Chciałam zobaczyć ten jarmark bożonarodzeniowy już ubiegłej zimy, ale pogoda skutecznie mnie zniechęciła. Cóż, mówiąc prosto: w Sztokholmie nie było zimy ubiegłego grudnia ;). Jako że dla mnie prawdziwy jarmark świąteczny wymaga całej tej atmosfery, którą ciężko uzyskać bez śniegu, a do tego Drottningholm był dość daleko od mojego miejsca zamieszkania, odłożyłam ten wypad na przyszły rok. Ale ten "przyszły rok" już nadszedł... a zima, znowu, jeszcze się nie pojawiła...
Pierwszy weekend grudnia - 5 i 6 - to czas, kiedy odbywał się jarmark na terenie Drottningholmu. Zaskakująco ciepły, prawie 10 stopni, więc moje marzenia o śniegu wszędzie wokół pozostały w strefie marzeń. Na szczęście choć przestało padać, jednak wiatr bywał okropny...
To nie był mój pierwszy wypad do Drottningholmu, więc ogólnie już zdawałam sobie sprawę z tego, ile czasu potrzebuję na dojazd. Nie mogłam się bardziej pomylić. Na Brommaplan tyle osób czekało na autobus do Drottningholmu, że po prostu nie udało mi się wsiąść do środka, choć stanęłam w kolejce na przystanku (nigdy się chyba nie przyzwyczaję do ludzi ustawiających się w kolejce w oczekiwaniu na autobus... ;) ) zaraz po odjeździe poprzedniego autobusu. No i korek uliczny! Chociaż normalnie przejechanie tej odległości zajmuje kilka minut (według strony SL - 4 minuty), w tę sobotę utkwiłam w korku na prawie 40 minut... Szczerze mówiąc, zupełnie się tego nie spodziewałam.
Chociaż nie ma nic lepszego niż kubek grzanego wina na jarmarku świątecznym, po wyjściu z zatłoczonego autobusu marzyłam raczej o szklance czegoś zimnego niż o glöggu na rozgrzewkę. Do tego i tak nie chciałam nic jeść ani pić na wietrze, więc zdecydowałam się tylko obejść jarmark i pozaglądać do straganów.
Przyzwyczajona jestem do faktu, że na szwedzkich jarmarkach świątecznych sprzedaje się głównie lokalne produkty, nie zawsze związane ze świętami, ale naprawdę... Nie miałabym nic przeciwko jakiemuś sklepikowi ze szwedzkimi słodyczami, to mogłabym zjeść nawet na dworze przy złej pogodzie ;)
Co mnie do tego zdziwiło - największy tłum stał przy budce z... kebabem. Ale cóż, to było zaraz po porze lunchu, może nie wszystkim udało się coś wcześniej zjeść ;).
I nie wiem, czy to przez brzydką pogodę, która odebrała jarmarkowi cały świąteczny urok, czy może przez tłok i bałagan wszędzie wokół, ale jakoś nie poczułam tam świątecznej atmosfery. Znacznie bardziej przypadły mi do gustu jarmarki w centrum miasta. W Drottningholm pospacerowałam po jarmarku, zrobiłam kilka zdjęć i po 15 minutach byłam gotowa, by wracać do domu z myślą "nic specjalnego" w głowie.
Wkrótce możecie się spodziewać więcej świątecznych postów na blogu - mam nadzieję, że lubicie tę tematykę ;). Postaram się nie powtarzać rzeczy z ubiegłego roku, więc polecam zajrzeć do starszych wpisów, zwłaszcza o świątecznych dekoracjach w Sztokholmie oraz jarmarku świątecznym na Kungsträdgården.
0 Komentarze