tam pojechać akurat w lipcu. Na wyspę zaproszono rzemieślników, którzy - przebrani w stroje epoki - demonstrowali jak wyglądało dane rzemiosło w średniowieczu. Za drobną opłatą można było też np. upiec sobie i zjeść chleb Wikingów, stworzony z takich samych składników, jak robiono to 1000 lat temu - wykopaliska pozwoliły poznać dość dobrze dietę mieszkańców Birki.
Jednym z najbardziej charakterystycznych punktów na wyspie Björkö jest kamienny krzyż, stojący na szczycie wzgórza. To Krzyż Ansgara - poświęcony misjonarzowi z IX wieku, nazywanemu często Apostołem północy. To Ansgar (w polskich wersjach: św. Oskar) pierwszy przywiózł chrześcijaństwo do Szwecji, jakkolwiek jego misja nie zakończyła się zbytnim sukcesem. Mieszkańcy Birki owszem, zaakceptowali nowego Boga, dodając go po prostu do panteonu bóstw, w które wierzyli. Ot, ani lepszy, ani gorszy, a na pewno nie jedyny ;). Ansgar przyjeżdżał na Björkö dwukrotnie i za każdym razem jego misje nie przyniosły zamierzonych skutków, jednak obserwacje misjonarza z Birki zostały spisane i stanowią dziś, obok wykopalisk archeologicznych, źródło wiedzy na temat osady.
Pozostając wciąż w religijnej tematyce, warto zajrzeć też do kaplicy Ansgara zbudowanej w 1930 roku. Niewielka świątynia funkcjonuje tylko w sezonie letnim - udostępniona jest na śluby, chrzciny, no i naturalnie do zwiedzania dla turystów. Wnętrze budynku zostało ozdobione prostymi rzeźbami i freskami ukazującymi żywot świętego.
Będąc na miejscu, nawet nie zauważyłam, kiedy to zleciały trzy godziny i musiałam się powoli kierować z powrotem na przystań. Godzina na zwiedzanie z przewodnikiem, druga na muzeum i zrekonstruowaną osadę... i nagle na obejście wyspy zostaje właściwie też tylko godzina. A przecież warto się przespacerować, nawet jeśli faktycznie dalej mamy już tylko kamienie (i jakieś 2000 kurhanów znajdujących się pod naszymi stopami...) - to wciąż niesamowicie ciekawe historycznie miejsce. A przy tym pięknie położone na wyspie, gdzie możemy zachwycać się urokami szwedzkiej przyrody. Nie mogę uwierzyć, że nie chciałam tutaj przyjeżdżać, że w ogóle zastanawiałam się, czy warto... Björkö to piękna wyspa i bardzo ciekawa z historycznego punktu widzenia. I nie zgodzę się z tymi, co uważają, że tam nic nie ma - dla mnie te 3-3,5 godziny na miejscu to zdecydowanie za mało czasu, by zobaczyć wszystko, co tam jest! :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze