Tak długo narzekałam na brak prawdziwej zimy w tym roku, że w końcu się doczekałam. Jak w lutym Sztokholm zasypało i przymroziło, to piękna biel utrzymała się tygodniami. Przez te wszystkie dni właściwie nie ruszałam się z domu bez aparatu, jedynie co jakiś czas zamieniając zabierane obiektywy. Efektem tych spacerów jest tona zawalających dysk zdjęć, które w końcu przejrzałam, wybierając co ciekawsze. I dziś Wam pokażę przepiękną sztokholmską zimę ;).
Tak mocniej zaczęło sypać w połowie lutego - krótko przed jednym z moich wyjazdów do Wiednia. Przyznam, że aż mi się żal zrobiło, że nawet się nie zdążę nacieszyć zimą, bo pewnie zanim wrócę do Sztokholmu, to się wszystko już zdąży roztopić... Naiwna ja ;). Tak wyglądała moja droga do pracy:
Przyszła zima, a razem z nią i mrozy, więc na szczęście zaspy nie zmieniły się szybko w tony błota (tą przyjemnością możemy się rozkoszować teraz). Były dni, gdy odczuwalna temperatura na wietrze spadała poniżej -20. Oczywiście w takich warunkach pogodowych wszystkie jeziora w okolicy natychmiast pozamarzały - gdyby nie kursujące w tę i z powrotem statki, pewnie i Mälaren pokryte by było grubą warstwą lodu ;).
Korzystając z tego, że Södermalm ma mnóstwo pięknych wzgórz i punktów widokowych, musiałam też wziąć aparat i spojrzeć na Sztokholm z góry - uwielbiam ośnieżone dachy i te szwedzkie zachody słońca...
A potem w Szwecję uderzyła Bestia ze wschodu, Beast from the East. Silne wiatry przyniosły zimno i śnieżyce z Syberii... Sama się zastanawiam, co było ze mną nie tak, że nawet w taką pogodę chodziłam do pracy pieszo? W sumie pierwszego dnia nawet wzięłam ze sobą aparat, bo stwierdziłam, ze tak ładnie sypie, to zdjęcia też muszą ładne wyjść... Szkoda, że mało co zza śniegu widać ;).
Po kilku takich dniach, a potem paru następnych, gdy temperatury wciąż utrzymywały się na dość niskim poziomie, zamarznięte było właściwie wszystko. Spacer środkiem jeziora? Nie ma najmniejszego problemu! Wdepnięcie przez przypadek w zaspę do kolan w mieście? Też się zdarza. No i właściwie sparaliżowany ruch uliczny, zwłaszcza przy atakach zimy - w końcu nawet w Szwecji w lutym potrafi ona zaskoczyć kierowców ;)
Jeszcze kilka dodatkowych widoczków z mojej kochanej Monteliusvägen - nie ma lepszego punktu widokowego w Sztokholmie ;). Ktoś też mądrze pomyślał i w położonym obok niewielkim parku (Ivar Los Park), rozłożono worki z piaskiem wzdłuż płotu, zapewniając dzieciakom bezpieczne miejsce do zjeżdżania na sankach.
I dzień zaczął się wydłużać - dziś trwa już ponad 12 godzin, ale w lutym wciąż się człowiek cieszył, gdy wychodził z pracy i nie było jeszcze zupełnie ciemno. Zaraz znów Sztokholm utonie w białych nocach, ale tego już w tym roku nie zobaczę :(
Aż w końcu śnieżyce ustały, zrobiło się ciepło (czyli jakieś -5 czy coś koło tego), a nawet wyszło słońce. I nikt mi nie wmówi, że to miasto - przykryte lodem i śniegiem - w promieniach słońca nie jest piękne ;). Początek marca w Sztokholmie był naprawdę cudowny i naprawdę nie rozumiałam tych, co wtedy narzekali na pogodę ;).
No i w końcu zaczęło się to wszystko topić - pierwszy dzień wiosny przyniósł już kilka stopni na plusie i piękne słońce. Z ogromnych zasp niewiele zostało, choć lód na wodzie wciąż jeszcze trzyma - w nocy temperatury wciąż spadają poniżej zera. Sztokholm nie miał już nawrotu zimy w drugiej połowie marca jak Europa środkowa - gdy w Polsce były śnieżyce i minus kilkanaście stopni, tu świeciło słońce i było w okolicy zera... ;) Ale wygląda na to, że jeszcze do końca marca będzie podobnie - trochę powyżej zera w dzień, kilka stopni na minusie w nocy. Mam nadzieję, że choć Wiedeń na Wielkanoc będzie cieplejszy ;).
Pięknie było, prawda? :)
Przyszła zima, a razem z nią i mrozy, więc na szczęście zaspy nie zmieniły się szybko w tony błota (tą przyjemnością możemy się rozkoszować teraz). Były dni, gdy odczuwalna temperatura na wietrze spadała poniżej -20. Oczywiście w takich warunkach pogodowych wszystkie jeziora w okolicy natychmiast pozamarzały - gdyby nie kursujące w tę i z powrotem statki, pewnie i Mälaren pokryte by było grubą warstwą lodu ;).
Korzystając z tego, że Södermalm ma mnóstwo pięknych wzgórz i punktów widokowych, musiałam też wziąć aparat i spojrzeć na Sztokholm z góry - uwielbiam ośnieżone dachy i te szwedzkie zachody słońca...
A potem w Szwecję uderzyła Bestia ze wschodu, Beast from the East. Silne wiatry przyniosły zimno i śnieżyce z Syberii... Sama się zastanawiam, co było ze mną nie tak, że nawet w taką pogodę chodziłam do pracy pieszo? W sumie pierwszego dnia nawet wzięłam ze sobą aparat, bo stwierdziłam, ze tak ładnie sypie, to zdjęcia też muszą ładne wyjść... Szkoda, że mało co zza śniegu widać ;).
Po kilku takich dniach, a potem paru następnych, gdy temperatury wciąż utrzymywały się na dość niskim poziomie, zamarznięte było właściwie wszystko. Spacer środkiem jeziora? Nie ma najmniejszego problemu! Wdepnięcie przez przypadek w zaspę do kolan w mieście? Też się zdarza. No i właściwie sparaliżowany ruch uliczny, zwłaszcza przy atakach zimy - w końcu nawet w Szwecji w lutym potrafi ona zaskoczyć kierowców ;)
Jeszcze kilka dodatkowych widoczków z mojej kochanej Monteliusvägen - nie ma lepszego punktu widokowego w Sztokholmie ;). Ktoś też mądrze pomyślał i w położonym obok niewielkim parku (Ivar Los Park), rozłożono worki z piaskiem wzdłuż płotu, zapewniając dzieciakom bezpieczne miejsce do zjeżdżania na sankach.
I dzień zaczął się wydłużać - dziś trwa już ponad 12 godzin, ale w lutym wciąż się człowiek cieszył, gdy wychodził z pracy i nie było jeszcze zupełnie ciemno. Zaraz znów Sztokholm utonie w białych nocach, ale tego już w tym roku nie zobaczę :(
Aż w końcu śnieżyce ustały, zrobiło się ciepło (czyli jakieś -5 czy coś koło tego), a nawet wyszło słońce. I nikt mi nie wmówi, że to miasto - przykryte lodem i śniegiem - w promieniach słońca nie jest piękne ;). Początek marca w Sztokholmie był naprawdę cudowny i naprawdę nie rozumiałam tych, co wtedy narzekali na pogodę ;).
No i w końcu zaczęło się to wszystko topić - pierwszy dzień wiosny przyniósł już kilka stopni na plusie i piękne słońce. Z ogromnych zasp niewiele zostało, choć lód na wodzie wciąż jeszcze trzyma - w nocy temperatury wciąż spadają poniżej zera. Sztokholm nie miał już nawrotu zimy w drugiej połowie marca jak Europa środkowa - gdy w Polsce były śnieżyce i minus kilkanaście stopni, tu świeciło słońce i było w okolicy zera... ;) Ale wygląda na to, że jeszcze do końca marca będzie podobnie - trochę powyżej zera w dzień, kilka stopni na minusie w nocy. Mam nadzieję, że choć Wiedeń na Wielkanoc będzie cieplejszy ;).
Pięknie było, prawda? :)
0 Komentarze