Advertisement

Main Ad

Łódzki Festiwal Światła

Przylecieć do Polski specjalnie na jeden (no dobra, półtora) dnia - tylko po to, żeby zobaczyć Festiwal Świata w Łodzi? Nie ma sprawy, tylko się spakuję! ;) W sobotę rano pobudka, szybkie pakowanie (bo co tu pakować?) i w drogę na lotnisko Skavsta, w myślach dziękując Ryanairowi, że akurat tego lotu nie zdecydował się odwołać. Około czternastej wsiadam w autobus w Modlinie i w niespełna godzinę później jestem na warszawskim dworcu. Tam spotykam koleżankę, z którą kupujemy bilety na pociąg i znów w drogę - kierunek: Łódź. Na miejsce docieramy akurat, gdy miasto tonie w czerwieni zachodzącego słońca. W hotelu nie marnujemy czasu - zostawiamy rzeczy i wychodzimy na miasto. Choć mieszkamy tuż przy Piotrkowskiej i mamy mapę, to udaje nam się kilka razy zgubić, zanim trafiamy na miejsce. Sama nie rozumiem, jakim cudem ;). Ale w końcu docieramy na miejsce - to jest to, po co przyleciałam!
Tak naprawdę Festiwal Światła to nazwa potocznie przyjęta, choć nieoficjalna - wydarzenie funkcjonuje pod nazwą Light Move Festival (bo z angielska brzmi fajniej) albo Festiwal Kinetycznej Sztuki Światła. Pierwszy raz zorganizowano go jesienią 2011 roku i od tej pory co roku przez trzy październikowe wieczory Łódź tonęła w świetle i muzyce. W tym roku festiwal zorganizowano nieco wcześniej, bo na przełomie września i października. Na szczęście pogoda dopisała - dni były słoneczne i ciepłe, a choć nocą robiło się już bardzo zimno, to przynajmniej nie padało... :)
Tłumy były ogromne, ale nie ma się czemu dziwić - na festiwal zjeżdżają tłumy turystów, a i cała Łódź chyba wyszła na ulice ;). Niektóre budynki wzdłuż Piotrkowskiej były po prostu podświetlone jednolitymi światłami, ale na wielu iluminacje się zmieniały w rytm lecącej w tle muzyki. Tam, gdzie na budynkach zdecydowano się wyświetlać mappingi, nie było się czasem nawet jak przecisnąć - takie tłumy...
Na szczęście na Placu Wolności było nieco luźniej - większa przestrzeń sprawiła, że przynajmniej było czym oddychać ;). Tutaj umieszczono dwa mappingi - na Muzeum Archeologicznym i Etnograficznym oraz na kościele p.w. Zesłania Ducha Świętego. Gdy dotarłyśmy na plac, właśnie trwało odliczanie do rozpoczęcia pokazu. Włączyłam nagrywanie, kiedy tylko światła na muzeum zaczęły się poruszać, a tu niespodzianka - to była akurat reklama Rossmana, sponsora pokazu ;). Ale potem rozpoczął się mapping pt. Paradox, określany jako surrealistyczny i bajkowy. Dla mnie, szczerze powiedziawszy, był nieco dziwny, bo te tańczące laleczki w połączeniu z dobiegającym z głośników śmiechem dziecka wydawały się takie... creepy.
Za to przeogromne wrażenie wywarł na mnie mapping na kościele Zesłania Św. Ducha. Światłem malowane to projekt krakowskich plastyków: Olgi Balowskiej, Roberta Słowika oraz Sebastiana Jachimowicza. Stworzyli oni pokaz, wywołujący wrażenie budowania kościoła od zera, kolorowania go, a potem potraktowali budynek niemal jak płótno dla swoich obrazów pełnych kolorów. Zdecydowanie najpiękniejsza część Festiwalu Światła :).
Dla tych, co uwielbiają do tego pokazy laserowe, idealny byłby mapping na Soborze św. Aleksandra Newskiego. Może nie aż tak fajne obrazy jak na powyższym kościele, ale też bardzo ciekawe połączenie gry świateł, laserów i muzyki. Poza tym tutaj było nieco mniej ludzi, bo jednak sobór jest trochę oddalony od ulicy Piotrkowskiej. Obok znajdował się też Dom Kultury, przy którym jednak nie zatrzymałyśmy się zbyt długo - mapping był mocno abstrakcyjny, a my mocno zmarznięte ;).
Spodobało mi się jeszcze, jak można urządzić część takiego festiwalu na łonie natury. Drzewa podświetlone na różne kolory, mapping (znów dość abstrakcyjny) zrobiony na koronie buka i połączony z występem tanecznym, instalacje świetlne... Mnóstwo takich ciekawostek można było znaleźć w parkach Staromiejskim i Sienkiewicza.
Łódzki Festiwal Światła był już od jakiegoś czasu na mojej Bucket list i bardzo się cieszę, że udało mi się w nim uczestniczyć - nawet jeśli pójście do pracy w poniedziałek rano po takim weekendzie nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń ;). Całość zdecydowanie przerosła moje oczekiwania - niby coś wcześniej czytałam i oglądałam, ale mimo wszystko nie zdawałam sobie sprawy, na jaką skalę jest to wszystko zrobione. Więc jeśli kiedyś będziecie mieli okazję zajrzeć do Łodzi w tym okresie... gorąco polecam! :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze