Wybierając się do Falun, zadałam pytanie, co warto tam jeszcze zobaczyć poza kopalnią. Niemal natychmiast wiele osób podpowiedziało mi Muzeum Dalarny. Zaciekawiło mnie to, bo - bądźmy szczerzy - nieczęsto się zdarza, by muzea regionalne budziły taki entuzjazm. Po wyjściu z Dalarnas museum rozumiałam już, dlaczego. Dalarna to kolebka szwedzkiego folkloru, więc jeśli chcecie zetknąć się z lokalną sztuką ludową, to od tego regionu zdecydowanie trzeba zacząć.
Wizytę w muzeum zaczynam od tabliczki, że jest to miejsce Google-Translator-friendly. Czyli może i informacji po angielsku jest niewiele, ale wszystko zostało napisano po szwedzku tak, że tłumacz Google'a powinien sobie bez problemu poradzić. A jak jakimś cudem nie masz smartfona (w końcu wszyscy mają, nie?), to w muzeum można wypożyczyć... Ot, technika idzie do przodu ;).
Pierwsze pomieszczenia to malarstwo i rzeźba ludowe, potem sztuka współczesna, jakieś wystawy gitar... Dość szybko mijam tę część, nie jest to dla mnie szczególnie interesujące. Nieco dłużej zatrzymuję się przy strojach ludowych - niestety tej tematyce poświęcono tylko jedno niewielkie pomieszczenie.
Szczęka opadła mi do samej ziemi, kiedy dotarłam do wystawy poświęconej dalmålning, czyli malarstwu z Dalarny. Ta forma sztuki ludowej rozwijała się w tym regionie w XVIII i XIX wieku i do dziś zachowało się mnóstwo jej przykładów. A czym dokładnie było dalmålning? To dzieło będące czymś pomiędzy obrazem a tapetą (szw. tapet), przedstawiające zazwyczaj sceny religijne lub z życia codziennego - osoby na malowidłach często były ubrane w stroje ludowe.
Z malarstwem z Dalarny nieodłącznie wiążę się też specjalny rodzaj malowideł / dekoracji zwany kurbits. Pojawił się on nieco później, bo dopiero pod koniec XVIII wieku. Kurbits charakteryzował się wielkimi ornamentami roślinnymi - wijące się liście i kwiaty są widoczne nie tylko na większości tapet, ale w ten sposób dekorowano też meble. Spójrzcie tylko na poniższe zdjęcia - duże, intensywnie kolorowe wzory roślinne przebijają się właściwie wszędzie. Nic dziwnego, że sztuka ludowa z Dalarny stała się tak charakterystyczna... :)
Jakby tego było mało, w Dalarnas museum znajduje się specjalne pomieszczenie, stworzone na wzór chaty sprzed dwóch stuleci. W środku możemy się przekonać, jak zaprezentowane wcześniej malowidła wyglądały na normalnych ścianach, wkomponowały się w przestrzeń mieszkalną... Ludowe wzory były właściwie wszędzie - na meblach, ścianach, sufitach, materiałach. Aż można było dostać oczopląsu od tych kolorów ;)
A potem kieruję się za strzałkami - one zaś wskazują na kolejną wystawę: dalahästar - koniki z Dalarny. Nie ma chyba bardziej charakterystycznego symbolu tego regionu niż drewniane figurki w kształcie konia, ozdobione lokalnymi wzorami. Wchodzę do pomieszczenia, nad którym rozwieszono pluszową końską skórę, naturalnie z tym samym wzorem - już wiem, że będzie ciekawie. I zdecydowanie tak jest, bo figurki ustawiono w najróżniejszych kompozycjach! Takiej wystawy koników z Dalarny to jeszcze nigdzie nie widziałam ;).
Historia drewnianych koników sięga XVII wieku - niewielkie zabawki były ręcznie strugane jako prezenty dla dzieci albo po prostu na sprzedaż na jarmarkach. Gdy kwieciste wzory - wspomniane wcześniej kurbits - na dobre rozgościły się w sztuce ludowej, koniki też zaczęto przyozdabiać w ten sposób. Stały się one dość popularną zabawką w regionie, ale do miana symbolu Szwecji urosły dopiero w 1939 roku. To wtedy podczas Wystawy Światowej w Nowym Jorku (The world of Tomorrow) zaprezentowano prawie trzymetrową figurkę konika w szwedzkim pawilonie. Dalahästar przypadły do gustu międzynarodowej publiczności, a ich popularność z roku na rok rosła. Na chwilę obecną to podobno najczęściej kupowana pamiątka w Szwecji (chyba będę musiała sobie kupić konika przed wyjazdem w takim razie... ;) ).
Lokalne wzory pojawiają się wszędzie - oddzielna wystawa w Muzeum Dalarny poświęcona była właśnie współczesnym przedmiotom codziennego użytku. W końcu co to za problem ozdobić kwiatami karton z mlekiem? ;)
Jednak muzeum skupia się nie tylko na sztuce ludowej. Kopalnia w Falun również miała duży wpływ na rozwój lokalnej społeczności i jej również poświęcono sporo uwagi. W Dalarnas museum można dowiedzieć się, jak wyglądało przed laty życie górników, można nawet zajrzeć do zrekonstruowanego mieszkania robotniczego. Muszę przyznać, że z historycznego punktu widzenia jest to bardzo ciekawa wystawa i aż żałowałam, że tak niewielka :).
Wbrew moim oczekiwaniom, Muzeum Dalarny nie było jakoś wybitnie duże. Większość wystaw zajmowała jedno, góra dwa niewielkie pomieszczenia. Całość spokojnie da się obejść w godzinę, a do środka zajrzeć zdecydowanie warto - chyba nawet sztokholmskie Muzeum Nordyckie nie dysponuje taką kolekcją sztuki ludowej. A do tego wstęp jest darmowy ;).
Wizytę w muzeum zaczynam od tabliczki, że jest to miejsce Google-Translator-friendly. Czyli może i informacji po angielsku jest niewiele, ale wszystko zostało napisano po szwedzku tak, że tłumacz Google'a powinien sobie bez problemu poradzić. A jak jakimś cudem nie masz smartfona (w końcu wszyscy mają, nie?), to w muzeum można wypożyczyć... Ot, technika idzie do przodu ;).
Pierwsze pomieszczenia to malarstwo i rzeźba ludowe, potem sztuka współczesna, jakieś wystawy gitar... Dość szybko mijam tę część, nie jest to dla mnie szczególnie interesujące. Nieco dłużej zatrzymuję się przy strojach ludowych - niestety tej tematyce poświęcono tylko jedno niewielkie pomieszczenie.
Szczęka opadła mi do samej ziemi, kiedy dotarłam do wystawy poświęconej dalmålning, czyli malarstwu z Dalarny. Ta forma sztuki ludowej rozwijała się w tym regionie w XVIII i XIX wieku i do dziś zachowało się mnóstwo jej przykładów. A czym dokładnie było dalmålning? To dzieło będące czymś pomiędzy obrazem a tapetą (szw. tapet), przedstawiające zazwyczaj sceny religijne lub z życia codziennego - osoby na malowidłach często były ubrane w stroje ludowe.
Z malarstwem z Dalarny nieodłącznie wiążę się też specjalny rodzaj malowideł / dekoracji zwany kurbits. Pojawił się on nieco później, bo dopiero pod koniec XVIII wieku. Kurbits charakteryzował się wielkimi ornamentami roślinnymi - wijące się liście i kwiaty są widoczne nie tylko na większości tapet, ale w ten sposób dekorowano też meble. Spójrzcie tylko na poniższe zdjęcia - duże, intensywnie kolorowe wzory roślinne przebijają się właściwie wszędzie. Nic dziwnego, że sztuka ludowa z Dalarny stała się tak charakterystyczna... :)
Jakby tego było mało, w Dalarnas museum znajduje się specjalne pomieszczenie, stworzone na wzór chaty sprzed dwóch stuleci. W środku możemy się przekonać, jak zaprezentowane wcześniej malowidła wyglądały na normalnych ścianach, wkomponowały się w przestrzeń mieszkalną... Ludowe wzory były właściwie wszędzie - na meblach, ścianach, sufitach, materiałach. Aż można było dostać oczopląsu od tych kolorów ;)
A potem kieruję się za strzałkami - one zaś wskazują na kolejną wystawę: dalahästar - koniki z Dalarny. Nie ma chyba bardziej charakterystycznego symbolu tego regionu niż drewniane figurki w kształcie konia, ozdobione lokalnymi wzorami. Wchodzę do pomieszczenia, nad którym rozwieszono pluszową końską skórę, naturalnie z tym samym wzorem - już wiem, że będzie ciekawie. I zdecydowanie tak jest, bo figurki ustawiono w najróżniejszych kompozycjach! Takiej wystawy koników z Dalarny to jeszcze nigdzie nie widziałam ;).
Historia drewnianych koników sięga XVII wieku - niewielkie zabawki były ręcznie strugane jako prezenty dla dzieci albo po prostu na sprzedaż na jarmarkach. Gdy kwieciste wzory - wspomniane wcześniej kurbits - na dobre rozgościły się w sztuce ludowej, koniki też zaczęto przyozdabiać w ten sposób. Stały się one dość popularną zabawką w regionie, ale do miana symbolu Szwecji urosły dopiero w 1939 roku. To wtedy podczas Wystawy Światowej w Nowym Jorku (The world of Tomorrow) zaprezentowano prawie trzymetrową figurkę konika w szwedzkim pawilonie. Dalahästar przypadły do gustu międzynarodowej publiczności, a ich popularność z roku na rok rosła. Na chwilę obecną to podobno najczęściej kupowana pamiątka w Szwecji (chyba będę musiała sobie kupić konika przed wyjazdem w takim razie... ;) ).
Lokalne wzory pojawiają się wszędzie - oddzielna wystawa w Muzeum Dalarny poświęcona była właśnie współczesnym przedmiotom codziennego użytku. W końcu co to za problem ozdobić kwiatami karton z mlekiem? ;)
Jednak muzeum skupia się nie tylko na sztuce ludowej. Kopalnia w Falun również miała duży wpływ na rozwój lokalnej społeczności i jej również poświęcono sporo uwagi. W Dalarnas museum można dowiedzieć się, jak wyglądało przed laty życie górników, można nawet zajrzeć do zrekonstruowanego mieszkania robotniczego. Muszę przyznać, że z historycznego punktu widzenia jest to bardzo ciekawa wystawa i aż żałowałam, że tak niewielka :).
Wbrew moim oczekiwaniom, Muzeum Dalarny nie było jakoś wybitnie duże. Większość wystaw zajmowała jedno, góra dwa niewielkie pomieszczenia. Całość spokojnie da się obejść w godzinę, a do środka zajrzeć zdecydowanie warto - chyba nawet sztokholmskie Muzeum Nordyckie nie dysponuje taką kolekcją sztuki ludowej. A do tego wstęp jest darmowy ;).
0 Komentarze