Jakie to szczęście, że wypełniony niemal po brzegi w Wiedniu pociąg pustoszeje w Wiener Neustadt, mniej więcej w połowie trasy. Mogę się wtedy na spokojnie przesiąść na inne miejsce, tuż przy oknie, by móc podziwiać widoki, nie wypuszczając aparatu z rąk. Jakby chcąc mi to jeszcze ułatwić, maszynista zwalnia i teraz pociąg sumie już tylko z prędkością ok. sześćdziesięciu km/godz. (wcześniej mknął grubo ponad sto). Innego wyjścia w sumie nie ma - dotarliśmy do okolicy, gdzie dominują liczne wiadukty i tunele, więc przepisy nie pozwalają na większą prędkość. Rozbrzmiewająca z głośników informacja, że już dojeżdżamy do Semmering, mogłaby zostać ogłoszona później... wciąż mi mało widoków! ;)
Położona na wysokości prawie 1000 m n.p.m. przełęcz Semmering miała swoje dwa historyczne momenty w latach 1854 i 1998. Najpierw, po kilkunastu latach budowy (prace nad pierwszym odcinkiem pomiędzy Neunkirchen a Gloggnitz rozpoczęto w 1841 roku), otwarto linię kolejową Semmering (Semmeringbahn). Z wielką pompą, oczywiście, bo najpierw w maju 1854 roku sam cesarz Franciszek Józef z cesarzową Elżbietą (Sissi) odbył jazdę próbną, a 17-go lipca tego roku miała miejsce uroczystość otwarcia linii. Naturalnie, również poprowadzona przez cesarza. Cała trasa biegła od Wiednia, przez Semmering i Graz, aż po ówcześnie austriacki Triest. Odcinek znany jako Semmeringbahn obejmował jednak znacznie krótszy, bo tylko 41-kilometrowy dystans pomiędzy Gloggnitz a Mürzzuschlag. 1998 rok zaś to moment wpisania linii kolejowej Semmering na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako jednego z największych osiągnięć inżynierii lądowej w pionierskiej fazie budowy kolei. I Semmering się tym wpisem szczyci, bo ledwo wysiądzie się z pociągu, już rzuca się w oczy tablica z informacją, że hej, tu jest UNESCO! ;)
Pozytywne zaskoczenie czeka na mnie już na samym dworcu - znajduje się tam punkt informacyjny... otwarty w niedzielę! Wiecie, już przyzwyczaiłam się do tego, że w Austrii mało co działa w niedziele, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i naprawdę byłam nastawiona na to, że przyjdzie mi zwiedzać okolicę w towarzystwie Google'a i GPSa. Tymczasem wizytę w Semmering zaczęłam od tego punktu informacyjnego, gdzie dostałam mapki i ulotki w języku angielskim, a przy okazji mogłam zobaczyć mini-muzeum kolei oraz makietę wiaduktu z przejeżdżającym po nim pociągiem. Zatem spacer według wskazówek GPS mogłam sobie odpuścić - na szczęście, bo mało gdzie w tej okolicy miałam jakikolwiek zasięg w telefonie... Jednak okazało się, że Semmering jest świetnie oznakowany. Wszędzie były mapki i strzałki kierujące do co ciekawszych punktów w okolicy - naprawdę ciężko byłoby tu się zgubić ;).
Pierwszym z ciekawszych obiektów, które mijam po drodze, jest historyczny Südbahnhotel - budynek przypominający niemalże zamek z bajki. Kiedy ukończono budowę linii kolejowej, Semmering zaczął się szybko rozwijać, stając się bardzo popularnym kurortem turystyczno-uzdrowiskowym. W latach osiemdziesiątych XIX wieku rozpoczęto więc budowę luksusowego hotelu, który miał przyjąć bogatych gości. Warto tu wspomnieć choćby o tym, że zimą park przyhotelowy zmieniał się w miejsce sportów zimowych z lodowiskami, torami saneczkowymi, a nawet własną skocznią narciarską... Niestety, od momentu Anschlussu hotel zaczął podupadać, wielokrotnie zmieniając swoje przeznaczenie, a liczne przebudowy sprawiły, że sporo dawnego wystroju przeminęło z wiatrem. Budynek wciąż jednak urzeka i z ciekawością obeszłam go dookoła.
Zgłębiam się na chwilę w las, by wyjść na bardziej otwartą przestrzeń i w końcu móc zobaczyć góry dookoła. Po mojej prawej znajduje się ogrodzony teren z wywieszoną tabliczką Skulpturenpark - park rzeźb. Teoretycznie w niedziele nieczynny, praktycznie jednak furtka nie jest zamknięta, więc wchodzę na chwilę się rozejrzeć. Wstęp i tak jest darmowy, tylko przy wyjściu znajduje się puszka na dobrowolne datki. Większość rzeźb wykonana została z różnorodnych metali i często przedstawiają one coś tak abstrakcyjnego, że ciężko dojść do tego, co to w ogóle jest ;). Niektóre z dzieł są wystawione na sprzedaż - wystarczy skontaktować się z mieszkającymi tuż obok artystami. Ja po parku rozejrzałam się dość szybko - to jednak nie na mój gust...
Tuż przy wejściu do Skulpturenpark postawiono też strzałkę kierującą do miejsca, którego szukałam. 20 Schilling-Blick, czyli dosłownie dwudziestoszylingowy widok. To punkt widokowy, z którego możemy zobaczyć wiadukt Kalte Rinne - wysoki na 46 metrów i długi na 184 metry. Właśnie ta część przełęczy Semmering znalazła się kilkadziesiąt lat temu, w tych dawnych czasach bez euro, na austriackim banknocie o nominale 20 szylingów. I jak ogólnie na szlaku nie spotkałam zbyt wielu osób, to do platformy widokowej czekało ich kilka... ;)
Wymyśliłam sobie też, że przecież chcę zejść na dół i zobaczyć z bliska choć jeden wiadukt, starając się nie myśleć, że potem trzeba też będzie wejść z powrotem na górę ;). I mimo dość wyraźnych oznaczeń, udało mi się jakoś pójść w przeciwnym kierunku... bo przecież ta droga też biegła w dół! Na szczęście tą asfaltówką też udało mi się dotrzeć pod wiadukt Fleischmann, a właściwą ścieżką potem wróciłam na górę. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej się nie wracałam tą samą drogą ;). A wiadukt z bliska wywarł na mnie ogromne wrażenie swoim rozmiarem, a przecież ten jest tylko jednopoziomowy... Cała Semmeringbahn obejmuje szesnaście wiaduktów, ponad sto kamiennych mostów oraz czternaście tuneli. Zbudowanie tego wszystkiego na tak górzystym terenie przy środkach dostępnych w XIX wieku wydaje się wręcz niemożliwością - zupełnie się nie dziwię, że UNESCO doceniło to cudo... I nawet udało mi się załapać na przejeżdżający po wiadukcie pociąg ;).
Wracając z wiaduktu, odbijam nieco w bok i kieruję się do miejsca oznaczonego na mapie jako Doppelreiterwarte. To drewniana wieżyczka wznosząca się na szczycie wzgórza, stanowiąca świetny punkt widokowy. Bo wbrew pozorom, choć Semmering położone jest dość wysoko, rzadko na szlakach mamy tu dobre widoki. Po prostu zazwyczaj idzie się przez las i widoki piękne, tylko drzewa zasłaniają... ;) Wieżyczka pozwala nam wejść ponad poziom lasu i dopiero stąd mogę rozejrzeć się na wszystkie strony i w pełni zachwycić otaczającymi mnie widokami. Cóż poradzę, kocham góry!
Choć spacer zajął mi kilka godzin, wciąż mam jeszcze trochę czasu, zanim przyjedzie mój pociąg do Wiednia. Sięgam więc po ulotkę poświęconą architekturze w Semmering i za jej poradą kieruję się w stronę ulicy Hochstraße. To tu znajduje się większość miejskich perełek - baśniowych willi powstałych tu na przełomie XIX i XX wieku. W końcu nie wszyscy wiedeńscy bogacze chcieli nocować w hotelu, przyjeżdżając do Semmering. Wielu było stać na to, by w miasteczku postawić wille, w których mogli spędzać czas wolny. Jest na co popatrzeć, choć nie wszędzie się da blisko podejść ze względu na ogrodzenia.
Na Hochstraße rozwiązuje się też zagadka, nad którą się głowiłam przed wyjazdem. Jedna austriacka strona polecała przy okazji wizyty w Semmering zajrzenie do Hochstraßen Museum, jednak Google Maps nic o tym miejscu nie wiedział. Nigdzie indziej nie mogłam też znaleźć adresu tego budynku, a ulica jest na tyle długa, że szukanie w ciemno nie miało sensu. Jednak gdy doszłam już do Hochstraße, wybuchnęłam śmiechem. Muzeum znajdowało się wszędzie wzdłuż ulicy - były to liczne rozstawione gabloty wystawowe, ukazujące historię miasteczka oraz samej kolei. Nic dziwnego, że Google Maps nie potrafiło tego miejsca zlokalizować... A ja taką mini-lekcją historii zakończyłam zwiedzanie Semmering. Bardzo mi się spodobało, a Wam? ;)
Pozytywne zaskoczenie czeka na mnie już na samym dworcu - znajduje się tam punkt informacyjny... otwarty w niedzielę! Wiecie, już przyzwyczaiłam się do tego, że w Austrii mało co działa w niedziele, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i naprawdę byłam nastawiona na to, że przyjdzie mi zwiedzać okolicę w towarzystwie Google'a i GPSa. Tymczasem wizytę w Semmering zaczęłam od tego punktu informacyjnego, gdzie dostałam mapki i ulotki w języku angielskim, a przy okazji mogłam zobaczyć mini-muzeum kolei oraz makietę wiaduktu z przejeżdżającym po nim pociągiem. Zatem spacer według wskazówek GPS mogłam sobie odpuścić - na szczęście, bo mało gdzie w tej okolicy miałam jakikolwiek zasięg w telefonie... Jednak okazało się, że Semmering jest świetnie oznakowany. Wszędzie były mapki i strzałki kierujące do co ciekawszych punktów w okolicy - naprawdę ciężko byłoby tu się zgubić ;).
Pierwszym z ciekawszych obiektów, które mijam po drodze, jest historyczny Südbahnhotel - budynek przypominający niemalże zamek z bajki. Kiedy ukończono budowę linii kolejowej, Semmering zaczął się szybko rozwijać, stając się bardzo popularnym kurortem turystyczno-uzdrowiskowym. W latach osiemdziesiątych XIX wieku rozpoczęto więc budowę luksusowego hotelu, który miał przyjąć bogatych gości. Warto tu wspomnieć choćby o tym, że zimą park przyhotelowy zmieniał się w miejsce sportów zimowych z lodowiskami, torami saneczkowymi, a nawet własną skocznią narciarską... Niestety, od momentu Anschlussu hotel zaczął podupadać, wielokrotnie zmieniając swoje przeznaczenie, a liczne przebudowy sprawiły, że sporo dawnego wystroju przeminęło z wiatrem. Budynek wciąż jednak urzeka i z ciekawością obeszłam go dookoła.
Zgłębiam się na chwilę w las, by wyjść na bardziej otwartą przestrzeń i w końcu móc zobaczyć góry dookoła. Po mojej prawej znajduje się ogrodzony teren z wywieszoną tabliczką Skulpturenpark - park rzeźb. Teoretycznie w niedziele nieczynny, praktycznie jednak furtka nie jest zamknięta, więc wchodzę na chwilę się rozejrzeć. Wstęp i tak jest darmowy, tylko przy wyjściu znajduje się puszka na dobrowolne datki. Większość rzeźb wykonana została z różnorodnych metali i często przedstawiają one coś tak abstrakcyjnego, że ciężko dojść do tego, co to w ogóle jest ;). Niektóre z dzieł są wystawione na sprzedaż - wystarczy skontaktować się z mieszkającymi tuż obok artystami. Ja po parku rozejrzałam się dość szybko - to jednak nie na mój gust...
