Kiedy podczas lunchu wspomniałam, że planuję odwiedzić park narodowy Abisko, pochodząca z Kiruny koleżanka natychmiast podniosła głowę z zaciekawieniem. Po posiłku podeszła do mnie i powiedziała: "Tylko pamiętaj, żeby z Kiruny do Abisko jechać pociągiem, a nie autobusem. A jeśli znajdziesz czas, to jedź dalej, aż do Narwiku. Nigdzie indziej nie znajdziesz takich widoków, to najpiękniejsza trasa kolejowa w Szwecji!".
Nie było niestety tak łatwo - nie miałam również zbytniego wyboru. W wybrany przeze mnie weekend pociągi Kiruna-Abisko i z powrotem kursowały zaledwie raz dziennie, do tego w środku dnia. A ja chciałam być w Abisko z samego rana, by mieć więcej czasu na zachwyt lapońskim krajobrazem ;). Zdecydowałam się więc na poranny autobus z mocnym postanowieniem, że w drodze powrotnej wybiorę pociąg.
Tak sobie myślę, że to był naprawdę dobry wybór. Nad Laponią dopiero co wstawał dzień, a całość zaczęła otaczać gęsta mgła. Gdybym jechała pociągiem, właściwie mogłabym sobie odpuścić jakiekolwiek widoki - kolej sunie wysokim nasypem, a wokół byłoby tylko morze bieli. Z okien autobusu widziałam zaś kolorowe drzewa pokryte jakby białą watą, niektóre już bez liści, za to srebrne od szronu. Wszystko wydawało się wręcz na wyciągnięcie ręki, więc z zachwytem wpatrywałam się w okno autobusu.
Trasa kolejowa z Kiruny do Abisko to część tzw. Malmbanan - linii rudy żelaza. Ciągnie się ona na długość prawie 400 km - od Boden do Riksgränsen, jednak określeniem Malmbanan zwykło się potocznie nazywać znacznie dłuższy odcinek. Cała żelazna trasa liczy sobie aż 473 km i zaczyna się na południu w Luleå i biegnie aż do norweskiego Narwiku. Nazwa wzięła się, naturalnie, od kopalni żelaza w Kirunie. Tory łączące miasto z portami w Narwiku i Luleå zostały położone na przełomie XIX i XX wieku właśnie w celu przewożenia cennego surowca. Nawet dziś większość pociągów mknących po tej trasie to te przewożące tony żelaza - zwykłe koleje przejeżdżają tędy rzadko, a jeśli już, to i tak często muszą ustępować pierwszeństwa wagonom towarowym.
A takie właśnie widoki można podziwiać z okien pociągu, kiedy mgła już opadnie. Jakoś nie dziwię się koleżance z pracy, która z całego serca polecała mi tę podróż... :) Na szczęście w pociągu nie było zbyt wielu podróżnych, większość - tak jak ja - to turyści zmierzający z Abisko do Kiruny. Więc wszyscy otworzyliśmy okna na oścież (kilka stopni i wiatr... ale że zimno? jakie zimno?) i robiliśmy dziesiątki zdjęć.
Choć trasa z Kiruny do Narwiku ciągnie się przez teren górzysty, budowniczowie kolei zdecydowanie skupiali się na tunelach, unikając mostów jak ognia (na całej trasie powstał tylko jeden most). Działania takie miały podłoże głównie polityczne - na początku XX wieku obawiano się rosyjskiego ataku na Szwecję i prób przejęcia dostaw żelaza. Uderzenie przyszło jednak z całkowicie przeciwnej strony - w kwietniu 1940 roku Niemcy zdobyli Narwik. Choć Norwegowie natychmiast wyruszyli w kierunku mostu, żeby go wysadzić, działania w pośpiechu nie przyniosły spodziewanych skutków. Niewielkie zniszczenia szybko naprawiono, w takiej zaś sytuacji Szwecja podjęła decyzję, która sprawiła, że wielu potem poddawało w wątpliwość szwedzką politykę neutralności. Z jednej strony Szwedzi odmówili Norwegom jakiegokolwiek wsparcia, z drugiej zgodzili się na tranzyt niemieckich wojsk oraz służb medycznych przez swoje terytorium. Niemcy zadbali też o ciągłe dostawy tak potrzebnego podczas wojny żelaza, podpisując ze Szwecją nową umowę handlową - zdobyty przez nich port w Narwiku pozwalał na sprawne dostarczanie towaru do Niemiec.
