Jednym z najczęściej słyszanych przeze mnie zdań przed wyjazdem było: "Chorwacja jest piękna, ale dobrych plaż tam nie uświadczysz". Szybko zdałyśmy sobie z tego sprawę zaraz po przyjeździe do Zadaru, gdzie morze było cudne, ale niewielkie plaże były kamieniste i wejście do wody bez obuwia ochronnego okazało się bardzo złym pomysłem. Na szczęście Google przyjacielem człowieka i w mig dowiedziałyśmy się, że za zaledwie 17 kun (9,70 zł) możemy dotrzeć busem do niedalekiej miejscowości Nin.
Nin łączył w sobie to, czego obie szukałyśmy. Ola chciała piaszczystej plaży i ciepłej wody, ja zabytków - wiecie, trochę ruin i kościołów i jestem w raju ;). Położone nad Adriatykiem miasteczko, którego początki sięgają jeszcze czasów przed Chrystusem, okazało się wręcz idealnym wyborem - taka perełka północnej Dalmacji, o której jakoś wcześniej w ogóle nie słyszałam.
Wszyscy chyba od razu skierowali się na plażę, bo Nin właściwie świeci pustkami. Ja stwierdziłam, że wolałabym najpierw na spokojnie zwiedzić miasteczko, a dopiero potem skierować się na wybrzeże - przy takim upale i tak nie spędziłybyśmy całego dnia na plaży. Pierwsze kroki kierujemy do dawnej katedry, kościoła św. Anzelma, która swój obecny wygląd zawdzięcza XVIII-wiecznym rekonstrukcjom.
Nin, podobnie jak Zadar, na przestrzeni wieków przechodził z rąk do rąk. Dlatego wśród jego zabytków możemy odnaleźć ślady zarówno Rzymian, jak i chorwackich królów czy Wenecjan. Mamy tu np. dom rzymski z mozaiką z II wieku (choć bardzo się starałyśmy, mozaiki nie potrafiłyśmy wypatrzeć wśród ruin ;) ), ruiny świątyń czy resztki potężnych murów.
Jedną z największych atrakcji miasteczka jest tzw. Ninska katedra. Niewielki kościółek, wybudowany w IX wieku, nazywany był najmniejszą katedrą świata. Obecnie nie posiada on żadnego wyposażenia i, naturalnie, nie pełni on już funkcji katedry... ale mimo wszystko warto do niego zajrzeć, bo niewielkie rozmiary w połączeniu ze świadomością odgrywanej niegdyś roli sprawiają, że kościółek naprawdę robi wrażenie ;)
Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że choć dla mnie historia ukryta w każdym punkcie tego miasta jest niezwykle fascynująca, nie każdy musi myśleć tak samo ;). Większość turystów wybiera się do Ninu nie ze względu na jego stare miasto, ale przez położoną tuż obok Ninską Lagunę. 5 km piaszczystych plaż z widokiem na góry - to po prostu musi przyciągać turystów.
Ciągnąca się na długość 3 km Plaża Królowej to najsłynniejsza plaża w Ninie, a zarazem podobno najdłuższa piaszczysta plaża Chorwacji. Uzyskała ona swoją nazwę na bazie legendy, według której pierwszy chorwacki król Tomisław podarował tę plażę swojej zachwyconej żonie. W tym rejonie znajdują się też lecznicze błota, więc nikogo nie powinien dziwić widok osób pokrytych całkowicie czarną mazią ;)
Woda w lagunie nie jest głęboka i nawet bardzo daleko od brzegu można spotkać osoby stojące zaledwie po pas w wodzie. W efekcie temperatury są bardzo przyjemne i nie przeżyjemy szoku termicznego zanurzając się po szyję... ale z drugiej strony, jeśli chciałam popływać, musiałam odejść bardzo daleko od brzegu. Tak, że już właściwie nie widziałam swoich rzeczy, a to też nie jest zbyt komfortowe uczucie ;)
Gdyby nie panujący upał, to zapewne można by tam siedzieć godzinami. Tzn. jeśli lubi się takie przyjemności ;) Mnie leżenie na plaży szybko nudzi - zwłaszcza, że czytnik odmówił pracy przy takich temperaturach. Kilka razy weszłam do wody, przeszłam z aparatem wzdłuż plaży i porobiłam dziesiątki zdjęć... po czym stwierdziłam, że już czas najwyższy znów pobłądzić po historycznych punktach Ninu ;)
Nin od Zadaru dzieli zaledwie kilkanaście kilometrów, więc jeśli już zabłądzicie w okolice Zadaru, jednodniowa wycieczka do Ninu powinna być punktem obowiązkowym... Mam nadzieję, że już wystarczająco Was zachęciłam? ;)
0 Komentarze