Advertisement

Main Ad

O pracy w Szwecji

Jest jedna rzecz, jeśli chodzi o pracę w Szwecji, która wciąż sprawia, że czuję się niekomfortowo, chociaż tak naprawdę wcale nie powinnam. To zwykła wdzięczność za wysiłek włożony w pracę. Zawsze starałam się pracować jak najlepiej, bo po prostu za to mi płacili. Specyfika mojej pracy sprawia, że przypomina to wszystko jakąś sinusoidę. Czasem mam spokojniejszy okres, kiedy powoli przygotowuję wszystko na te chwile, gdy nie będę miała czasu na nic i będę zostawała po godzinach. Jestem do tego przyzwyczajona i uważałam to za kompletnie normalne... dopóki nie zaczęłam pracować ze Szwedami.
U mnie w biurze ludzie naprawdę troszczą się o dobrą atmosferę w pracy. I nie mam tu na myśli tylko Szwedów, bo mój team jest akurat bardzo międzynarodowy. Zawsze znajdzie się czas na żarty czy fikę. I regularnie mamy coś słodkiego wyłożonego w naszym open space - czekoladę, ciastka, owoce. Mamy taką niepisaną zasadę, że jeśli ktoś gdzieś wyjeżdża, przywozi coś słodkiego stamtąd dla reszty (cholera, właśnie zdałam sobie sprawę, że nie przywiozłam nic z Finlandii! Ale cóż, nie widziałam tam nic, czego nie kupilibyśmy i w Szwecji). Nigdy nie myślałam o tym, jak często mamy jakieś czekoladki w biurze, dopóki nie miałam problemów z zębem i prawie codziennie ktoś zadawał mi to pytanie: "Czekolady? Czy nadal nie możesz?" :P. To fajne, choć w sumie nie tak rzadkie, jako że pamiętam różne słodycze też w pracy w Polsce, zwłaszcza, gdy ludzie wracali z urlopów. Więc co tutaj mnie tak zaskakuje?
[ AIESEC fika! ]
Pewnego dnia wpadł do nas facet z innego departamentu z prośbą o bardzo szczegółowy raport. Takie coś zajmuje ok. pół godziny, gdy system działa poprawnie (co nie zdarza się zbyt często) lub nawet 1,5 godziny, gdy coś się zacina (co zdarza się znacznie częściej). Jasne, 1,5 godziny to jeszcze nie tak długo, ale wyobraźcie sobie, że przygotowywanie raportów zazwyczaj zaczyna się późnym popołudniem, a wszystko musi być zrobione tego samego dnia, więc zostajemy po godzinach, aż wszystko ogarniemy. Czasem to jest 19, ale czasem 21-22, w gorszym wypadku trzeba przyjść w weekend, by wszystko skończyć... W takiej sytuacji te dodatkowe 1,5 godziny pracy naprawdę robi różnicę. I przy tym wszystkim jakoś tak się ułożyło, że to ja przygotowuję te raporty, których ten facet potrzebował. Więc kiedy przyszedł do naszego biura z powyższą prośbą, mój szef go wysłuchał, po czym wskazał na mnie i powiedział: "Ta dziewczyna z Polski robi te raporty. Jeśli czegoś chcesz, rozmawiaj z nią. Ale nie próbuj nawet tego robić, dopóki nie przyniesiesz czekolady." Potraktowałam to jako żart, śmiałam się ze wszystkimi i dodałam do listy nowy raport do przygotowania. Naprawdę się nie spodziewałam, że ten facet przyjdzie do nas w dniu raportowania z wielką papierową torbą pełną kanelbullar i położy to na moim biurku ze słowami "z góry dziękuję za raport". Po prostu wiedział, że dołożył mi więcej roboty i najzwyczajniej w świecie chciał za tę pracę podziękować. Było to dla niego tak naturalne i oczywiste, że przyznam szczerze - byłam zaskoczona.
[ AIESEC fika! ]
Kolejną ciekawą rzeczą, o której wspominała już u siebie autorka bloga Yoga in Stockholm, jest w sposób, w jaki rozpoczyna się współpracę ze szwedzkim przełożonym. Kiedy tylko zaczęłam pracę w Sztokholmie i spędzałam swój pierwszy dzień razem z moją pierwszą szwedzką managerką, zaprosiła mnie ona na lunch. Choć nie czułam się swobodnie z faktem, że zapłaciła za mnie, dla mniej było to coś naturalnego -  zaprosić swojego nowego pracownika, by móc z nim normalnie porozmawiać i czegoś się dowiedzieć.  Kiedy kilka miesięcy później nastąpiły zmiany na stanowiskach i mój drugi manager zajął jej miejsce, on również zaczął od zaproszenia mnie na zapoznawczą fikę, by porozmawiać, poznać się lepiej i zaplanować przyszłą współpracę. Muszę przyznać, że to świetna rzecz - i nie mam tu na myśli bycia zaproszoną na darmowe jedzenie :P (zresztą zawsze mówię, że zapłacę za siebie, na co zawsze dostaję odpowiedź: "to ja Cię zaprosiłem, więc nalegam" ;)), ale raczej takie personalne spotkanie z  przyszłym przełożonym twarzą w twarz.  Nie po to, by wprowadzić cię w twoje obowiązki, ale żeby poznać osobę, z którą przyjdzie ci pracować. Nawet jeśli nie jest to długie spotkanie, to i tak zazwyczaj wiesz już po nim trochę o rodzinie swojego managera, planach na wakacje, może studiach czy pracy za granicą, zainteresowaniach... Takie ogólne tematy, ale pozwalają na stworzenie nieco bardziej osobistej więzi z osobą, z którą pracujesz, zmniejszenie dystansu na linii "pracownik-pracodawca" i zmianę nastawienia. Kiedy pracowałam w Polsce, potrzebowałam kilku tygodni, zanim zaczęłam czuć się swobodnie, rozmawiając z moim managerem (bez stresu związanego z uczuciem, że to przecież mój szef), w Szwecji gadałam i śmiałam się z moim managerem od samego początku jak z dobrym kolegą. I w żaden sposób nie zmniejszyło to mojego szacunku do niego jako mojego przełożonego. 
