Advertisement

Main Ad

Szwedzka praca, polskie wakacje i Festiwal Kultury

Zaledwie kilka dni temu LinkedIn poinformował mnie, że kilku moich znajomych pogratulowało mi rocznicy w pracy. Dzisiaj, wchodząc do budynku, nie mogłam otworzyć bramki, za to wyświetlił mi się komunikat, że mój identyfikator stracił ważność i muszę aplikować o jego przedłużenie. Więc wychodzi na to, że pracuję tu już rok. A 11 sierpnia, dokładnie w moją pierwszą rocznicę pracy, byłam właściwie od tej pracy bardzo daleko... zarówno ciałem, jak i myślami.
Kiedy nasza erasmusowa koleżanka zaprosiła nas na swoje wesele na początku sierpnia, pierwsze, co przyszło mi do głowy, to kwestia zorganizowania kilku dni wolnego podczas zamknięcia miesiąca. Kiedy pracuje się w finansach, można wziąć urlop właściwie w każdym okresie - poza zamknięciem miesiąca. I przygotowaniem kwartałów. I budżetu. Ale poza tym - w każdym okresie. W tym przypadku sytuacja była nieco bardziej skomplikowana, bo właściwie nie wiedziałam, czy w sierpniu jeszcze będę pracować. Więc kiedy tylko mój manager usiadł, by porozmawiać ze mną o przedłużeniu umowy, poprosiłam o urlop. Oczywiście, pierwsze pytanie, jakie padło, to to, czy koleżanka nie może przełożyć ślubu na "po zamknięciu miesiąca"... :P Na szczęście nikt nie robił mi problemów (może dlatego, że to był pierwszy raz, gdy zniknęłam w tak ważnym momencie) i podczas ubiegłego weekendu bawiliśmy się w Rzeszowie, pokazując mojemu Kolumbijczykowi, jak wygląda polskie wesele ;).
Wizyta w Polsce to także okazja na kontrolę u dentysty, zakupy oraz spotkanie z przyjaciółkami, które specjalnie wzięły urlop, by spędzić z nami cały dzień. Pierwszym pomysłem był wypad do Zamościa, ot tak - pozwiedzać, ale nie byłoby to zbyt łatwe przy takiej pogodzie. Kiedy szwedzkie lato było zimne i deszczowe, Polska przywitała nas niemalże 40 stopniami. Szybko więc zamieniliśmy zwiedzanie na pływanie w jeziorze i opalanie się. Taki dzień odpoczynku był wręcz konieczny, ale nie mogliśmy spędzić w Polsce więcej czasu. I tak uważam za cud, że mogłam wziąć aż 4 dni urlopu podczas zamknięcia miesiąca ;).
Kiedy tylko wróciliśmy do Sztokholmu, natychmiast zwróciliśmy uwagę na rozstawione wszędzie pianina. We wszystkich kolorach, z wielkimi napisami "Zagraj na mnie, jestem twoje". Większość zajmowały dzieci, ale od czasu do czasu mieliśmy szczęście napotkać na jakiegoś utalentowanego muzyka, grającego dla otaczających go ludzi. Wszystko to ze względu na Sztokholmski Festiwal Kultury, odbywający się w szwedzkiej stolicy od 11 do 15 sierpnia. Festiwal obejmował również wiele wydarzeń kulturalnych w muzeach oraz różnych częściach miasta. No i największa atrakcja - mnóstwo koncertów. Oczywiście dla nas - nieznających szwedzkiej muzyki - nie było to zbyt fascynujące, ale tłumy w centrum miasta świadczyły niewątpliwie o tym, że artyści byli popularni. Chyba jedynym znanym nam artystą był zwycięzca tegorocznego konkursu Eurowizji - Måns Zelmerlöw. Jakkolwiek nie zostaliśmy na koncercie wystarczająco długo, by usłyszeć słynne "Heroes".
Powrót do pracy po takim tygodniu nie był najłatwiejszą rzeczą, bo wciąż miałam sporo do roboty w związku z zamknięciem miesiąca. Mój manager powitał mnie prośbą o poinformowanie wszystkich moich przyjaciół, by się już nie pobierali na początku żadnego miesiąca ;). Powiedział, że mieli masę roboty i że nie zdawał sobie sprawy, ile czasu naprawdę zajmuje to, co robię. Mój inny manager (bo pracuję dla różnych grup) stwierdził, że z drugiej strony to dobrze zniknąć od czasu do czasu i dać ludziom odczuć, ile dla nich robię, by bardziej docenili moją pracę. Cóż, pewnie od czasu do czasu nie jest to zły pomysł, ale na wszelki wypadek... Ludzie, żadnych ślubów na początku miesiąca! ;)
To niesamowicie fajne uczucie, po całym dniu pracy, wyjść wieczorem do centrum i bawić się na Festiwalu. Sztokholm ożył. Ponadto pogoda chyba sobie przypomniała, że powinno być lato i cały ten tydzień był słoneczny i ciepły (ciepły tutaj oznacza 20 stopni i wszystko ponad). Czasem chodziliśmy od sceny do sceny z nadzieją na coś ciekawego (tak na przykład natrafiliśmy na Månsa Zelmerlöwa) a czasem wybieraliśmy się prosto na koncert, którego chcieliśmy posłuchać - moim numerem jeden był zdecydowanie występ Orkiestry Symfonicznej Szwedzkiego Radia w towarzystwie wokalistów jazzowych, takich jak Dee Dee Bridgewater. Ciekawiły mnie też klasyki soulowe z Północną Orkiestrą Soulową, ale ten koncert nam niestety odwołano.
Teraz, kiedy zarówno festiwal, jak i mój urlop dobiegły końca, postaram się nieco częściej aktualizować bloga... Wciąż mam do wrzucenia sporo zdjęć z Rumunii i Szwecji. Jeszcze tylko potrzeba mi motywacji na regularne pisanie ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze