Advertisement

Main Ad

Średniowieczny klasztor w Klosterneuburgu

Klosterneuburg to niewielkie miasteczko położone na północ od Wiednia. Wystarczy wsiąść w pociąg podmiejski S40 na stacji Spittelau i w niecałe piętnaście minut jesteśmy już na dworcu Klosterneuburg Kierling. Ledwo wysiadłam z pociągu, a już znalazłam się w jednym z głównych punktów miasteczka, a nad niewysoką zabudową zdecydowanie górował klasztor - cel mojej wizyty. Tak naprawdę o Klosterneuburgu usłyszałam po raz pierwszy zaledwie dzień wcześniej. Niedawno zakupiłam Niederösterreich Card - kartę, która umożliwia mi darmowy wstęp do wielu atrakcji Dolnej Austrii, więc zaczęłam sprawdzać, gdzie mogę z tej karty skorzystać. Klosterneuburg rzucił mi się w oczy niemal natychmiast - na tyle blisko Wiednia, że bez problemu dojadę tam transportem publicznym, a do tego to przecież średniowieczny klasztor... Idealnie ;).
Wyruszyłam na wzgórze klasztorne nieco okrężną drogą - chciałam jeszcze zobaczyć trochę samego miasteczka. Może dlatego, że była to sobota wielkanocna, na ulicach było dość pusto. Spotkałam tylko Cygankę, która chciała mi czytać z ręki, ale udało mi się wymknąć, udając, że kompletnie nie rozumiem jej niemieckiego (co nie było takie trudne, bo faktycznie rozumiałam może z połowę jej mamrotania). Weszłam po niewysokich schodach na górę i już po chwili stanęłam u stóp ogromnego kościoła. Jednak to nie od niego postanowiłam zacząć zwiedzanie - okrążyłam świątynię, kierując się za strzałkami do wejścia do klasztoru.
Klasztor został założony w 1114 roku przez margrabiego Leopolda III Babenberga, późniejszego świętego oraz patrona Austrii. Legenda głosi, że pewnego dnia Agnieszka, żona Leopolda, zgubiła podczas spaceru swój welon, porwany silnym wiatrem. Dziewięć lat później margrabia odnalazł nienaruszony welon, a także doznał objawienia, postanowił więc w tym miejscu zbudować klasztor. Pierwotnie nie wyglądał on jednak tak jak teraz - większość obecnych budynków pochodzi dopiero z XVIII i XIX wieku. Najstarszy zdecydowanie jest sam kościół, konsekrowany w 1136 roku, choć i on przeszedł później przebudowę w stylu barokowym. Na terenie klasztoru znajdziemy również ślady po pierwotnej zabudowie, w tym fundamenty XIII-wiecznej kaplicy Capella Speciosa.
Zwiedzanie zaczynam od klasztornego muzeum, gdzie już na wstępie mam problem, bo dopiero co otrzymany w kasie bilet nie działa na automatycznych bramkach, na których wyświetla się komunikat błędu ;). Dumna z siebie, bo udało mi się to wytłumaczyć obsłudze po niemiecku, zostaję wpuszczona na wystawę bokiem i zaczynam zwiedzanie. W muzeum znajdziemy mnóstwo archiwalnych dokumentów i przedmiotów zarówno z życia klasztoru, jak i samego miasta, które w średniowieczu było jednym z największych miast Austrii. Spora część wystawy poświęcona jest też samemu Leopoldowi oraz procesowi jego kanonizacji - jednym z ciekawszych przedmiotów zdecydowanie jest księga ze zbiorem XV-wiecznych dokumentów, wymaganych przez Rzym do rozpoczęcia procesu kanonizacyjnego.
Mniejszy, choć też wart uwagi, jest przyklasztorny skarbiec. W końcu jedno z najważniejszych miejsc kultu w dawnym imperium Habsburgów na pewno ma się czym pochwalić ;). Szkoda tylko, że nie można było wejść do kaplicy Leopolda, by zobaczyć słynny, XII-wieczny ołtarz stworzony z pozłacanych płytek przez Mikołaja z Verdun... Mimo to wciąż udało mi się zobaczyć sporo cudów w skarbcu, moim numerem jeden była zdecydowanie szopka bożonarodzeniowa zrobiona z czerwonego koralu. Wśród innych ciekawostek są tam też relikwiarze z kawałkami drewna z krzyża czy korony cierniowej, wszystko niesamowicie misternie zdobione.
Pochodzący z początku XII wieku kościół jest pod wezwaniem Narodzin Najświętszej Maryi Panny. Jak już jednak wspomniałam, na przestrzeni wieków w wyglądzie świątyni zaszły niemałe zmiany. Oryginalnie wybudowana w stylu romańskim świątynia, została przebudowana już w stylu gotyckim po pożarze z XIV wieku. Trzysta lat później dobudowano kaplice, a następnie rozpoczęto zmiany wystroju - tym razem bardziej w kierunku baroku. Efekt jest taki, że kościół Narodzin NMP jest z zewnątrz gotycki, a wewnątrz barokowy, co tworzy ciekawą kombinację :).
Niestety, nie dane jest mi zwiedzenie kościoła tak, jakbym tego chciała, bo tuż przy wejściu wita mnie zamknięta krata. Jednak nawet przez kratę trudno nie zauważyć bogactwa zdobień i fresków pokrywających świątynię. Mamy tu przykłady zarówno wczesnego, jak i późnego baroku, bo kościół był zdobiony w kilku etapach pomiędzy 1634 a 1730 rokiem, by następnie przejść renowację w XIX wieku.
Po wyjściu z kościoła kieruję się w bok, podążając za strzałkami do Grobu Pańskiego - w końcu mamy Wielkanoc... Choć sam Grób zrobiono w prosty sposób, to sam budynek, w którym go umieszczono, jest zdecydowanie wart wizyty. Przede wszystkim wygląda na to, że w ogóle nie zaglądają tu turyści - po przepięknych korytarzach spaceruję sama. Trafiam tu też na XIV-wieczną kaplicę braci von Wehingen, choć z oryginalnego wystroju zostały tylko dwa groby i ołtarz - reszta dekoracji to już tylko XIX wiek.
Mimo że nie słyszałam wcześniej o Klosterneuburgu i miejsce zwiedzania wybrałam pod wpływem impulsu, jestem bardzo zadowolona z tego wyboru :). Klosterneuburg jest przepiękny z architektonicznego punktu widzenia, do tego mamy tu mnóstwo dzieł sztuki i fascynującą historię. Wiadomo, to też trzeba lubić... Ale zainteresowanym taką tematyką gorąco polecam ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze