Advertisement

Main Ad

Przy moście Höga Kusten

Co jak co, ale szwedzkie Wysokie Wybrzeże to chciałam zobaczyć już całe wieki temu. Ciągnące się gdzieś pomiędzy Härnösand a Örnsköldsvik, już od 2000 r. znajduje się (wraz z fińskim Archipelagiem Kvarken) na Liście UNESCO. Tegoroczne Midsommar to była moja pierwsza wizyta w tej okolicy i na pewno nie ostatnia. Nie udało mi się jeszcze zajrzeć do parku narodowego Skulleskogen, ale wiadomo - co się odwlecze, to nie uciecze i na Höga Kusten jeszcze wrócę... i to może nie raz ;)

Piękne widoki zaczęły mi migać za oknem autokaru zaraz za Sundsvall, ale dopiero droga pomiędzy Härnösand a Kramfors, biegnąca często wzdłuż wybrzeża, niemal odebrała mi mowę (co nie jest takie łatwe, w końcu mi się usta nigdy nie zamykają :P). Ale o ile w drodze do Kramfors mogłam podziwiać okolicę tylko przez okno, tak jadąc potem z Agnieszką i jej mężem, postoje dla turystki z aparatem były zawsze mile widziane ;)
Wysokie Wybrzeże powstało w wyniku ruchów izostatycznych, zresztą cała Skandynawia wciąż bardzo powolutku się podnosi. Już od ponad 10.000 lat teren ten podnosi się prawie o metr co sto lat. [*] Na obszarze Höga Kusten topniejący lodowiec uniósł ląd oraz wyrzeźbił wyjątkowe klify. Ale nie wyobrażajmy sobie tu czegoś na podobieństwo chociażby irlandzkich klifów. Wysokie Wybrzeże to raczej setki (lub nawet tysiące) wysepek, kamieniste plaże, liczne formacje skalne oraz wszechobecne lasy.
Przez Wysokie Wybrzeże biegnie szlak turystyczny o długości 128,6 km. Gdzieś w głowie kiełkuje mi myśl, by w przyszłym roku przyjechać na 4-5 dni i na spokojnie przejść tę trasę. Jeśli pogoda dopisałaby tak jak to było w Midsommar w tym roku, to pewnie wróciłabym z toną zdjęć... Ale już sobie wyobrażam, jakie to mogłyby być zdjęcia ;)
Po kilku godzinach spędzonych na wybrzeżu Rotsidan, Agnieszka z mężem zabierają mnie w kolejne miejsce z serii tych koniecznych do zobaczenia. To Most Höga Kusten, który też mignął mi gdzieś w oddali, gdy jechałam do Kramfors, ale teraz w końcu mogłam przyjrzeć mu się z bliska.
Wybudowany w latach dziewięćdziesiątych nad rzeką Ångerman jest najdłuższym mostem wiszącym w Szwecji oraz czwartym co do długości w Europie. Most ma ponad 1,8 km długości i nie da się ukryć - robi wrażenie. Zwłaszcza, że gdy dojechaliśmy na miejsce wszystko spowijała mgła, więc były takie momenty, że Mostu Höga Kusten widzieliśmy tyle tylko, co na poniższym zdjęciu ;)
Moi gospodarze robią sobie przerwę na kawę, a ja stwierdzam, że fajnie byłoby zobaczyć most z innej perspektywy. Od położonego przy moście hotelu Höga Kusten (nie są zbyt oryginalni, jeśli chodzi o nazewnictwo w tej okolicy) biegnie w dół ścieżka, którą można dotrzeć pod most. Jest ona dość stroma, a kamienie i żwir usuwają się spod nóg, ale w niczym mi to nie przeszkadza. Zwłaszcza, że bliżej brzegu mogę się lepiej rozejrzeć po okolicy, niezasłoniętej przez drzewa.
Pamiętam, że kiedyś widziałam zdjęcie tego mostu zrobione od dołu. Strasznie mi się spodobało, więc też chciałam zejść w dół. Widok jest niesamowity, ale nawet najlepsze zdjęcia nie byłyby wstanie oddać tego uczucia, gdy stoi się przy podporach mających, bagatela, 180 metrów wysokości.
Po dotarciu pod most zdecydowałam się nie zawracać, ale zobaczyć, dokąd dalej doprowadzi mnie ścieżka. Łączy się ona potem z ulicą, którą mogę wrócić do punktu wyjścia. A po drodze zobaczyć jeszcze więcej zieleni i wysepek :)
Kiedy dotarliśmy w pobliże mostu Agnieszka próbowała mnie zachęcić do wejścia na pobliskie wzgórze, by mieć jeszcze lepszy widok. Nie kusiło mnie to, bo całe wzgórze tonęło we mgle i nieszczególnie wierzyłam w jakikolwiek widok, co tu mówić o jeszcze lepszym. Ale gdy wróciłam ze spaceru, mgła się już rozwiała (poniższe zdjęcia wiatraka dzieliło może z pół godziny?), a w takiej sytuacji wspinaczki na górę już nie mogłam sobie odpuścić.
Ścieżka była momentami dość stroma, ale wchodziło się dobrze. Schodziło się nieco gorzej... Ale ja to ja - jeśli mogę gdzieś wejść, to wejdę, a potem się będę zastanawiać, jak stamtąd zejść :P. Widoki były jednak warte tego niewielkiego wysiłku ;)


Po drodze minęłam jeszcze grupę Szwedów, wpatrujących się w horyzont przez lornetki. Okazało się, że do mostu podpływał wielki prom turystyczny. A takie promy bywają w tej okolicy na tyle rzadko, że same w sobie też są atrakcją turystyczną i wszędzie stali ludzie z aparatami i lornetkami... Śmieszny widok ;). Statek podpłynął, pozwalając turystom na promie zrobić zdjęcia mostu i turystom na wybrzeżu zrobić zdjęcia statku, po czym atrakcja dobiegła końca ;). Ale w sumie co się ludziom dziwić, w końcu ładne to Wysokie Wybrzeże, prawda? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze