Około 100 km na północny-zachód od Sztokholmu znajduje się Sala - niewielkie miasteczko, które kilkaset lat temu na cały kraj rozsławiła kopalnia srebra. Do Sali wybrałam się na kilka godzin, wiedząc, że większość czasu poświęcę kopalni - internet nie podpowiadał zbyt wielu innych atrakcji turystycznych. No, może poza jakąś lokalną galerią sztuki, ale takie miejsca nieszczególnie mnie interesują. Jak na niewielką szwedzką miejscowość przystało, informacja turystyczna w weekend była nieczynna, więc cóż miałam zrobić? Wybrałam się na spacer po Sali, zwiedzając ją na własną rękę :).
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to architektura. Choć samo miasteczko zaczęło rozwijać się wraz z kopalnią w XVI-XVII wieku, to jednak większość budynków jest zdecydowanie nowsza. Mimo to okolice dworca centralnego są naprawdę ciekawe - strzeliste dachy, niewielkie wieżyczki, ozdobne budynki... Szkoda tylko, że spora ich część jest mocno zaniedbana.
Tuż obok biblioteki (Sala stadsbibliotek) znajduje się niewielki park ze stawem i licznymi mostkami. Pokryty śniegiem nie wywierał zbyt wielkiego wrażenia, ale na pewno w lecie spotkałabym tam wiele osób - Szwedzi lubią takie miejsca... ;) W parku postawiono też ogromny kamień, dekorowany na wzór dawnych kamieni runicznych, poświęcony pastorowi Nilsowi Samuelowi Swederusowi - duchowny był też znanym entomologiem i na jego cześć nazwano podobno nawet dwa gatunki owadów ;).
W Skellefteå ekscytowałam się boiskiem do piłki nożnej, na którym piętrzyła się góra śniegu. W Sali w ten sam sposób ozdobiono boisko do koszykówki przy Ekebyskolan. Uwielbiam taką zimę! ;)
Jako że uwielbiam kościoły, skierowałam się też do kościoła Krystyny (Kristina kyrka) wybudowanego w czasach świetności kopalni, czyli w pierwszej połowie XVII wieku. Niestety, nie miałam szczęścia i świątynia była zamknięta - boli mnie to tym bardziej, gdy widzę po zdjęciach, jak piękne są dekoracje z początku XVIII wieku...
Będąc w tej okolicy, musiałam też pospacerować po parku miejskim, choć temperatury niezbyt sprzyjały długim spacerom. I znów, mogę sobie tylko wyobrażać, jak piękny jest ten park wiosną czy latem, gdy wszędzie pełno kwiatów i zieleni, fontanny są uruchomione, a w niewielkiej altance można sobie urządzić lunch na świeżym powietrzu.
By rozgrzać się po spacerze i zabić nieco czas, który pozostał mi do zwiedzania kopalni, skierowałam się do centrum. Po kubku gorącej czekolady w Johanssons Cafe (w sezonie mają nawet kilkanaście rodzajów semli, gorąco polecam! ;) ) rozejrzałam się też po samym centrum. Głównym punktem jest ciemnoczerwony ratusz, jednak w okolicy znajdziemy też mnóstwo sklepów, kawiarni i restauracji. Ot, takie niewielkie centrum małego miasteczka :).
Po drodze do kopalni, przy skrzyżowaniu ulic Polhemsgatan i Forsellesgatan, mijam też niewielki kościółek (zamknięty, a jakże by inaczej) otoczony klimatycznym cmentarzem. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, uwielbiam szwedzkie cmentarze ;). Przypominają bardziej parki, pełne drzew i krzewów. Groby to też nie takie wielkie i ciężkie płyty jak u nas, ale niewielkie tabliczki wbite w ziemie, zdobione niewielkimi figurkami, latarniami, a czasem nawet po prostu kamykami z napisem najlepszy tata czy kochany dziadek.
W gruncie rzeczy z turystycznego punktu widzenia w Sali nie ma nic poza kopalnią. Ale dla mnie urok szwedzkich miasteczek to nie tona zabytków, ale właśnie te drewniane domki, spokojne centrum, piękne cmentarze i mnóstwo zieleni. A tego w Sali znajdziemy pod dostatkiem... :)
0 Komentarze