590 akrów, ponad 330 tysięcy grobów, a w nich ponad trzy miliony złożonych ciał. Wiedeński Zentralfriedhof takimi statystykami robi upiorne wrażenie - to jeden z największych cmentarzy na świecie, jeśli chodzi o liczbę pochowanych osób. Nie jest też nie wiadomo jak stary - decyzję o jego utworzeniu podjęto w 1863 roku, a już jedenaście lat później został otwarty. Czas ten był potrzebny na wybór miejsca i rozplanowanie cmentarza - już wtedy wiedziano, że szybko rozwijający się Wiedeń będzie potrzebował sporo miejsca dla swoich zmarłych. Nic więc dziwnego, że pod nekropolię wyznaczono ogromny teren pod miastem, dziś wchodzący w skład dzielnicy Simmering. Ciekawe, czy ktoś wtedy pomyślał, że nadejdzie moment, gdy na cmentarzu będzie leżało ponad 1,5x więcej ludzi niż mieszka obecnie w Wiedniu...? Dla mnie to nieco upiorna świadomość - w całej Austrii mieszka niecałe dziewięć milionów ludzi, a na jednym cmentarzu pochowano ponad trzy miliony...
Rozmiar cmentarza sprawia, że to chyba jedyne takie znane mi miejsce, gdzie można normalnie wjechać samochodem i zaparkować na uliczce w pobliżu odwiedzanego grobu. Zabronione jest to tylko 1 listopada, bo inaczej całe to miejsce byłoby kompletnie sparaliżowane... :) Po nekropolii kursuje też specjalny autobus cmentarny, a ci, co odwiedzają cmentarz jako turyści, mogą skorzystać nawet z przejażdżki bryczką z przewodnikiem.
W centrum cmentarza (a właściwie jego katolickiej części, bo na Zentralfriedhof chowano nie tylko chrześcijan) znajduje się kościół p.w. św. Karola Boromeusza. Wybudowany pomiędzy 1908 a 1911 rokiem zdecydowanie większe wrażenie wywiera z zewnątrz - wnętrze świątyni jest dość proste. Przed wejściem do kościoła znajduje się okrągły plac, gdzie pochowano zmarłych byłych prezydentów Austrii (Ehrengräber Bundespräsidenten).
Jednak austriaccy prezydenci to nie jedyne znane osobistości, które spoczęły na wiedeńskim Cmentarzu Centralnym. Do największych zdecydowanie należą muzycy i kompozytorzy, którzy doczekali się nawet własnej cmentarnej kwatery. Spoczywa tu (pochowany pierwotnie na cmentarzu św. Marka, a potem przeniesiony) Ludwig van Beethoven, Franz Schubert, Johann Strauss (zarówno ojciec, jak i syn)... Wśród nich znajduje się też pomnik Mozarta, którego pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu św. Marka, a którego szczątków nigdy nie odnaleziono.
Jedną z większych ciekawostek na Cmentarzu Centralnym jest zdecydowanie Bestattungsmuseum - Muzeum Pogrzebowe. Na informację o nim trafiłam przypadkowo, przeglądając książeczkę z kuponami zniżkowymi dla posiadaczy rocznego biletu na komunikację miejską. Przypomniałam sobie o tych kuponach mniej więcej miesiąc temu, odkrywając przy okazji, że są ważne tylko do końca października. Z dość bogatej oferty zniżek najbardziej w oko wpadło mi właśnie Muzeum Pogrzebowe za połowę ceny... Cóż, nigdy nie twierdziłam, że jestem całkowicie normalna ;).
Na pewno muszę przyznać, że jest to muzeum mocno specyficzne. Większość zgromadzonych przedmiotów najlepiej opisuje angielski przymiotnik creepy, dla którego wciąż brak mi dobrego polskiego odpowiednika. Ale przy tym wszystkim Bestattungsmuseum to świetna lekcja historii austriackich zwyczajów pogrzebowych. Już na wstępie dowiadujemy się, że Wiedeńczycy w specyficzny sposób łączą życie ze śmiercią - skoro śmierci i tak nie unikniemy, dlaczego nie mielibyśmy jej świętować? Jest też wiele sposobów, by zmarły bliski wciąż pozostał blisko nas - można zrobić sobie odlew jego twarzy czy dłoni, oprawić prochy w kryształ i zawiesić na szyi, a nawet - pod wpływem wysokiej temperatury - zmienić prochy w diament... Przez wieki za organizację pogrzebów odpowiadała rodzina zmarłego, potem obowiązek ten spadł na kościół. Dopiero w XIX wieku rozpoczęto zakładanie prywatnych firm pogrzebowych, które miały zapewnić godziwy pochówek dla każdego, niezależnie od jego sytuacji majątkowej.
Spora część wystawy poświęcona jest nekrologom, zwanym przez Wiedeńczyków Parte od francuskiego faire part. Wprowadzono je w XVII wieku - wtedy były bogato zdobione z licznymi symbolami religijnymi i, naturalnie, informacjami o pogrzebie. Dwa stulecia później popularne zrobiły się nekrologi ze zdjęciem zmarłego, choć wtedy dotyczyło to głównie wyższych sfer. Zresztą, jako przykład mogliśmy zobaczyć informację o śmierci samej cesarzowej Sissi. Niezwykle ciekawa jest też część wystawy poświęcona rodzinie Habsburgów (a dokładniej ich pogrzebom) - zwłaszcza tych, którym już rządzić nie dano, czyli ostatniej cesarzowej Zycie oraz jej synowi Ottonowi.
