Biorąc pod uwagę, że nigdy nie mogę usiedzieć w jednym miejscu, zawsze warto znać różne metody przemieszczania się. W Polsce podróżowałam z wieloma firmami autobusowymi, pociągami, samolotami... Mój wybór zazwyczaj zależał od trzech czynników - czasu podróży, jej kosztu oraz czasu dotarcia/wyruszenia. Tutaj te czynniki też mają znaczenie, szczególnie koszta, zwłaszcza że nie planuję moich wypadów ze zbyt dużym wyprzedzeniem. Ale skoro ten weekend w Umeå planowałam już od jakiegoś czasu, mogłam porównać dwa środki transportu. Samolot i pociąg. Busy nie wchodziły w grę, jako że podróż nimi trwa ok. 9 godzin, a na to jakoś nie miałam ochoty.
Sztokholm-Umeå. Tutaj największe znaczenie miał czas. Musiałam wyjechać w piątek po pracy, a jako że nie chciałam spędzić w podróży całej nocy, ani dotrzeć na miejsce w środku nocy, jedyną opcją był lot. Co prowadziło do wyższych kosztów. Nie tylko droższe bilety (i to przy podróży tylko z bagażem podręcznym), ale do tego bilet na lotnisko Arlanda, potem bus z lotniska w Umeå do miasta... Całość to dodatkowe 150 koron.
Ale ma to też swoje plusy. Przede wszystkim czas podróży. Lot Sztokholm-Umeå zajmuje ok. 50 minut. Oczywiście trzeba do tego dodać czas na dojazd z i do centrum, ale nie jest to problemem. Po prostu lubię latać i nawet jeśli tanie loty międzymiastowe nie są zbyt wygodne, są wystarczająco krótkie, by nie przywiązywać do tego zbytniej uwagi. A jeśli wybierze się inne linie lotnicze, jak np. SAS (który czasem odpowiednio wcześniej miewa naprawdę przyzwoite ceny), podczas krótkiego lotu otrzyma się kawę czy herbatę ;).
Umeå-Sztokholm pociągiem. Tutaj pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, był dworzec w Umeå. By się do niego dostać, trzeba zejść na dół tunelem z zielonymi ścianami w roślinne wzory i dźwiękami natury dookoła. Naprawdę mi się to podobało! :) Podróż pociągiem pozwala na zabranie znacznie większego bagażu i to miało dla mnie największe znaczenie tym razem. Ponadto ceny odpowiednio wcześniej są naprawdę dobre. Nie było nawet zbyt wielkiej różnicy pomiędzy pierwszą a drugą klasą, co pozwoliło mi na wypróbowanie podróży w pierwszej klasie ;).
I właściwie nie było też różnicy pomiędzy pierwszą a drugą klasą ;). Obie są jak pierwsza klasa dla kogoś przywykłego do polskich pociągów... Wybraliśmy cichą strefę, w której nie można rozmawiać (jako że podróż trwała ponad 6 godzin, chcieliśmy ją spędzić na spokojnie). A że byliśmy tam sami przez całą podróż (wygląda na to, że ludzie wolą być nieco głośniej ;)), mogliśmy też normalnie rozmawiać... Siedzenia były wygodne, ale po kilku godzinach i tak nie mogłam się wygodnie ułożyć. Fajny był także stolik z darmowymi owocami, słodyczami i ciepłymi napojami. Umilanie podróży :).
Umeå przywitała mnie jesienią, którą nigdzie poza północą jesienią nazwać nie można... -7 stopni. Na szczęście wzięłam ze sobą zimowe ubrania ;). Ale pomimo zimna, pogoda była naprawdę fajna. A miasto w pełni jesiennych kolorów, które postaram się tu nieco zaprezentować :)
2 Komentarze
Wow! przedzialy gdzie nie mozna rozmawiac! Tego jeszcze nie przerabialam!
OdpowiedzUsuńIdac na studia zastanawialam sie czy nie wybrac Umeå, bo to takie polnocne, odlegle, studenckie (podobno) miasto. Na zdjeciach wyglada bajecznie, ale temperatury troche odstraszaja :D
Mi się pomysł quiet zone bardzo podoba - można spokojnie poczytać czy się zdrzemnąć :)
OdpowiedzUsuńA Umea jest piękne :) fakt, że w okresie letnim, gdy nie ma studentów, jest niemal wymarłe, ale jesienią znowu odżywa. Jedyny problem to to, że jest dość małe i szybko kończą się rozrywki, a wszędzie stamtąd daleko (i drogo) :)