Inną sprawą jest to, jak traktuje się twoją pracę. Wyobraźcie sobie reakcję swojego managera, gdy wysyłacie mu jakiś plik, o który was prosił.  Mój w Polsce zazwyczaj rzucał "dzięki, Gabrysia" i to był koniec tematu. I żeby nie było - nie narzekam, to było dla mnie normalne - kazano mi coś zrobić, zrobiłam, szef podziękował - zadanie z głowy. W Szwecji nauczyłam się pracować nieco inaczej i bardzo mi się to podoba. Czuję, że się uczę i że uczę się naprawdę dużo. Po pierwsze dlatego, że mój manager mi nie mówi "zrób to tak". On mówi: "Potrzebuję czegoś w tym stylu, spróbuj zrobić to tak jak uważasz, że będzie ok". Zauważyliście różnicę? Szukam najbardziej praktycznych i najlepszych rozwiązań, czasem zajmuje mi to więcej czasu, ale uczę się wielu nowych rzeczy i za drugim razem przygotowuję znacznie lepszy raport niż to, co mamy w swoich szablonach.  A po wysłaniu tego do mojego managera, zawsze dostaję entuzjastyczne odpowiedzi - "świetna robota, dobrze zrobione, jesteś prawdziwą gwiazdą!". Śmieję się z tego, ale bądźmy szczerzy, to miłe.  Szef potrafi przybiec do mojego biurka tylko po to, by powiedzieć, że zrobiłam coś świetnie. Jeśli są jakieś błędy, siedzimy nad tym razem, dopóki wszystkiego nie wyłapiemy, a potem i tak słyszę komentarz, że dobrze zrobione. Moja efektywność w pracy wzrosła ogrooomnie, odkąd czuję, że moja praca jest doceniana i pozbawiona stresu pt. "co szef powie, gdy będzie źle?". Pracuję na spokojnie, otoczona śmiechem, żartami i pozytywnymi komentarzami. I nigdy nie miałam tak świetnej motywacji do pracy jak mam tutaj, w Sztokholmie.
Jak wspomniałam na początku, specyfika mojej pracy sprawia, że wygląda to trochę jak sinusoida. Wiem, że czasem muszę zostać po godzinach, ale wiem też, że później, w spokojniejszym okresie, mogę wyjść wcześniej albo odebrać te kilka godzin, gdy muszę iść do lekarza, nie czuję się za dobrze czy coś w tym stylu. Te dni z nadgodzinami to dla mnie naturalna część pracy w finansach i nawet je lubię, bo zawsze wtedy się dużo dzieje i nie ma czasu na nudę. Ponadto widzę, że mój szef jest zawsze pierwszy w pracy i wychodzi z niej ostatni, co na swój sposób też jest motywujące. Ale wygląda na to, że mój szwedzki manager nie czuje się z tym ok, że pracuję dla niego po godzinach. Za pierwszym razem, po takim wariackim czasie w pracy, przyszedł do mnie z czekoladą, by podziękować. Cała moja grupa była przeszczęśliwa, bo jakoś tego dnia nikt nie przyniósł nic słodkiego, więc ta czekolada znikła bardzo szybko ;).
Jakiś czas temu dostałam późnym wieczorem SMS od szefa z pytaniem, czy przypadkiem nie wzięłam do domu komputera. Okazało się, że ktoś pilnie potrzebował pewnego raportu, który przygotowywałam, i to już na następny poranek. Jako że laptopa akurat do domu nie brałam, po prostu powiedziałam, że na pewno uda nam się to ogarnąć z rana, ot tylko przyjdziemy wcześniej do pracy. Mój manager, cały czas przepraszając, poprosił o wcześniejsze stawienie się w pracy i obiecał postawić śniadanie. Rano szybko zrobiliśmy raport, no i pytanie od szefa - co chcę zjeść. A ja nie czułam się komfortowo - przecież tylko zrobiłam to, za co mi płacą, więc naprawdę nie potrzebuję żadnych zaproszeń i podziękowań. W open space byłam wtedy tylko ja i dwóch Szwedów... i zaczęli o tym dyskutować. Że jeszcze nie nauczyłam się życia w Szwecji, że muszę się nauczyć przyjmować to, co mi oferują. Uśmiechnęłam się, odpowiadając, że swoje śniadanie mam w torebce i wróciłam do pracy. 5 minut później mój szef wrócił ze słodkimi bułeczkami, położył talerzyk na moim biurku, mówiąc, że zasłużyłam sobie. Po pierwsze, bo obiecał mi to, a obietnic się dotrzymuje. Ponadto, bo nie musiałam tego robić - to nie były moje godziny pracy, nie mój obowiązek. Zrobiłam mu przysługę, a Szwedzi po prostu muszą się odwdzięczyć. Wciąż mam problemy ze zwykłym "dziękuję" w odpowiedzi, wciąż myślę, że nie trzeba żadnych dowodów wdzięczności. Ale jakaś część mnie uważa, że polscy managerowie mogliby się sporo nauczyć w Szwecji. Bo tutaj naprawdę czuję, że uwielbiam swoją pracę i chciałabym w niej zostać jeszcze przez jakiś czas. To tak odmienne uczucie od tego odliczania dni do końca mojej poprzedniej umowy w Warszawie... 

