Alfabet emigracji staje się coraz trudniejszy i muszę przyznać, że utknęłam na literce J. Dotarłam nawet do takiego momentu, że po prostu przeglądałam jakąś stronę internetową z listą słów zaczynających się na daną literę i nie przychodził mi do głowy żaden sensowny temat. A nie chciałam pisać o czymkolwiek, byleby tylko coś napisać. Myślałam z dobry tydzień czy coś koło tego i nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł - opowiem wam o moich couchsurfingowych doświadczeniach w Szwecji! :)
Niezbyt dużo podróżowałam ani nie korzystałam z Couchsurfingu zanim po raz pierwszy wyjechałam do Szwecji. Konto na tym serwisie założyłam w 2010 r., na kilka tygodni przed przeprowadzką do Malmö. Wylot miałam na dzień przed tym, jak mogłam się wprowadzić do tak pięknego pokoju w akademiku jaki macie okazję oglądać na powyższym zdjęciu ;). I przyznaję otwarcie - wybrałam Couchsurfing, bo rezerwacja pokoju w szwedzkim hotelu wydawała się szaleństwem dla studentki z finansowego punktu widzenia. No i tak poznałam Martina. Szweda, który pierwszy pokazał mi Malmö, zabrał mnie na najgorszego falafela jakiego kiedykolwiek jadłam i powiedział mi, że zarówno Couchsurfing, jak i autostop w Szwecji mogą się okazać ciężkie do zorganizowania, bo "my generalnie nie lubimy obcych" i "naprawdę jesteś w stanie wyobrazić sobie Szweda, który czułby się komfortowo, mając obcą osobę w swoim domu?".
Dwa miesiące później zachciało mi się zwiedzić Sztokholm - pierwszy raz w życiu. I szybko zdałam sobie sprawę, jak trudno może być znaleźć kanapę, nawet w listopadzie, który przecież nie był szczytem sezonu. Nie ułatwiał zadania fakt, że szukałyśmy miejsca we dwójkę z koleżanką i nie miałyśmy zbyt wielu referencji. Już w ogóle pomijając wiadomości od facetów zachęcających nas do odwiedzenia ich poprzez komentarze w stylu: "mam łóżko w kształcie serca i mini bar"... Początkowo dostałyśmy odpowiedź od faceta mieszkającego gdzieś na przedmieściach z informacją, że w ten weekend będzie bardzo zajęty, ale jeśli nie uda się nam nic innego znaleźć, to może nam pomóc. Podziękowałam i kontynuowałam poszukiwania, nawet dość szybko znajdując kolejnego gospodarza. Niestety, facet zmienił zdanie niemal w ostatnim momencie i w końcu byłam zmuszona znów napisać do poprzedniego gościa. I tak spotkałyśmy Jonasa.
Jonas powitał nas tradycyjną szwedzką fiką, choć może o niezbyt tradycyjnej godzinie (przybyłyśmy na jego miejsce późno w nocy). Szwedzkie słodycze i herbatka owocowa, bo kawy przecież nie pijam ;). Rozmowy o muzyce, podróżach oraz polskich i szwedzkich zwyczajach. Pomógł nam też z przygotowaniem listy, co robić i co zobaczyć w Sztokholmie poza muzeami, których listę miałyśmy już wcześniej zrobioną. Spędziłyśmy w Sztokholmie dłuższy weekend, podczas którego Jonas pracował a my zwiedzałyśmy na potęgę (jakbym miała nigdy już nie wrócić do Sztokholmu czy coś... :P ). Następnego wieczora zabrał nas do niewielkiej knajpki z azjatyckim jedzeniem na wynos, którą gorąco polecał. Następnego ranka - znów w szwedzkim stylu - poszliśmy na śniadanie do małej kawiarenki. Zdecydowanie za drogiej na studencką kieszeń, ale przynajmniej po raz pierwszy spróbowałam herbaty o smaku czekolady (jakoś nie mogłam się zdecydować, czy wolę herbatę czy czekoladę...). Pokazał nam jeden ze swoich ulubionych punktów widokowych i zostawił, byśmy mogły kontynuować zwiedzanie. A my się po prostu wybrałyśmy na poszukiwanie polskiego sklepu, by kupić coś tradycyjnego na prezent dla Jonasa :).
Po wyjeździe z Malmö przez jakiś czas zarówno podróżowałam, jak i sama gościłam w ramach Couchsurfingu, choć już nigdy więcej w Szwecji. Może jeszcze kiedyś do tego wrócę, bo wciąż mam na swojej liście do zobaczenia Göteborg i nie chciałabym tam wyskoczyć tylko na jeden dzień, ani też się zatrzymywać samotnie w hostelu. Ale nie jestem pewna - choć wciąż mam tam konto, na które zaglądam od czasu do czasu, to mam wrażenie, że CS zmienił się aż zanadto przez ten czas. Chyba zbyt wiele osób traktuje go jako coś w rodzaju portalu randkowego, a to akurat nie jest to, czego od Couchsurfingu oczekuję :P.
Jesteście ciekawi postów innych blogerów na literę J? Zajrzyjcie tutaj!
- Gone to Texas: J jak Jalapeño
- C'est la vie: J jak J'adore!
2 Komentarze
Nigdy nie korzystałam z Couchsurfingu ale brzmi fantastycznie.
OdpowiedzUsuńA Jonas ... kurczę okazał się świetnym przewodnikiem. Obyś więcej takich ludzi na horyzoncie spotykała :)
Pozdrawiam Justa x
Sam pomysł Couchsurfingu jest świetny. Poznałam tak sporo wspaniałych osób, choć niestety większość kontaktów się urwała. Ale na pewno podróżowanie jest ciekawsze w ten sposób :). A nieprzyjemną sytuację miałam na szczęście tylko raz i dzisiaj się z tego śmieję ;)
UsuńPozdrawiam również!