Tuż przy wejściu do Skulpturenpark postawiono też strzałkę kierującą do miejsca, którego szukałam. 20 Schilling-Blick, czyli dosłownie dwudziestoszylingowy widok. To punkt widokowy, z którego możemy zobaczyć wiadukt Kalte Rinne - wysoki na 46 metrów i długi na 184 metry. Właśnie ta część przełęczy Semmering znalazła się kilkadziesiąt lat temu, w tych dawnych czasach bez euro, na austriackim banknocie o nominale 20 szylingów. I jak ogólnie na szlaku nie spotkałam zbyt wielu osób, to do platformy widokowej czekało ich kilka... ;)
Wymyśliłam sobie też, że przecież chcę zejść na dół i zobaczyć z bliska choć jeden wiadukt, starając się nie myśleć, że potem trzeba też będzie wejść z powrotem na górę ;). I mimo dość wyraźnych oznaczeń, udało mi się jakoś pójść w przeciwnym kierunku... bo przecież ta droga też biegła w dół! Na szczęście tą asfaltówką też udało mi się dotrzeć pod wiadukt Fleischmann, a właściwą ścieżką potem wróciłam na górę. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przynajmniej się nie wracałam tą samą drogą ;). A wiadukt z bliska wywarł na mnie ogromne wrażenie swoim rozmiarem, a przecież ten jest tylko jednopoziomowy... Cała Semmeringbahn obejmuje szesnaście wiaduktów, ponad sto kamiennych mostów oraz czternaście tuneli. Zbudowanie tego wszystkiego na tak górzystym terenie przy środkach dostępnych w XIX wieku wydaje się wręcz niemożliwością - zupełnie się nie dziwię, że UNESCO doceniło to cudo... I nawet udało mi się załapać na przejeżdżający po wiadukcie pociąg ;).
Wracając z wiaduktu, odbijam nieco w bok i kieruję się do miejsca oznaczonego na mapie jako Doppelreiterwarte. To drewniana wieżyczka wznosząca się na szczycie wzgórza, stanowiąca świetny punkt widokowy. Bo wbrew pozorom, choć Semmering położone jest dość wysoko, rzadko na szlakach mamy tu dobre widoki. Po prostu zazwyczaj idzie się przez las i widoki piękne, tylko drzewa zasłaniają... ;) Wieżyczka pozwala nam wejść ponad poziom lasu i dopiero stąd mogę rozejrzeć się na wszystkie strony i w pełni zachwycić otaczającymi mnie widokami. Cóż poradzę, kocham góry!
Choć spacer zajął mi kilka godzin, wciąż mam jeszcze trochę czasu, zanim przyjedzie mój pociąg do Wiednia. Sięgam więc po ulotkę poświęconą architekturze w Semmering i za jej poradą kieruję się w stronę ulicy Hochstraße. To tu znajduje się większość miejskich perełek - baśniowych willi powstałych tu na przełomie XIX i XX wieku. W końcu nie wszyscy wiedeńscy bogacze chcieli nocować w hotelu, przyjeżdżając do Semmering. Wielu było stać na to, by w miasteczku postawić wille, w których mogli spędzać czas wolny. Jest na co popatrzeć, choć nie wszędzie się da blisko podejść ze względu na ogrodzenia.
Na Hochstraße rozwiązuje się też zagadka, nad którą się głowiłam przed wyjazdem. Jedna austriacka strona polecała przy okazji wizyty w Semmering zajrzenie do Hochstraßen Museum, jednak Google Maps nic o tym miejscu nie wiedział. Nigdzie indziej nie mogłam też znaleźć adresu tego budynku, a ulica jest na tyle długa, że szukanie w ciemno nie miało sensu. Jednak gdy doszłam już do Hochstraße, wybuchnęłam śmiechem. Muzeum znajdowało się wszędzie wzdłuż ulicy - były to liczne rozstawione gabloty wystawowe, ukazujące historię miasteczka oraz samej kolei. Nic dziwnego, że Google Maps nie potrafiło tego miejsca zlokalizować... A ja taką mini-lekcją historii zakończyłam zwiedzanie Semmering. Bardzo mi się spodobało, a Wam? ;)
0 Komentarze