Prześlij komentarz

9 Komentarze

  1. Wow, bardzo fajna atmosfera. Może szukają kogoś do pracy? Chętnie się u Ciebie zatrudnię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie zawsze są jakieś pozycje otwarte, choć u nas zazwyczaj szukają informatyków i finansistów :D

      Usuń
  2. Hej Gabi sory,ze pytam tak bezposrednio ale czy Ty masz normalna umowe o prace czy wciaz pracujesz w Electroluxie jako stazystka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem jeszcze na stażu :) A tak z ciekawości, kto pyta? :)

      Usuń
  3. Przepraszam,ze to napisze i absolutnie nie chce Cie zranic,ale czy nie uwazasz,ze gdyby Szwedzi byli tak bardzo Toba zadowoleni to czy nie przyjeli by Cie na normalnych warunkach?
    Troche to dziwne i szkoda mi Cie,bo jesli jestes osoba po dobrych szkolach itd.to czy nie nalezy Ci sie normalne traktowanie i godny zarobek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego uważasz, że powinno Ci być mnie szkoda. Aplikowalam o staż, znając jego warunki, wynagrodzenie i czas trwania - i nie widzę tu ani nienormalnych warunków ani traktowania. Zadowolenie przełożonych nie ma wpływu na obecną umowę, ale może mieć wpływ na to, co po niej ;). Jeśli chodzi zas o politykę zatrudnienia - nie różni się ona tutaj niczym od innych korporacji na świecie.

      Usuń
    2. Ja sie dolacze i potwierdze slowa Gabi :) Mialam staz w firmie, ktora pomimo ze byla ze mnie zadowolona, miala po prostu polityke stazy i brak nowych stanowisk... pomimo ze niektore "lesne dziadki" pracujace w firmie, nie byly efektywne, ani wydajne, to nie mozna bylo ich zwolnic i zatrudnic na to miejsce mnie....
      I tak jak mowi Gabi... zadowolenie bezposrednich przelozonych czesto niestety nie ma mocy sprawczej, gdyz decyzje o wolnych etatach czesto zapadaja "wyzej"

      Usuń
  4. No moze kiedys doczekasz sie normalnej umowy o prace-wkoncu jestes dorosla osoba a nie dorastajaca uczennica.Zycze powodzenia i wytrwalosci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z umowy o pracę zrezygnowałam dla tego stażu ;). Cóż poradzić, że w Szwecji staż ma lepsze warunki niż w Polsce umowa o pracę :)

      Usuń