Po tragicznej wojennej historii, na północ Skandynawii zawitał spokój. Pociągi przewoziły żelazo z Kiruny do Narwiku i Luleå bez większych wypadków aż do 1993 roku. 19 marca wyładowany po brzegi pociąg, prowadzony przez Karsteina Lundberga, niepodziewanie wypadł z szyn. Przypomnijmy, że mówimy tu o kolei biegnącej przez góry... Lokomotywa odczepiła się od wagonów i zsunęła jakieś 70 metrów w dół stoku. Przez rozbite okna do środka wpadł śnieg, który tak zamortyzował upadek, że - choć trudno w to uwierzyć - maszynista wyszedł z wypadku ze szwanku. Odczepienie się wagonów było też szczęśliwym zbiegiem okoliczności - całość mogła skończyć się dużo gorzej, gdyby na lokomotywę zsunęły się jeszcze tony węgla. Gdy pracownicy kolei zbiegli na dół stoku, gotowi wyciągać zmiażdżone zwłoki, na miejscu znaleźli swojego kolegę... trzęsącego się z zimna. W końcu w lokomotywie było bardzo gorąco, więc facet był bardziej rozebrany niż ubrany, a tu go nagle w zaspę wrzuciło ;).
Oglądam sobie na Youtube filmiki nagrane na tej trasie także na dalszych odcinkach. Większość z nich została nakręcona latem, czyli w szczycie sezonu... Wiecie co? Jestem przekonana, że jesień jest piękniejsza ;) Tyle ciepłych barw, ten niesamowity kontrast z niebieskimi jeziorami i szarymi szczytami gór... Zrobiłam chyba ze sto zdjęć w kilkanaście minut. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak ciężko było wybrać ledwo ponad dwadzieścia ;).
A takie właśnie widoki można podziwiać z okien pociągu, kiedy mgła już opadnie. Jakoś nie dziwię się koleżance z pracy, która z całego serca polecała mi tę podróż... :) Na szczęście w pociągu nie było zbyt wielu podróżnych, większość - tak jak ja - to turyści zmierzający z Abisko do Kiruny. Więc wszyscy otworzyliśmy okna na oścież (kilka stopni i wiatr... ale że zimno? jakie zimno?) i robiliśmy dziesiątki zdjęć.
Choć trasa z Kiruny do Narwiku ciągnie się przez teren górzysty, budowniczowie kolei zdecydowanie skupiali się na tunelach, unikając mostów jak ognia (na całej trasie powstał tylko jeden most). Działania takie miały podłoże głównie polityczne - na początku XX wieku obawiano się rosyjskiego ataku na Szwecję i prób przejęcia dostaw żelaza. Uderzenie przyszło jednak z całkowicie przeciwnej strony - w kwietniu 1940 roku Niemcy zdobyli Narwik. Choć Norwegowie natychmiast wyruszyli w kierunku mostu, żeby go wysadzić, działania w pośpiechu nie przyniosły spodziewanych skutków. Niewielkie zniszczenia szybko naprawiono, w takiej zaś sytuacji Szwecja podjęła decyzję, która sprawiła, że wielu potem poddawało w wątpliwość szwedzką politykę neutralności. Z jednej strony Szwedzi odmówili Norwegom jakiegokolwiek wsparcia, z drugiej zgodzili się na tranzyt niemieckich wojsk oraz służb medycznych przez swoje terytorium. Niemcy zadbali też o ciągłe dostawy tak potrzebnego podczas wojny żelaza, podpisując ze Szwecją nową umowę handlową - zdobyty przez nich port w Narwiku pozwalał na sprawne dostarczanie towaru do Niemiec.
Po tragicznej wojennej historii, na północ Skandynawii zawitał spokój. Pociągi przewoziły żelazo z Kiruny do Narwiku i Luleå bez większych wypadków aż do 1993 roku. 19 marca wyładowany po brzegi pociąg, prowadzony przez Karsteina Lundberga, niepodziewanie wypadł z szyn. Przypomnijmy, że mówimy tu o kolei biegnącej przez góry... Lokomotywa odczepiła się od wagonów i zsunęła jakieś 70 metrów w dół stoku. Przez rozbite okna do środka wpadł śnieg, który tak zamortyzował upadek, że - choć trudno w to uwierzyć - maszynista wyszedł z wypadku ze szwanku. Odczepienie się wagonów było też szczęśliwym zbiegiem okoliczności - całość mogła skończyć się dużo gorzej, gdyby na lokomotywę zsunęły się jeszcze tony węgla. Gdy pracownicy kolei zbiegli na dół stoku, gotowi wyciągać zmiażdżone zwłoki, na miejscu znaleźli swojego kolegę... trzęsącego się z zimna. W końcu w lokomotywie było bardzo gorąco, więc facet był bardziej rozebrany niż ubrany, a tu go nagle w zaspę wrzuciło ;).
Oglądam sobie na Youtube filmiki nagrane na tej trasie także na dalszych odcinkach. Większość z nich została nakręcona latem, czyli w szczycie sezonu... Wiecie co? Jestem przekonana, że jesień jest piękniejsza ;) Tyle ciepłych barw, ten niesamowity kontrast z niebieskimi jeziorami i szarymi szczytami gór... Zrobiłam chyba ze sto zdjęć w kilkanaście minut. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak ciężko było wybrać ledwo ponad dwadzieścia ;).
0 Komentarze