Nigdy nie zapomnę mojej pierwszej wizyty w Sztokholmie. Po całej nocy spędzonej w busie z Malmö do Uppsali, potem zwiedzaniu Uppsali, potem jeszcze pociąg do Sztokholmu... A to był mniej więcej ten sam okres co i teraz - końcówka listopada. Było zimno, ciemno i mokro. Ponadto razem z koleżanką miałyśmy nocować w ramach CouchSurfingu, a nasz gospodarz zapowiedział, że będzie w domu dopiero późnym wieczorem. Kiedy wychodziłam z dworca, marzyłam tylko o pójściu do łóżka - zamiast niego miałam przed sobą jednak szwedzką stolicę z całą tą przedświąteczną (tak, w listopadzie) atmosferą.
Jako że kocham świąteczne dekoracje, gdziekolwiek bym nie była, natychmiast zapomniałam o zmęczeniu. Skoro i tak musiałyśmy czekać na naszego hosta, to dlaczego by nie poświęcić tego czasu i trochę nie pozwiedzać?
Następnego dnia postanowiłyśmy rozpocząć zwiedzanie wcześnie, bo chciałyśmy zobaczyć jak najwięcej w świetle dnia. O tej porze roku dzień trwa 7 godzin a robi się ciemno już ok. 15, więc spanie do 11 było dalekie od tego, czego chciałyśmy.
Niestety, w listopadzie miasto nie wygląda najlepiej. Szczerze mówiąc, podobało mi się dużo bardziej nocą, ze wszystkimi neonami i świątecznymi światełkami. W świetle dnia Sztokholm wyglądał ciemno i ponuro, ale nie powstrzymało nas to przed spacerem po Gamla Stan.
Na starym mieście, naprzeciwko Muzeum Nobla, był jarmark świąteczny. Chociaż ceny nie zachęcały nas do kupna pamiątek czy słodyczy, ale ciepły glögg był wręcz niezbędny :). W tym roku jarmarki bożonarodzeniowe zaczną się pojawiać już w ten weekend - nie mogę się doczekać!
Skoro już tam byłyśmy, zdecydowałyśmy się wejść do Muzeum Nobla. Byłam nieco rozczarowana, jako że okazało się dość małe i niewarte swojej ceny. Podczas mojej wizyty, główną wystawą był "Brakujący Pokój", o której można przeczytać tutaj.
Z muzeum skierowałyśmy się do najpiękniejszego z kościołów na sztokholmskim starym mieście - Tyska Kyrkan. Kościół niemiecki. Jego wnętrze jest w stylu barokowym, więc wygląda on bardziej bogato i piękniej niż wiele innych znanych mi szwedzkich kościołów. To obowiązkowy punkt podczas zwiedzania Sztokholmu.
Spacerując po okolicy, nie mogłyśmy ominąć również pałacu królewskiego. Budynek sam w sobie nie wygląda jakoś specjalnie, ale dodatkową atrakcją są zawsze strażnicy. Szkoda, że nie przyszłyśmy tam podczas zmiany warty.
Lodowisko na świeżym powietrzu. Jakkolwiek był dopiero listopad, temperatury na zewnątrz były wystarczająco niskie, by pojeździć na łyżwach. I by założyć zimową kurtkę, rękawiczki i czapkę, oczywiście ;). Po niezbyt długim spacerze, zrobiło nam się na tyle zimno, że znów pomyślałyśmy, by wejść gdzieś do środka.
I weszłyśmy do muzeum, które w jednej chwili stało się moim numerem jeden w Sztokholmie. Muzeum muzyki i teatru. Chciałam do niego zajrzeć ponownie, jako że obecnie mieszkam w Sztokholmie, ale niestety jest chwilowo nieczynne. Mogłyśmy w nim zobaczyć wszystkie instrumenty muzyczne, jakie tylko mogłyśmy sobie wyobrazić, a także posłuchać ich brzmienia.
To chyba niemożliwe, by stworzyć jakiekolwiek muzeum w Szwecji związane z muzyką bez specjalnej wystawy poświęconej grupie ABBA ;). Ale to nie to sprawiło, że to muzeum stało się moim numerem jeden podczas tej wycieczki. Najbardziej wyjątkowe było to, że w znacznej części muzeum instrumenty były udostępnione zwiedzającym. Tak, można było wziąć gitarę, siąść przy pianinie czy jakimkolwiek innym instrumencie i po prostu grać. Bawiłam się tam jak dziecko ;).
Spędziłyśmy jakiś czas po prostu jeżdżąc metrem i oglądając stacje. Wiele z nich jest naprawdę pięknych, jako że różni artyści pomagali w ich tworzeniu. Na pewno wkrótce dodam oddzielny post tylko ze zdjęciami sztokholmskiego metra.
Arena Globe była widoczna z wielu miejsc w Sztokholmie, więc zdecydowałyśmy się podjechać bliżej, by się jej lepiej przyjrzeć. Chciałam wjechać na górę, by stamtąd przyjrzeć się miastu, ale wieczór był ciemny i mglisty, więc pomysł zapłacenia ponad 100 koron i nie zobaczenia praktycznie niczego... nie był zbyt zachęcający :P.
Jako że nasz host był poza domem do późnego wieczora, musiałyśmy spędzić więcej czasu zwiedzając, chociaż zrobiło się już ciemno. Spacerowałyśmy po centrum miasta i doszłyśmy do Kastellholmen - niewielkiej wysepki z malutką cytadelą.
Spędziliśmy wieczór organizując późną fikę z Jonasem - naszym szwedzkim gospodarzem. Na szczęście następnego dnia miał on więcej wolnego czasu i zabrał nas na śniadanie do swojej ulubionej knajpki a potem na punkt widokowy, by pokazać nam Sztokholm z nieco innej perspektywy.
Niestety Jonas nie miał tyle czasu, by pokazać nam więcej miasta, więc wsiadłyśmy w prom na Djurgården i zdecydowałyśmy się wejść do jednego z największych muzeum, jakie widziałam. Muzeum Nordyckie.
Poza wieloma różnymi wystawami czasowymi ("Historia plastiku"!), muzeum jest poświęcone szwedzkim tradycjom i zwyczajom. Gdybyśmy chciały zobaczyć wszystko szczegółowo, musiałybyśmy spędzić tam cały dzień. I tak spędziłyśmy tam kilka godzin, skupiając się na najciekawszych częściach. Wieczorem miałyśmy bus powrotny do Malmö, więc wolałyśmy spędzić pozostały czas w pomieszczeniu niż spacerując po mieście.
Jakkolwiek widziałyśmy wiele ciekawych rzeczy, raczej nie polecam zwiedzania Sztokholmu w listopadzie. Jeśli chcecie zobaczyć miasto w całej okazałości, wpadnijcie wiosną lub latem, albo nawet podczas złotej jesieni. Jeśli nie przeszkadza wam zimno, przyjedźcie zimą i zobaczcie miasto ze świątecznymi dekoracjami i pod przykrywką śniegu. A listopad... Listopad jest po to, by schować się pod kocem z kubkiem gorącej czekolady... tak, to brzmi dobrze ;).
0 Komentarze