Jeszcze długo po wyjściu z muzeum miałam w głowie My way Franka Sinatry, które rozbrzmiewało wśród ekspozycji. Korzystając z pięknej, jesiennej pogody wybrałam się jeszcze na długi spacer po cmentarzu. Kolory października zaczęły się coraz bardziej przebijać przez wszechobecną zieleń i otaczać często przepiękne pomniki nagrobne. Teraz mamy 1 listopada, prawie 20 stopni na dworze - zdecydowanie idealna pora na cmentarne spacery... :)
W centrum cmentarza (a właściwie jego katolickiej części, bo na Zentralfriedhof chowano nie tylko chrześcijan) znajduje się kościół p.w. św. Karola Boromeusza. Wybudowany pomiędzy 1908 a 1911 rokiem zdecydowanie większe wrażenie wywiera z zewnątrz - wnętrze świątyni jest dość proste. Przed wejściem do kościoła znajduje się okrągły plac, gdzie pochowano zmarłych byłych prezydentów Austrii (Ehrengräber Bundespräsidenten).
Jednak austriaccy prezydenci to nie jedyne znane osobistości, które spoczęły na wiedeńskim Cmentarzu Centralnym. Do największych zdecydowanie należą muzycy i kompozytorzy, którzy doczekali się nawet własnej cmentarnej kwatery. Spoczywa tu (pochowany pierwotnie na cmentarzu św. Marka, a potem przeniesiony) Ludwig van Beethoven, Franz Schubert, Johann Strauss (zarówno ojciec, jak i syn)... Wśród nich znajduje się też pomnik Mozarta, którego pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu św. Marka, a którego szczątków nigdy nie odnaleziono.
Jedną z większych ciekawostek na Cmentarzu Centralnym jest zdecydowanie Bestattungsmuseum - Muzeum Pogrzebowe. Na informację o nim trafiłam przypadkowo, przeglądając książeczkę z kuponami zniżkowymi dla posiadaczy rocznego biletu na komunikację miejską. Przypomniałam sobie o tych kuponach mniej więcej miesiąc temu, odkrywając przy okazji, że są ważne tylko do końca października. Z dość bogatej oferty zniżek najbardziej w oko wpadło mi właśnie Muzeum Pogrzebowe za połowę ceny... Cóż, nigdy nie twierdziłam, że jestem całkowicie normalna ;).
Na pewno muszę przyznać, że jest to muzeum mocno specyficzne. Większość zgromadzonych przedmiotów najlepiej opisuje angielski przymiotnik creepy, dla którego wciąż brak mi dobrego polskiego odpowiednika. Ale przy tym wszystkim Bestattungsmuseum to świetna lekcja historii austriackich zwyczajów pogrzebowych. Już na wstępie dowiadujemy się, że Wiedeńczycy w specyficzny sposób łączą życie ze śmiercią - skoro śmierci i tak nie unikniemy, dlaczego nie mielibyśmy jej świętować? Jest też wiele sposobów, by zmarły bliski wciąż pozostał blisko nas - można zrobić sobie odlew jego twarzy czy dłoni, oprawić prochy w kryształ i zawiesić na szyi, a nawet - pod wpływem wysokiej temperatury - zmienić prochy w diament... Przez wieki za organizację pogrzebów odpowiadała rodzina zmarłego, potem obowiązek ten spadł na kościół. Dopiero w XIX wieku rozpoczęto zakładanie prywatnych firm pogrzebowych, które miały zapewnić godziwy pochówek dla każdego, niezależnie od jego sytuacji majątkowej.
Spora część wystawy poświęcona jest nekrologom, zwanym przez Wiedeńczyków Parte od francuskiego faire part. Wprowadzono je w XVII wieku - wtedy były bogato zdobione z licznymi symbolami religijnymi i, naturalnie, informacjami o pogrzebie. Dwa stulecia później popularne zrobiły się nekrologi ze zdjęciem zmarłego, choć wtedy dotyczyło to głównie wyższych sfer. Zresztą, jako przykład mogliśmy zobaczyć informację o śmierci samej cesarzowej Sissi. Niezwykle ciekawa jest też część wystawy poświęcona rodzinie Habsburgów (a dokładniej ich pogrzebom) - zwłaszcza tych, którym już rządzić nie dano, czyli ostatniej cesarzowej Zycie oraz jej synowi Ottonowi.
Jeszcze długo po wyjściu z muzeum miałam w głowie My way Franka Sinatry, które rozbrzmiewało wśród ekspozycji. Korzystając z pięknej, jesiennej pogody wybrałam się jeszcze na długi spacer po cmentarzu. Kolory października zaczęły się coraz bardziej przebijać przez wszechobecną zieleń i otaczać często przepiękne pomniki nagrobne. Teraz mamy 1 listopada, prawie 20 stopni na dworze - zdecydowanie idealna pora na cmentarne spacery... :)
0 Komentarze