Advertisement

Main Ad

Luleå w jeden (zimowy) dzień

Samolot ląduje a ja coraz bardziej się zastanawiam, co ja tu właściwie robię. Zaczęłam się nad tym zastanawiać zaraz po tym, jak obudziłam się rano i zobaczyłam godzinę 4:30 na zegarku. Choć alarm był nastawiony na 5 rano, nie mogłam już zasnąć. To zdecydowanie nie jest najlepsza pora na wstawanie w niedzielę. Kontynuowałam moje wewnętrzne i bezgłośne narzekania, czekając na autokar lotniskowy o 5:30, a także kiedy po 6 rano dotarłam na Arlandę. Cóż za piękny niedzielny poranek!
W samolocie spotykam się z T., który będzie moim towarzyszem podróży tego dnia. Kiedy docieramy na lotnisko, zaczynamy się rozglądać za jakimś autobusem do centrum. Na przystanku się okazuje, że musimy poczekać jeszcze ponad pół godziny, co nie jest zbyt zachęcające w chłodny poranek. Większość osób kieruje się na postój taksówek, my zaś otwieramy Google Maps. Według niego z lotniska do centrum miasta mamy około 5,5 kilometra, więc zamiast czekać na autobus, decydujemy się na spacer.
Nie mam nic przeciwko - świeże powietrze skutecznie mnie rozbudza, a widok śniegu i lodu dookoła sprawia, że cieszę się jak dziecko. Brakowało mi zimy i wygląda na to, że łatwiej o śnieg w Polsce niż w Sztokholmie. Ale wciąż, Luleå nie przywitała nas taką zimą, jakiej można by się spodziewać po północnej Szwecji w grudniu. Temperatury oscylują w okolicach 0 stopni, a trawa jest ledwo pokryta cieniutką warstwą śniegu... Co się stało z tą zimą na północy? Styczeń w Umeå, grudzień w Luleå - wygląda na to, że nawet wypad w północne rejony Szwecji nie stanowi gwarancji natrafienia na prawdziwą zimę ;).
To w sumie smutne, bo to było jedno z moich głównych marzeń, kiedy bukowałam bilety do Luleå. By wreszcie zobaczyć prawdziwą szwedzką zimę, bo ani w ubiegłym ani w tym roku w Sztokholmie nie wyglądało to tak jak lubię ;). Tak, jestem tym typem osoby, którą cieszy śnieg do kolan i sople zwisające z dachów dookoła... o ile nie trwa do do marca-kwietnia, oczywiście ;).
Po jakiejś godzinie spaceru po leśnych ścieżkach i niewielkich uliczkach, w końcu docieramy do mostu, za którym jest już właściwe miasto Luleå. Ale zanim przez niego przejdziemy, robimy sporo zdjęć z obu stron mostu. Jest już po 10 i niebo zaczyna przybierać kolory poranka na horyzoncie. Rzeka pokryta lodem i to wszystko wygląda tak jakoś magicznie :).
Jednym z pierwszych budynków, które zauważamy po dotarciu do centrum, jest miejscowa katedra. Ale muszę zwiedzanie jej odłożyć na nieco później, bo mój towarzysz podróży uważa, że to już czas najwyższy na śniadanie ;). Nie wiedząc zbytnio, gdzie się zatrzymać, i nie chcąc wydać majątku na jedzenie, kończymy w jakimś fast foodzie otwartym w niedzielny poranek. To też dobra okazja, by wypić kubek gorącej herbaty - choć na zewnątrz nie jest tak zimno jak mogłoby być, to jednak nieźle zmarzłam przy dłuższym spacerze.
Nie będąc już głodnymi, mamy zdecydowanie więcej energii na chodzenie i zwiedzanie. Całe centrum miasta jest już świątecznie ozdobione - co warto zauważyć, całe "nowe" centrum miasta. Bo pierwotna Luleå otrzymała prawa miejskie od króla Gustawa II Adolfa w 1621 r., ale 28 lat później miasto przeniesiono bliżej wybrzeża i właśnie tu się obecnie znajdujemy. Przeniesienie zostało wymuszone przez podnoszenie się lądu (ruchy izostatyczne), które uniemożliwiło statkom dopłynięcie do wybrzeża przy starym mieście. Choć nowe miasto Luleå szybko się rozrastało od tej pory, stając się siedzibą regionu Norrboten, centrum badań i nauki oraz siedzibą pierwszej politechniki w Szwecji, to o starym mieście nie zapomniano. Znane jako Gammelstad zostało nawet wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Nie wiem, co miała na celu ta niewielka parada w centrum miasta, ale fińskie flagi na północy nie są czymś zaskakującym. Jeśli spojrzycie na mapę, Luleå nie znajduje się znowu tak daleko od szwedzko-fińskiej granicy :).
Mając nadzieję, że katedra będzie otwarta dla zwiedzających, kierujemy się prosto do kościoła.
Katedrę wybudowano pod koniec XIX wieku, konsekrowano w 1893 roku. Zastąpiła ona poprzedni kościół, spalony w wyniku wielkiego pożaru z 1887 roku. Architekt Adolf Emil Melander zaprojektował katedrę w stylu neogotyckim, a pierwotnie była ona poświęcona królowi Oskarowi II (Oskarowi Fryderykowi).
Jak zwykle, zwracam największą uwagę na witraże w oknach nad ołtarzem. Przedstawiają one apostołów i są częścią pierwotnego wystroju kościoła, z 1893 roku. Niby nie powinno to dziwić, ale później doczytałam, że wnętrze katedry wielokrotnie zmieniano i w efekcie wygląda ono dużo prościej niż pierwotna wersja.
Dekoracje świąteczne nie są też aż tak rzucające się w oczy jak np. w Polsce (ale nawet nie porównujmy do Kolumbii, gdzie kościoły na święta ozdabia się jak jakieś centra handlowe...). W Luleå widzę tylko małą szopkę w kącie katedry.
Kiedy wychodzimy z katedry, niebo mieni się wszystkimi kolorami. To takie dziwne uczucie! Podchodzimy bliżej wybrzeża, obserwując zachodzące słońce. Dajcie spokój! Ledwo co zjedliśmy śniadanie, dopiero zaczynamy zwiedzanie! Witamy na północy :). Taki piękny zachód słońca dane jest nam obejrzeć o 12:30. Ale nie jest jeszcze zbyt ciemno, słońce zachodzi całkowicie dopiero po 13...
Decydujemy się powoli kierować w stronę Starego Miasta, ale tak, żeby zobaczyć je, gdy już zrobi się kompletnie ciemno (czyli tak ok 14-15). Więc korzystając z ostatnich promieni słońca, wciąż spacerujemy po nowym Luleå. Osobiście jestem mocno zaskoczona bardzo ładną sztuką uliczną w tunelu koło wybrzeża - z dotychczasowego doświadczenia wiem, że sztuka uliczna w Szwecji nie jest jakoś popularna czy wyjątkowa.
Do gustu przypadł mi bardzo również ratusz miejski (Stadshuset) w Luleå. Jest kompletnie różny od ratuszy w innych miastach... Tutaj jest nowoczesny, prosty i wpadający w oko. Szukając ratusza, automatycznie rozglądałam się za starszym budynkiem z wieżą, no wiecie, takim tradycyjnym ;). A znalazłam to.
Naprzeciwko ratusza znajduje się brama wejściowa do parku miejskiego - niewielkiego, zielonego obszaru pomiędzy ratuszem a katedrą. Natychmiast zauważam tam duże serce z napisem "Luleå". Mam już zdjęcie z sercem w Umeå, więc teraz mogę dodać kolejne do mojej "kolekcji północnych serc" (składającej się z 2 serc, ale ciii...) - tym razem z Luleå ;). W grudniu park jest dodatkowo ozdobiony dekoracjami świątecznymi.
Przechodząc przez centrum miasta, docieramy do Północnego Wybrzeża (Norra Hamn). Od XVII do XX wieku było to "wyjście na świat z Luleå dzięki nawigacji i żegludze" według tabliczki postawionej na brzegu. Współcześnie to raczej popularne miejsce do rekreacji.
Temperatura powoli spada, chociaż chyba nie jest zimniej niż -5 stopni późnym popołudniem / wczesnym wieczorem. Spacer wzdłuż wybrzeża i próby utrzymania równowagi na pokrytych lodem chodnikach skutecznie mnie rozgrzewają ;). Wybrzeże w kolorach zachodzącego słońca wygląda niesamowicie. Lód na wodzie nie wydaje się jeszcze stabilny, ale już zauważamy kogoś jeżdżącego na łyżwach... Chyba jednak, nawet bez śniegu, zima i tak dotarła do Luleå ;).
Myślę, że to już wszystko, co moglibyśmy zobaczyć podczas tych kilku godzin w nowym Luleå. Wciąż mając całe popołudnie przed sobą, kierujemy się już prosto do Starego Miasta UNESCO. Ale to już temat na oddzielną historię :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze