Kiedy pociąg w końcu dojechał do dworca centralnego w Malmö, jakoś nie potrafiłam myśleć o tym, że pogoda nie jest tak piękna jak to sobie wymarzyłam, czy że jestem bardzo zmęczona po 5 godzinach w pociągu ze Sztokholmu. Myślałam tylko o tym, że właśnie wróciłam do Malmö, miasta pełnego najlepszych wspomnień i że spędzę tam 4 najbliższe dni. Zaraz po przyjeździe zaczęłam się rozglądać, gdyż nie potrafiłam rozpoznać niektórych części dworca - odnowiono je i teraz przestrzeń dostępna dla turystów jest znacznie większa od tej, którą zapamiętałam.
Z dworca poszliśmy prosto do hotelu, żeby zostawić tam rzeczy. Wybraliśmy Elite Plaza Hotel przy Gustav Adolfs Torg, jako że miał najrozsądniejsze ceny z tych nieco bardziej komfortowych hoteli ;). Miejsce mi się podobało, więc zdziwiło mnie narzekanie mojej drugiej połówki dot. rozczarowania. Potem się dowiedziałam, że zamówił w hotelu specjalnie tort na moje urodziny, ale zapomniano o jego zamówieniu (czy coś w tym stylu, nie poznałam wielu szczegółów, jako że miała to być dla mnie niespodzianka) i z mojej niespodzianki nic nie wyszło :(. Ale ogólnie podobało mi się w tym hotelu, choć przeszkadzała głośna klimatyzacja, której nie udało nam się wyłączyć, chociaż próbowaliśmy.
Po wyjściu z hotelu napotkaliśmy duży problem: gdzie by tu zjeść? Tak, mieszkaliśmy w Malmö ładnych parę miesięcy, ale byliśmy tylko biednymi studentami z Erasmusa, którzy nie mieli pieniędzy na jadanie na mieście. Obecnie wciąż byliśmy bardziej wybiórczy, jeśli chodzi o ceny niż o to, czy to, co jemy, jest zdrowe... Wybraliśmy więc restaurację Texas Longhorn, jako że wyglądała całkiem fajnie w środku i miała całkiem znośne ceny ;). Nie oczekiwaliśmy niczego więcej, gdyż wciąż pamiętałam słowa przewodnika po Malmö sprzed 4 lat: "Jeśli jesteś z Polski, nie ma tu dla ciebie nic taniego!".
Kiedy nie byliśmy już głodni, mogliśmy w końcu się przejść i rozejrzeć po miejscach, za którymi tęskniliśmy. Minęliśmy więc dworzec i skierowaliśmy się do Uniwersytetu w Malmö. Na małym placu, gdzie kiedyś była kawiarnia i który pamiętam z dobrej czekolady na gorąco, teraz stanęły dwie kolorowe rzeźby. Spectral Self Container autorstwa Mattiego Kallioinena, które umieszczono tam w ubiegłym roku.
Budynek Orkanen, w którym rozpoczęła się moja przygoda z Malmö Högskola. To było wręcz konieczne, by tam zajrzeć i zobaczyć... że właściwie nic się nie zmieniło :).
Z Orkanen poszliśmy dalej, w kierunku Zachodniego wybrzeża, pełnego nowocześniejszych budynków i kolorowych drzew. Na szczęście jesień w Malmö jeszcze się nie kończy, jak to już ma miejsce w Sztokholmie, i nawet przy szarym niebie miasto wygląda przyjemnie :).
Kolejną obowiązkową częścią naszej wycieczki był budynek Kranen - wydział technologii i nauk społecznych. Co jest w nim interesujące - niektóre części budynku w środku uformowano na kształt łodzi. 4 lata temu wjeżdżało się do tej łodzi za pomocą schodów ruchomych, teraz trzeba było wejść o własnych siłach ;).
Odkąd byłam tam po raz ostatnim, na Zachodnim wybrzeżu dodano niewielki plac zabaw. Spodobał mi się tam drewniany tunel, poruszający się, gdy się przez niego przechodziło. Tak, czasem jestem jak dziecko ;).
I, oczywiście, najważniejsza część każdej wycieczki do Malmö - Turning Torso! To znaczy, czy potraficie sobie wyobrazić przyjazd do Malmö i niezrobienie chociaż 10 zdjęć tego budynku? :P
Ale po jakimś czasie spacerowania (i, oczywiście, kilku godzinach w pociągu) czuliśmy się już mocno zmęczeni i zdecydowaliśmy się na powrót do hotelu. Dodatkowo zdążyliśmy już porządnie zmarznąć, bo naprawdę nie ma drugiego tak wietrznego miasta jak Malmö! Ale kiedy mijaliśmy Orkanen i zobaczyłam te wszystkie miejsca o zmierzchu, po prostu musiałam się zatrzymać, by porobić trochę zdjęć. Najlepszy sposób, by zapomnieć o zmęczeniu! ;)
0 Komentarze