Advertisement

Main Ad

Ayia Napa - wymarły kurort

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Ayia Napa, nie wiedziałam nawet, że jest to popularny kurort turystyczny. Wiecie, błękitne morze, piaszczyste plaże, zatrzęsienie barów, klubów i restauracji... Może i dobrze, że o tym na początku nie wiedziałam, bo pewnie odpuściłabym sobie to miejsce. W końcu kąpiel w morzu w styczniu odpada, a bardzo turystycznych miejsc wolę unikać (no chyba, że są tam jakieś zabytki, które koniecznie muszę zobaczyć). Ja o Ayia Napa usłyszałam dzięki znajdującemu się w centrum miasta klasztorowi, a rzut oka na mapę wystarczył, bym dowiedziała się, że obok znajduje się też warty uwagi park narodowy. Stwierdziłam zatem, że to plan idealny na jednodniowy wypad z Larnaki - szczególnie, że i pogoda dopisywała. W weekendy poza sezonem na tej trasie kursuje zaledwie sześć autobusów na dobę, więc musiałam wszystko dobrze rozplanować. Na szczęście radzę sobie z tym całkiem nieźle ;). I tak w styczniową sobotę około 10:30 wysiadłam na przystanku tuż przed wielkimi literami I <3 Ayia Napa.
Na końcu dużego placu wznosi się kościół Panagia. Wzdłuż jednej z jego ścian postawiono wysoki mur, pełen mozaik i wizerunków świętych - mur ten oddziela kościół od dawnego klasztoru. Choć świątynia niewątpliwie wygląda na nową (wybudowano ją dopiero w 1994 roku), decyduję się wejść do środka i na pewno tego nie żałuję ;). Mimo że w środku panuje półmrok, nie da się nie zauważyć, że wnętrze jest pięknie zdobione. Do tego panuje tu zupełna pustka - nie spotykam nikogo poza jednym duchownym, który wita mnie uśmiechem. Kościół jest niewielki, potrzebuję zaledwie parę minut, by przyjrzeć się wnętrzu, po czym wychodzę, kierując się w stronę dawnego klasztoru.
Klasztor w Ayia Napa to miejsce, które koniecznie musiałam odwiedzić - przecież właśnie dla niego wybrałam się do tej miejscowości położonej na południowo-wschodnim krańcu Cypru. Nie wiadomo, kiedy powstała sama świątynia stanowiąca centrum klasztoru, ale pozostałe budowle datuje się na XV wiek, kiedy Cypr znajdował się pod panowaniem Wenecjan. Budowli tych jest dość sporo, bo klasztor powstał na kształt średniowiecznego zamku, otoczonego kamiennymi murami i budynkami gospodarskimi, z własną studnią pośrodku.
Ołtarz znajduje się w niewielkiej jaskini, którą zamieniono na kościół - to właśnie wokół niego kilkaset lat później wybudowano cały kompleks klasztorny. Legenda głosi, że jaskinię tę odnalazł myśliwy podczas polowania, podążając za psem, który nagle zaczął głośno szczekać. Kiedy myśliwy zbliżył się do jaskini, ujrzał jasne światło bijące od ikony przedstawiającą Maryję Pannę. Najprawdopodobniej ikonę tę ukryto tam dla jej bezpieczeństwa w okolicach VII-VIII wieku i z czasem o miejscu jej ukrycia zapomniano. Kiedy rozeszły się wieści, że myśliwy odnalazł jaskinię ze świętą ikoną, ludzie zaczęli tam schodzić, żeby odwiedzić święte miejsce. Wybudowanie kościoła, a potem całego kompleksu klasztornego, wokół jaskini było więc tylko kwestią czasu.
Wejście na teren klasztoru jest darmowe, choć poza samym kościołem w jaskini, pozostałe budynki nie są udostępnione zwiedzającym. Bardzo mi się to podoba na Cyprze, że większość dawnych zabytków ma darmowy wstęp, albo - jeśli płatny - to kosztujący naprawdę niewiele. Podczas mojego pobytu na wyspie i zwiedzania kilku miejsc, na bilety wstępu wydałam całe 5 euro... Klasztor jest otwarty przez cały rok - w sezonie do 21, poza nim do 15.
Po wyjściu z klasztoru wybieram się na spacer po mieście. Choć Google nie potrafiło wskazać mi informacji turystycznej, trafiam na nią zupełnie przypadkowo, kierując się do parku narodowego. W informacji dostaję mapki oraz rozkład autobusów, bo do parku łatwiej podjechać niż iść piechotą ;). Dzięki zaznaczonym na mapie punktom od razu zmieniam trasę spaceru. Przy okazji natrafiam od czasu do czasu na ciekawe murale - czytałam wcześniej, że Ayia Napa słynie ze sztuki ulicznej. Może nie ma jej znowu aż tak dużo, ale to, co wypatruję, faktycznie wpada w oko.
Pierwszym miejscem, do którego trafiłam dzięki mapce z informacji turystycznej, był akwedukt. Było to też moje pierwsze i na szczęście jedyne rozczarowanie w Ayia Napa. Wybudowany tu w czasach średniowiecznych, służył głównie do doprowadzania wody do klasztoru. Z punktu zaznaczonego na mapie widok jest jednak nieciekawy - ot, jakbyśmy stali u podnóża wysokiego, starego muru. Pewnie to kwestia tego, że widziałam już znacznie ciekawsze akwedukty, pozostałości po czasach rzymskich w innych krajach, więc ten cypryjski nie wywarł na mnie większego wrażenia. Może gdyby przejść całą ścieżkę wzdłuż akweduktu, oznaczoną na tablicy informacyjnej, zobaczyłoby się ten akwedukt z innej, lepszej strony? Nie wiem, bo sama wróciłam na główną drogę, kierując się do parku rzeźb.
Park rzeźb był za to bardzo pozytywnym zaskoczeniem, zwłaszcza że poza sezonem miałam całe to otwarte muzeum tylko dla siebie. Całość została stworzona na wolnej przestrzeni na wzgórzu, skąd rozciąga się też widok na morze i pobliskie hotele - tego w kurorcie nie unikniemy ;). Najbliżej znajduje się hotel Marina, spod którego odjeżdżają autobusy do Cavo Greco, miejscowości Paralimni oraz do centrum Ayia Napa, jakby ktoś nie miał ochoty na dwudziestominutowy spacer... ;). Według rozkładu mam jeszcze dobre czterdzieści minut do przyjazdu mojego autobusu na Cavo Greco, więc na spokojnie zwiedzam park rzeźb i wybrzeże. Część figur jest niesamowicie abstrakcyjna, inne z kolei wzorują się na sztuce starożytnej. W połączeniu z krajobrazem w tle, naprawdę jest na co patrzeć :).
Po powrocie z Cavo Greco, rozglądam się za jakimś miejscem, by usiąść, coś zjeść, napić się... I nic. Ayia Napa poza sezonem to kurort właściwie wymarły. Ogromne budynki, mieszczące w sobie restauracje i kluby, w sezonie pewnie są oblegane do granic możliwości. Teraz stoją zamknięte na cztery spusty. Czasem tylko na wietrze porusza się stary, naderwany plakat... Przechodząc tamtędy, człowiek czuje się jak w jakimś mieście duchów. Wszystko pozamykane, ludzi na ulicach jak na lekarstwo... Kilka osób miga mi tylko we wnętrzu stojącego na skrzyżowaniu McDonald'sa - to jest otwarte chyba przez cały czas ;). Nawet stojący przy sklepie bankomat ozdobiony jest wielką kartką, że działa tylko w sezonie.
Postanawiam zatem obiad zjeść już w Larnace i siadam na przystanku, czekając na autobus Intercity. Podobała mi się Ayia Napa i - choć wiele miejsc było pozamykanych - cieszę się, że zajrzałam tam poza sezonem. Było ciepło i słonecznie, a atrakcje turystyczne i szlaki w parku narodowym świeciły pustkami. Nie wyobrażam sobie zajrzenia tu w lipcu, gdy temperatury sięgają 40 stopni, a po ulicach przewalają się tłumy ludzi. Zdecydowanie styczeń jest lepszą porą na wizytę w Ayia Napa ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze