Uwielbiam zwiedzać kościoły i byłam już w tak wielu, że rzadko kiedy któryś mnie jeszcze potrafi zaskoczyć ;). Wiedeńskiemu Karlskirche, czyli kościołowi św. Karola Boromeusza, się to udało. Choć może zaskoczenie podczas zwiedzania to jednak za duże słowo, bo wybierając się tam, wiedziałam, czego się spodziewać. Moment zdumienia pojawił się więc nieco wcześniej, kiedy na którymś z wiedeńskich kont instagramowych zobaczyłam... windę w kościele. Potem już wiedziałam, że co jak co, ale do środka wejść muszę ;).
Przeglądając przewodniki po austriackiej stolicy, na pewno traficie na tę świątynię. Powstała ona z inicjatywy cesarza Karola VI Habsburga, który kościół postanowił zadedykować swojemu świętemu patronowi - Karolowi Boromeuszowi. Wybór patrona w tamtym momencie był wręcz oczywisty - w 1713 roku Wiedeń dziesiątkowała dżuma, a Boromeusz zasłynął w XVI wieku dzięki pomocy niesionej ludziom podczas epidemii wyniszczających Mediolan. Kiedy wiedeńska zaraza zaczęła wygasać w 1714 roku, pomny swej obietnicy cesarz nakazał architektowi von Erlachowi (wyłonionemu w drodze konkursu) zaprojektowanie nowej świątyni - kamień węgielny położono już dwa lata później, a sama budowa trwała dwadzieścia jeden lat. Jako że cesarz chciał, by był to kościół dziękczynny od całego cesarstwa Habsburgów, środki na niego pochodziły nie tylko z Wiednia, ale też chociażby z Sardynii, Mediolanu, Węgier czy Hamburga.
Choć kościół to bez wątpienia barokowa perełka, jednak architektowi przyświecał inny cel - chciał, by budowla reprezentowała sobą cały przekrój światowej historii architektury. Zatem wnętrze mamy barokowe, a z zewnątrz prawdziwy misz-masz ;). Zatem co zobaczymy w kościele świętego Karola?
1) Portyk charakterystyczny dla dawnych greckich i rzymskich świątyń;
2) Rzymskie łuki triumfalne pod dzwonnicami, których szczyty zrobiono w oparciu o azjatyckie pagody;
3) Kopuła barokowa, bo jakże by inaczej... ;) ;
4) Wysokie i pięknie zdobione kolumny, nawiązujące do architektury bizantyjskiej, rzymskiej kolumny Trajana, kolumn przy wejściu do świątyni w Jeruzalem... a wzorców było tu jeszcze więcej;
5) Na przedstawiających życie Karola Boromeusza kolumnach siedzą złote orły symbolizujące władzę cesarską.
A to naprawdę tylko duży skrót tego, czym inspirowano się przy budowie świątyni... :)
Na przestrzeni lat kościół wielokrotnie odnawiano (pomagał przy tym nawet sam Otto Wagner), jednak największy proces restauracyjny rozpoczęto w 2000 roku. Uwzględniał on także odnowę fresków pod kopułą - w tym celu zbudowano w 2002 roku tymczasową windę, która pomogłaby rzemieślnikom dostać się aż pod sufit świątyni. Jednak ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby tej windy potem nie usuwać, ale... udostępnić ją turystom. W efekcie bilet wstępu do Karlskirche to jedna z droższych wejściówek do świątyni, jakie przyszło mi płacić - 8 euro (34,50 zł). Jednak pieniądze idą na dalsze utrzymanie kościoła, no i tymczasowej windy, która niestety trochę szpeci wygląd wnętrza świątyni...
Jednak wjazd windą pod kopułę to punkt obowiązkowy wizyty w Karlskirche. Nigdzie indziej nie dane mi jeszcze było oglądać fresków z tak bliska! Są one autorstwa Johanna Michaela Rottmayra i nawiązują zarówno do świętego patrona (scena, gdy Bóg wysłuchuje jego modlitw), ale także i innych postaci biblijnych. Odnowione freski są intensywnie kolorowe, a całość wywiera niesamowite wrażenie.
Co więcej, platformy pod kopułą ustawione są tak, by sięgały jednego z okien kościoła. Choć nie jesteśmy bardzo wysoko, możemy stąd zobaczyć centrum Wiednia, a także przyjrzeć się z bliska wyrzeźbionym kolumnom. Niestety, okno jest niewielkie, więc nie mamy zbyt wiele czasu na podziwianie widoków, bo trzeba przecież dopuścić tam i innych... :)
Przyglądając się tablicom w kościelnych kaplicach, nagle zauważyłam słowo Kraśnik. Wczytując się dalej, widziałam coraz więcej polskich nazw miejscowości. Okazało się, że to tablice pamiątkowe dla żołnierzy poległych w bitwach I wojny światowej, a nazwy polskich miast i wiosek to właśnie miejsca tych bitew... Wśród polskich śladów w austriackim kościele znajdzie się też i portret polskiego papieża - ot, taka ciekawostka dla tych, co też lubią znaleźć coś polskiego za granicą ;).
Przy kasie biletowej przy wejściu do kościoła znajduje się informacja, że bilet obejmuje wjazd windą pod kopułę, wstęp do skarbca i kościelnego muzeum. Muzeum jednak okazuje się nieczynne (biorąc pod uwagę jednak rozmiar pomieszczeń, wiele tam do zobaczenia nie było), więc na sam koniec kierujemy się jeszcze do skarbca. To również zaledwie jeden pokój, gdzie znajdziemy kilka obrazów, szaty liturgiczne i drogocenne naczynia.
Ja kościołem byłam zachwycona, szczególnie możliwością wjazdu aż pod samą kopułę. Teraz jeszcze chciałabym tam kiedyś wpaść wieczorem na koncert - w końcu odbywają się one tam regularnie. Mozart czy Vivaldi z kościelną akustyką, a do tego wieczorne oświetlenie świątyni... Będzie trzeba kiedyś zajrzeć ;).
Choć kościół to bez wątpienia barokowa perełka, jednak architektowi przyświecał inny cel - chciał, by budowla reprezentowała sobą cały przekrój światowej historii architektury. Zatem wnętrze mamy barokowe, a z zewnątrz prawdziwy misz-masz ;). Zatem co zobaczymy w kościele świętego Karola?
1) Portyk charakterystyczny dla dawnych greckich i rzymskich świątyń;
2) Rzymskie łuki triumfalne pod dzwonnicami, których szczyty zrobiono w oparciu o azjatyckie pagody;
3) Kopuła barokowa, bo jakże by inaczej... ;) ;
4) Wysokie i pięknie zdobione kolumny, nawiązujące do architektury bizantyjskiej, rzymskiej kolumny Trajana, kolumn przy wejściu do świątyni w Jeruzalem... a wzorców było tu jeszcze więcej;
5) Na przedstawiających życie Karola Boromeusza kolumnach siedzą złote orły symbolizujące władzę cesarską.
A to naprawdę tylko duży skrót tego, czym inspirowano się przy budowie świątyni... :)
Na przestrzeni lat kościół wielokrotnie odnawiano (pomagał przy tym nawet sam Otto Wagner), jednak największy proces restauracyjny rozpoczęto w 2000 roku. Uwzględniał on także odnowę fresków pod kopułą - w tym celu zbudowano w 2002 roku tymczasową windę, która pomogłaby rzemieślnikom dostać się aż pod sufit świątyni. Jednak ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby tej windy potem nie usuwać, ale... udostępnić ją turystom. W efekcie bilet wstępu do Karlskirche to jedna z droższych wejściówek do świątyni, jakie przyszło mi płacić - 8 euro (34,50 zł). Jednak pieniądze idą na dalsze utrzymanie kościoła, no i tymczasowej windy, która niestety trochę szpeci wygląd wnętrza świątyni...
Jednak wjazd windą pod kopułę to punkt obowiązkowy wizyty w Karlskirche. Nigdzie indziej nie dane mi jeszcze było oglądać fresków z tak bliska! Są one autorstwa Johanna Michaela Rottmayra i nawiązują zarówno do świętego patrona (scena, gdy Bóg wysłuchuje jego modlitw), ale także i innych postaci biblijnych. Odnowione freski są intensywnie kolorowe, a całość wywiera niesamowite wrażenie.
Co więcej, platformy pod kopułą ustawione są tak, by sięgały jednego z okien kościoła. Choć nie jesteśmy bardzo wysoko, możemy stąd zobaczyć centrum Wiednia, a także przyjrzeć się z bliska wyrzeźbionym kolumnom. Niestety, okno jest niewielkie, więc nie mamy zbyt wiele czasu na podziwianie widoków, bo trzeba przecież dopuścić tam i innych... :)
Przyglądając się tablicom w kościelnych kaplicach, nagle zauważyłam słowo Kraśnik. Wczytując się dalej, widziałam coraz więcej polskich nazw miejscowości. Okazało się, że to tablice pamiątkowe dla żołnierzy poległych w bitwach I wojny światowej, a nazwy polskich miast i wiosek to właśnie miejsca tych bitew... Wśród polskich śladów w austriackim kościele znajdzie się też i portret polskiego papieża - ot, taka ciekawostka dla tych, co też lubią znaleźć coś polskiego za granicą ;).
Przy kasie biletowej przy wejściu do kościoła znajduje się informacja, że bilet obejmuje wjazd windą pod kopułę, wstęp do skarbca i kościelnego muzeum. Muzeum jednak okazuje się nieczynne (biorąc pod uwagę jednak rozmiar pomieszczeń, wiele tam do zobaczenia nie było), więc na sam koniec kierujemy się jeszcze do skarbca. To również zaledwie jeden pokój, gdzie znajdziemy kilka obrazów, szaty liturgiczne i drogocenne naczynia.
Ja kościołem byłam zachwycona, szczególnie możliwością wjazdu aż pod samą kopułę. Teraz jeszcze chciałabym tam kiedyś wpaść wieczorem na koncert - w końcu odbywają się one tam regularnie. Mozart czy Vivaldi z kościelną akustyką, a do tego wieczorne oświetlenie świątyni... Będzie trzeba kiedyś zajrzeć ;).
Źródło: ulotka z kościoła :)
0 Komentarze