Cóż, właściwie to Niemcy też startują we wrześniu od 1872r., kiedy to ten oryginalny Oktoberfest przeniesiono z samego października na przełom września i października. Szwedzi przenieśli go sobie na jeszcze wcześniejszą datą, więc szwedzki Oktoberfest wystartował 3 września. Odkryłam tę imprezę całkowicie przez przypadek, kiedy jeden ze znajomych na Facebooku wrzucił kilka zdjęć z pierwszego dnia festiwalu. Szybki rzut oka w Google, wysłanie linka o imprezie do koleżanki, po czym zdecydowałyśmy się spędzić sobotnie popołudnie i wieczór w polskim towarzystwie na niemieckim festiwalu w szwedzkiej stolicy. Brzmi całkiem nieźle, prawda? ;)
Impreza odbywa się w Kampementsbadet, zaledwie kilka minut spacerem od stacji metra Gärdet. Oktoberfest trwa od czwartku do soboty, zarówno w ubiegłym, jak i obecnym tygodniu (3-5.09 oraz 10-12.09). W czwartki wejście jest za darmo, w piątki i soboty kosztuje 50 koron (22,40 zł). Można również wypożyczyć lub zakupić tradycyjne stroje i kapelusze, by poczuć się bardziej jak na prawdziwym Oktoberfest ;).
Przepraszam za jakość zdjęć, ale nie chciałam brać aparatu na taką imprezę i w efekcie mam tylko zdjęcia robione kalkulatorem aparatem w telefonie ;). Chociaż impreza zaczęła się o 14, my wolałyśmy wybrać się tam nieco później. Nie było tłumów, chociaż stoły blisko sceny były już pozajmowane. Nie przeszkadzało nam to, bo żeby móc spokojnie porozmawiać, i tak trzeba było usiąść nieco dalej.
Ceny są - oczywiście - bardzo szwedzkie. Za szklankę cydru lub piwa płaci się 70 koron (31,30 zł). Duże (litrowe) napoje kosztują 140 koron (62,60 zł). Można też kupić napoje bezalkoholowe, jak choćby coca-colę, ale jakoś nie byłam ciekawa ich cen ;). Dla tych, co zgłodnieli, były także dania złożone z frytek i kiełbasy lub sznycla.
Byłyśmy też pozytywnie zaskoczone muzyką. W namiocie grał niemiecki zespół, który nie tylko stworzył świetną atmosferę Oktoberfestu, ale również zabawiał ludzi największymi przebojami, takimi jak "Don't stop me now", 'Livin' on a prayer" czy soundtrack z "Króla lwa" :). To w sumie chyba był mój pierwszy raz w Sztokholmie, gdy poszłam na imprezę napić się i potańczyć... i muszę przyznać, że bardzo podobała mi się tamtejsza atmosfera.
Jeśli macie możliwość, wybierzcie się tam w tym tygodniu. Festiwal jest zdecydowanie wart swojej ceny ;). Dla mnie to było jeszcze o tyle fajniejsze, że naprawdę potrzebowałam momentu relaksu i wyłączenia myślenia, a czy jest coś lepszego na to niż festiwal piwa? ;)
3 Komentarze
Ooo szkoda, że nie wiedziałam. Może za rok
OdpowiedzUsuńZawsze możesz się sprężyć do tego weekendu... :D
UsuńTeż bym poszalała :)
OdpowiedzUsuń