Mimo że Carnaval (a w pierwotnej wersji Festiwal) Sztukmistrzów odbywa się w Lublinie już od 2008 roku, dopiero w ten weekend miałam okazję zobaczyć go po raz pierwszy. Chyba dlatego, że z Lublina wyniosłam się właśnie w 2008 roku i choć na początku jeszcze wakacje spędzałam w domu, to ten Carnaval jakoś widocznie nie był mi po drodze. A wydarzenie się rozwijało i stawało coraz popularniejsze i z każdym rokiem słyszałam na jego temat coraz więcej pozytywnych komentarzy. I w końcu w tym roku sama miałam okazję się przekonać, czym ten Carnaval Sztukmistrzów jest.
Nazwa wydarzenia to nawiązanie do powieści Isaaka Singera pt. "Sztukmistrz z Lublina". Ale Carnaval Sztukmistrzów to nie tylko sztuczki magiczne. To także pokazy akrobatyczne, występy muzyczne, takie pomieszanie teatru z cyrkiem. I (prawie) wszystko jest za darmo i odbywa się na ulicach. Albo nad ulicami ;).
Chyba najbardziej podziwiam tych chodzących po linie. Wiem, że są asekurowani i nie mogą spaść na ziemię, ale mimo wszystko... Jak się straci równowagę i trzeba potem wspiąć się i znów stanąć na chwiejącej linie, to raczej nie wygląda to na najłatwiejsze zadanie ;)
W tym roku wszystko działo się na Starym Mieście, od Krakowskiego Przedmieścia aż po Zamek. Przy ładnej pogodzie tłumy były ogromne. Ja wybrałam się w sobotę i czasem nie dało się nawet podejść, by cokolwiek zobaczyć, taki był ścisk. Z kolei w niedzielę było deszczowo (Lublin płakał, że wyjeżdżam ;) ) i niestety sporo pokazów zostało odwołanych.
Na Placu po Farze rozwieszono podświetlone na kolorowo parasolki. Ale żeby zobaczyć cokolwiek z przedstawianych po środku sztuk, trzeba było wspinać się na ruiny. A że sporo osób wpadło na ten sam pomysł, więc w sumie nawet z ruin niewiele było widać ;)
Do moich ulubionych sztuczek bez wątpienia należą pokazy z ogniem. Tańce przy muzyce, wymachiwanie pochodniami, wkładanie ognia do ust... Lubię oglądać takie rzeczy :)
A jeszcze lepiej wyglądają one po zmroku - w końcu ogień jest znacznie lepiej widoczny. Spektakle rozpoczynały się ok. godziny 16 i właściwie aż do 21-22 ciągle coś się działo. Niektóre pokazy odbywały się nawet kilka razy dziennie i jeśli przypadkiem trafiło się na końcówkę, to istniało spore prawdopodobieństwo, że za jakiś czas występ rozpocznie się na nowo.
W taki sposób na przykład natrafiliśmy na Śpiewające Trampki, akrobatów na drabinie występujących pod Ratuszem. Choć akurat u nich samego balansowania na drabinie było znacznie mniej niż całej otoczki - rozmów z publicznością i żartów. Nieraz głupich, ale cóż poradzić, lubię głupie żarty ;) Jak chociażby zaproszenie do pomocy przy drabinie małego dziecka i wiadomość do matki: "proszę się nie martwić, jak mu się coś stanie, to pomożemy z bratem zrobić kolejne" ;)
I chyba najczęściej powtarzanym przez wszystkich żartem było: "jak państwo nie mają pieniędzy, to proszę się nie przejmować, tam jest bankomat", do znudzenia. Choć pokazy były darmowe, to po występach większości artystów udało się chyba zebrać niemałe kwoty do kapeluszy :)
Przy okazji Carnavalu, Stare Miasto podświetlono na wiele kolorów. Wyglądało to niesamowicie, zdjęcia niestety nie są w stanie tego oddać nawet w połowie. Za to chyba całkiem nieźle widać, jakie tłumy odwiedziły naszą lubelską starówkę :)
I tylko był jeden problem - gdzie w tym tłumie znaleźć jakikolwiek wolny stolik dla pięciu osób w jakiejkolwiek knajpce? Wakacje, Światowe Dni Młodzieży, a ci wszyscy ludzie zamiast gdzieś wyjechać, zgromadzili się chyba na lubelskiej starówce... :P Ale nie ma się im co dziwić, ładna jest, prawda? ;)
0 Komentarze