Bez sensu ta zima. Północ Szwecji tak zasypało, że z mojego wypadu do Kramfors nici - pociągi nie zamierzają się przebijać przez zaspy. Za to na południu (czyli i w Sztokholmie) listopad. Aż nierealnie mi się wczoraj słuchało o tych śnieżycach, kiedy za oknem padał deszcz, zmywając resztki brudnego śniegu. Mam ogromny niedosyt prawdziwej zimy i straszny przesyt sztokholmską pogodą. To moja piąta zima w Szwecji i zdecydowanie najbardziej nijaka ze wszystkich... Z drugiej strony, jeszcze bardziej starałam się nacieszyć tymi kilkoma białymi dniami i dziś chciałabym Wam pokazać trochę zdjęć zimowego Sztokholmu ;).
Podobno pierwszy śnieg w tym sezonie spadł w listopadzie, kiedy byłam w Tajlandii. Nie była to jednak zapowiedź białej zimy - grudzień był właściwie cały czas dość ciepły, a jeśli już coś padało z nieba, to był to raczej deszcz. Sytuacja wyglądała podobnie, kiedy wróciłam po świętach do Szwecji. Czułam się tym mocno rozczarowana, bo wybrałam się wtedy do centrum, fotografować sztokholmskie dekoracje bożonarodzeniowe. Temperatury sięgające -10 stopni mocno dawały odczuć, że jednak mamy zimę, ale o śniegu to mogłam sobie pomarzyć.
Jednak Sztokholm mi udowodnił, że nie potrzebuje śniegu, by zachwycać zimą ;). Wystarczy czasem odrobina mrozu... Któregoś ranka wyszłam do pracy i już po paru minut spaceru zaczęłam żałować, że nie noszę przy sobie aparatu. Sztokholm pokryty był porannym szronem, który wybielił wszystko niemalże jak śnieg. Do tego zabarwione lekko na różowo poranne niebo - bajka!
Zaczynam rozumieć tych, co kupując telefony komórkowe, patrzą na możliwości aparatów w nich. Ja zawsze to ignorowałam, wychodząc z założenia, że telefon służy do dzwonienia i pisania, a do zdjęć mam aparat... Aparat, którego oczywiście nie noszę przy sobie na co dzień, bo jest ciężki i nieporęczny. A gdy w końcu mam wokół siebie takie widoki, to mój telefon nie wyrabia. Może kiedyś, przy wyborze kolejnego, pójdę po rozum do głowy... ;)
A tak wyglądała moja droga do pracy. Z tego, co słyszałam, to już trochę moich współpracowników zaliczyło bolesne lądowanie na naszych lodowych ścieżkach. Ja, póki co, jeszcze w jednym kawałku ;)
Kiedy wyszłam z pracy tamtego dnia, ze zdumieniem odkryłam, że szron wciąż zdobi okoliczne drzewa. W takiej sytuacji pognałam do domu po aparat i statyw, po czym wsiadłam w tramwaj na Djurgården. Mój wybór był dość przypadkowy - chciałam porobić zdjęcia gdzieś, gdzie będzie trochę oszronionych drzew, no i żeby całość była też dobrze oświetlona. Djurgården zaskoczyło mnie w tej kwestii bardzo pozytywnie, bo okazało się, że drzewa na wyspie oświetlono na różne kolory. Wybrałam sobie miejsce idealne na wieczorne zdjęcia ;)
Jednak w końcu doczekałam się śniegu! Jak to z moim szczęściem do pogody bywa, spadł akurat wtedy, gdy byłam w pracy w Wiedniu. W bardzo wietrznym i deszczowym Wiedniu, bo jakże by inaczej ;). I choć biało było niespełna tydzień, to udało mi się załapać na weekend wręcz idealny. Kilka stopni poniżej zera, błękitne niebo, lekko przygrzewające słońce, a wszędzie dookoła (nieco już wydeptany) śnieg. Właściwie całą sobotę spędziłam na dworze, spacerując z aparatem po centrum :).
Odkryłam przy okazji, że mieszkanie na Södermalmie w zimie ma też swoje minusy ;). Wydeptany śnieg na chodnikach przy minusowych temperaturach zamienia się w ślizgawkę, a Södermalm to liczne górki... Czasem, jak miałam gdzieś zejść w dół po takim lodowisku, to trzy razy sama siebie pytałam, czy naprawdę muszę tam iść... ;)
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie mam zimowych zdjęć z Monteliusvägen - mojej ulubionej uliczki, będącej chyba najlepszym punktem widokowym w Sztokholmie. I choć pewnie widoki byłyby dużo bardziej powalające, gdyby woda wokół zamarzła, ale i tak... Gamla Stan i Södermalm pokryte śniegiem robią wrażenie ;)
Biało było niecały tydzień - zaledwie kilka dni po moim powrocie do Sztokholmu temperatury znów przekroczyły zero stopni i cóż, wszystko się zaczęło topić...
Jakby było mało tego powrotu do listopadowej pogody, Sztokholm znów otoczyła gęsta mgła. Były momenty, gdy na parę kroków człowiek miał wrażenie, że wpadł do garnka z mlekiem... W któryś mglisty wieczór poszłam z aparatem na Slussen i łapałam przejeżdżające pociągi metra, dopóki nie padła mi bateria. Tak, czasem mi się bardzo nudzi wieczorami ;)
No i jeszcze mam nadzieję, że zima wróci... Niby zapowiadają gdzieś na najbliższy tydzień znów ochłodzenie i opady śniegu, ale kto by wierzył szwedzkim prognozom pogody? ;)
0 Komentarze