Advertisement

Main Ad

Zimowy Schönbrunn z jarmarkiem

Nie sądziłam, że w Wiedniu tak szybko uda mi się to, co przez cztery lata spędzone w Szwecji było dla mnie tylko niespełnionym marzeniem. Zobaczyć jarmarki świąteczne w śniegu. Sztokholm ostatnimi laty zdecydowanie nie miał szczęścia do pogody w grudniu - zazwyczaj było po prostu szaro i deszczowo. Raz nawet do połowy miesiąca było ponad 10 stopni, kompletnie nieszwedzka zima. A jak nawet czasem trochę śniegu spadło, to na wąskich uliczkach Gamla Stan, deptanych tysiącami butów turystów, natychmiast zamieniał się on w brudne błoto. W dużo cieplejszym zazwyczaj Wiedniu nie spodziewałam się więc niczego innego. Zwłaszcza, że od znajomych z pracy sporo słyszałam o tym, że w mieście owszem, śnieg czasem popada, ale nigdy się nie utrzymuje... Tymczasem już 1 grudnia Wiedeń przykryła cienka warstwa białego puchu, która już z samego rana wygnała mnie z domu, prosto do ogrodów pałacu Schönbrunn :).
Jarmark pod pałacem wystartował pod koniec listopada i będzie trwał aż do 6-go stycznia. Podoba mi się to tutaj, że nie wszystkie jarmarki zamykają się w Wigilię, jak to miało miejsce w Sztokholmie, ale działają też przez okres Bożego Narodzenia. A niektóre, w tym też ten pod Schönbrunnem, przekształcają się potem w jarmarki noworoczne i można je odwiedzić aż do dnia Trzech Króli. Fajna rzecz zwłaszcza dla tych, którzy chcą spędzić w Wiedniu Sylwestra i przy okazji zetknąć się choć trochę z panującą tu świąteczną atmosferą :).
Jarmark startuje już o 10 rano, więc chciałam dotrzeć pod pałac już wcześniej, zanim zjadą tłumy turystów. Pokryty śniegiem Schönbrunn przyciągał jednak ludzi i w sobotni ranek i nic w tym dziwnego, bo było przepięknie :). Długo spacerowałam z aparatem, chcąc w pełni nacieszyć się widokami - już dziś wieczorem wszystko zmyje deszcz, a od jutra w Wiedniu znów będzie ciepło i jesiennie...
Po 10 skierowałam się na główny plac przed pałacem, by zajrzeć na jarmark. Choć zgadzam się ze stwierdzeniem, że prawdziwa magia jarmarków świątecznych jest widoczna dopiero po zmroku, to jednak lubię tam zaglądać i za dnia. Zazwyczaj tłumy są znacznie mniejsze, no i łatwiej przyjrzeć się z bliska wystawianym na straganach przedmiotom. Zatem jeśli planujemy coś kupić (a ja wciąż szukam ozdób na choinkę ;) ), to zdecydowanie lepiej to zrobić za dnia. Choć z tym brakiem tłumów tak dobrze to nie było - Schönbrunn jest położony nieco na uboczu i chcąc zobaczyć pałac i jarmark, trzeba tu specjalnie przyjechać. Wygląda na to, że wiele wycieczek zorganizowanych postanowiło więc od Schönbrunnu zacząć dzień, by potem móc już skupić się na centrum Wiednia... Więc chwilę po 10 przed bramą pałacu stało sporo autokarów, z których wylewała się rzeka ludzi... ;)
Mieszkam na tyle blisko Schönbrunnu, że mogłam sobie pozwolić bez najmniejszego problemu, by zajrzeć tam dwukrotnie jednego dnia. Po raz drugi dotarłam pod pałac w okolicy 18, mijając tłumy zmierzające do i z metra. Jeśli dojeżdżacie do Schönbrunnu metrem, polecam zaopatrzyć się w bilet na komunikację odpowiednio wcześniej, bo kolejki do biletomatów na tej stacji ciągnęły się w nieskończoność... Na jarmarku ludzi było teraz więcej niż nad ranem, ale ze względu na spore rozmiary placu nie było aż tak tłoczno.
Na niewielkiej scenie pod choinką odbywał się koncert, muzyka rozbrzmiewała wszędzie nad jarmarkiem. Dla rozgrzewki sięgnęłam po grzańce - wiedeńskie jarmarki specjalizują się w grzanym winie (Glühwein) oraz w ponczu o różnych smakach (Punsch). Mnie najpierw zaintrygował poncz o smaku waniliowo-kokosowym (nie widziałam dotąd takiego), z dodatkiem bitej śmietany. O ile na początku był pyszny, to w połowie kubka wymiękłam z nadmiaru słodyczy... ;) Kubeczek 0,25l ponczu kosztuje 4-5€ (w zależności od smaku i dodatków), grzane wino - 4€. Do tego musimy zapłacić kaucję w wysokości 3€ za sam kubek - dostaniemy ją z powrotem po oddaniu naczynia. Oddawać, oczywiście, nie musimy - dla wielu kubki z jarmarków są swoistą pamiątką z Wiednia :).  Nie trzeba też kombinować, w co zapakować brudne naczynie - na stoiskach bez problemu wymienią je na czyste, które możemy wziąć na pamiątkę. Mi akurat ten z Schönbrunnu nie przypadł do gustu, więc oddałam go z powrotem :).
Rozgrzana napojem, mogłam spokojnie pospacerować po jarmarku, oglądając drobiazgi wystawione na straganach. Tutaj muszę przyznać, że zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu zawartość straganów na jarmarku pod Ratuszem niż pod Schönbrunn. Większość sprzedawanych dekoracji jest ręcznie robiona i ceny są adekwatne - zazwyczaj za bombkę czy inny drobiazg zapłacimy ok. 10-20€. Ale nawet jeśli nic nie kupujemy, zawsze miło popatrzeć :).
To co, wpadacie na jarmark do Wiednia? Jest magicznie... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze