Całą drogę ze Sztokholmu do Malmö miałam nadzieję, że te pozbawione liści drzewa, które widziałam bardziej na północy, zmienią się w kolorową jesień na południu. I nie zawiodłam się :). Jesień w Malmö była pełna kolorów a temperatury nie były takie straszne (choć i tak było zimno, bo wiatr był okropny).
Po późnym śniadaniu zdecydowaliśmy się na spacer wzdłuż Kungsgatan, która była jednym z lepszych miejsc na robienie jesiennych zdjęć. Chciałam także zajrzeć do kościoła St. Pauli, który był po drodze, a podczas mojego Erasmusa remontowano go. Cóż... Kiedy podeszłam bliżej, zauważyłam rusztowania, bo kościół... wciąż remontowano! Nie wiem, może za kolejne 4 lata będę miała więcej szczęścia? :P
Robiąc masę postojów tylko po to, by zrobić jak najwięcej zdjęć na tej ulicy, dotarliśmy w końcu do Värnhemstorget, gdzie natychmiast rzuciły mi się w oczy dwie rzeczy. Pierwsza, Systembolaget przeniesiono i teraz jest odrobinę bliżej akademików niż kiedyś :P. A druga to żebracy. Nie przypominam sobie, żeby było ich tak wielu w Malmö przed 4 laty, ale teraz byli dosłownie wszędzie. Wydaje się to być dość dużym problemem w Szwecji i zakładam, że byłby to ciekawy temat do zgłębienia... któregoś dnia ;).
Mieliśmy bardzo jasny cel, do którego chcieliśmy dotrzeć. Rönnen. Nasz akademik :). Teren, po którym moglibyśmy się poruszać z zamkniętymi oczami i nigdy nie zgubić. Szczerze mówiąc, zobaczenie znowu tego miejsca to niesamowite uczucie.
Chyba nie da się przywołać wszystkich wspomnień związanych z tym miejscem. Spacerując wokół nie zauważyłam żadnych połamanych krzeseł czy lodówek na ziemi, wygląda na to, że współcześni studenci nie imprezują już tak bardzo :P. Niestety, nie mogliśmy wejść do budynku bez karty, ale zobaczenie go z bliska i tak było niesamowitym uczuciem.
W pobliżu Rönnen znajduje się inny akademik (w którym właściwie zawsze chciałam mieszkać :P) - Celsiusgården. Jest powiedzenie, że trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie, ale cóż, spójrzcie na zdjęcie - tam jest naprawdę zieleniej! ;)
Z akademików powędrowaliśmy w kierunku Möllevångstorget, przechodząc obok cmentarza St. Pauli. Muszę przyznać, że lubię szwedzkie cmentarze - wyglądają jak niewielkie parki. Nie wydają mi się tak szare i smutne jak te w Polsce.
Obowiązkową częścią wycieczki był również Folkets Park (Park Ludowy). Niestety, jesienią traci on większość swojego uroku - fontanna z różą nie działa, a niewielkie wesołe miasteczko zlikwidowano. Przeszliśmy szybko przez park, jako że nie było się tam po co zatrzymywać.
W wielu miejscach w Malmö można zobaczyć graffiti ze słowami "no pasaran" oraz "Kämpa". Nie wiedziałam o tym wcześniej, ale symbolizują one "Kämpa Showan" (Zespół Showan) i są związane z demonstracją, która odbyła się w Malmö w marcu tego roku, po której naziści zaatakowali nożami kilka osób w pobliżu Möllevångstorget. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj.
Kiedy już dotarliśmy do Möllevångstorget i zgłodnieliśmy, zdecydowaliśmy się wejść do restauracji Mascot. Można tam dostać dobry obiad za mniej niż 150 koron, a do tego mają otwarty bar sałatkowy, w którym można stworzyć własną sałatkę wedle uznania :). Mieliśmy się też wieczorem spotkać z naszą erasmusową koleżanką z Turcji (wiecie, jak zajebiste są takie post-erasmusowe spotkania w tym samym mieście?) na Möllevången, ale że pogoda się znacznie pogorszyła i nie chcieliśmy spędzić tam kilku dodatkowych godzin, więc poprosiłam o zmianę miejsca.
Dlatego też spotkaliśmy się na Lilla Torg - małym, przyjemnym placu w centrum miasta, pełnym restauracji. Jako że był to sobotni wieczór, nie było łatwo znaleźć miejsce, ale na szczęście wypatrzyliśmy coś w Victors, na rogu placu. Wybrałam to miejsce też dlatego, że mieli czekoladę na gorąco za 39 koron, a my siedzieliśmy na zewnątrz, więc myślałam, że przyda się coś ciepłego. Myliłam się - ogrzewacze na zewnątrz były bardzo skuteczne i szybko zdjęliśmy kurtki i zamówiliśmy zimne piwo. Widocznie nie jest jeszcze tak zimno w tej Szwecji ;).
1 Komentarze
Trawa zieleniejsza i cmentarze rzeczywiście wyglądają milej :)
OdpowiedzUsuń