Ostatni dzień wyjazdu można było wykorzystać prawie w pełni, bo samolot powrotny do Warszawy mieliśmy dopiero wczesnym wieczorem. Trzeba było jedynie pomyśleć o zostawieniu gdzieś bagażu, bo mieszkanie z airbnb mieliśmy przecież rano opuścić. Jako że większość tego, co zaplanowaliśmy sobie w Barcelonie, udało nam się zobaczyć już podczas poprzednich dni, ostatniego postanowiliśmy nieco wyluzować. Ot, spokojny spacer po parku de la Ciutadella. Miejsce idealne, bo położone tuż obok Dworca Północnego (Estacio del Nord), gdzie za kilka euro można było zostawić bagaże w schowku, oraz stacji metra Arc de Triomf, która zapewniała potem wygodny dojazd na lotnisko. Czyli lepiej być nie mogło ;).
Park Ciutadella znajduje się w miejscu, gdzie w 1888 roku odbyła się Wystawa Światowa. Bramą do niej był zaprojektowany przez Josepa Vilaseca i Casanovas łuk triumfalny z czerwonej cegły, który do dziś stoi przy szerokiej promenadzie Passeig de Lluís Companys. Czyni go to dość unikalną budowlą na skalę światową, bo jakby nie patrzeć łuki triumfalne były zazwyczaj stawiane, by upamiętnić jakieś zwycięstwa militarne, a nie otwarcie wystawy... ;) Zatrzymujemy się na chwilę, by zrobić zdjęcia na placu przed łukiem, po czym kierujemy się do samego parku. Swoją drogą, poniższe zdjęcia zrobiłam wchodząc do parku i z niego wychodząc... Trochę się ta pogoda zmieniała, prawda? ;)
Park de la Ciutadella został utworzony w drugiej połowie XIX wieku, na terenach zniszczonej cytadeli. Z dawnych budynków zachowano jedynie kaplicę (dziś kościół wojskowy), pałac gubernatora i arsenał, będący obecnie siedzibą Parlamentu Katalonii. Najwięcej zmian w parku wprowadzono przed wspomnianą już Wystawą Światową - postawiono m.in. różne rzeźby, z których część zdobi Ciutadellę do dziś.
Przy wejściu do parku stoi przypominający niewielką twierdzę budynek, zwany Zamkiem Trzech Smoków (Castell dels Tres Dragons). Ceglana budowla pełniła funkcję kawiarni / restauracji i miała stanowić jedno z głównych miejsc na Wystawie Światowej. I stanowiła, choć w fazie nieco niedokończonej - jej budowę rozpoczęto jesienią 1887 roku i nie wszystko udało się dokończyć przed otwarciem Wystawy w roku następnym.
Chyba największym rozczarowaniem w parku są dla mnie oranżerie / szklarnie. Sprawiają wrażenie bardzo zaniedbanych - jedne bardziej, inne mniej. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że wstęp do parku jest darmowy, więc nie ma się co spodziewać cudów, ale jednak dobrze byłoby to wszystko nieco lepiej ogarnąć... :)
Jeśli wierzyć internetom, największą atrakcją parku jest niewielkie jezioro, do którego szybko docieramy. Na wybrzeżu znajduje się wypożyczalnia łódek i już za kilka euro (cena zależy od ilości osób w łódce) za pół godziny możemy trochę popływać. Nas ta atrakcja nie kusi - ceny nie są najniższe, a jezioro jest naprawdę niewielkie. W te pół godziny spokojnie opłyniecie je więcej niż raz, no chyba, że będziecie musieli lawirować w tłumie innych łódeczek. Co kto lubi :)
Dla mnie największą atrakcją są zaś ptaki, a szczególnie zielone papużki. Widzieliśmy ich już trochę w Parku Guell, ale wtedy były to bardziej skrzeczące, migające wśród drzew cienie. W parku Ciutadella papugi są znacznie bardziej widoczne i nieszczególnie boją się ludzi. Wiele doskakuje do osób karmiących gołębie, by złapać tam też coś dla siebie. Uśmiechnęłam się też na widok małych kaczuszek pływających po jeziorku - jakoś była to dla mnie zdecydowanie najbardziej urocza część parku :).
Jako miłośniczka wszelakich fontann i wodospadów musiałam też wejść na górę na La Cascada. Nawet jeśli cała górna część była chwilowo wyłączona z powodu remontu... Fontanna powstała (cóż za zaskoczenie ;) ) na Wystawę Światową i zaprojektował ją Josep Fontsére z niewielką pomocą nieznanego nikomu studenta architektury - Antoniego Gaudiego. Z góry można przyjrzeć się z bliska pięknym rzeźbom, choć jestem pewna, że spływająca woda musiałaby dodać temu miejscu sporo uroku.
Korzystając z coraz to lepszej pogody (wiosna postanowiła przyjść akurat jak wyjeżdżaliśmy ;) ) postanowiliśmy po prostu pospacerować po parku i nie zaglądać nigdzie do środka. Dlatego też tylko z zewnątrz mignęło nam Muzeum Nauk Naturalnych czy słynne, barcelońskie zoo. Przed skierowaniem się na metro na lotnisko, zajrzeliśmy jeszcze do pobliskiej restauracji z tapasami - La Tapa del Triomf. Z zewnątrz wyglądała nieszczególnie, ale jedzenie było smaczne, a ceny zaskakująco w porządku (wciąż nie mogę uwierzyć, że w dużym, turystycznym mieście pięć osób może się najeść i napić za ok. 50-60 €...). A po jedzeniu trzeba się było w końcu zbierać na lotnisko, tych kilka dni w Barcelonie zleciało niewiarygodnie szybko... :)
Park de la Ciutadella został utworzony w drugiej połowie XIX wieku, na terenach zniszczonej cytadeli. Z dawnych budynków zachowano jedynie kaplicę (dziś kościół wojskowy), pałac gubernatora i arsenał, będący obecnie siedzibą Parlamentu Katalonii. Najwięcej zmian w parku wprowadzono przed wspomnianą już Wystawą Światową - postawiono m.in. różne rzeźby, z których część zdobi Ciutadellę do dziś.
Przy wejściu do parku stoi przypominający niewielką twierdzę budynek, zwany Zamkiem Trzech Smoków (Castell dels Tres Dragons). Ceglana budowla pełniła funkcję kawiarni / restauracji i miała stanowić jedno z głównych miejsc na Wystawie Światowej. I stanowiła, choć w fazie nieco niedokończonej - jej budowę rozpoczęto jesienią 1887 roku i nie wszystko udało się dokończyć przed otwarciem Wystawy w roku następnym.
Chyba największym rozczarowaniem w parku są dla mnie oranżerie / szklarnie. Sprawiają wrażenie bardzo zaniedbanych - jedne bardziej, inne mniej. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że wstęp do parku jest darmowy, więc nie ma się co spodziewać cudów, ale jednak dobrze byłoby to wszystko nieco lepiej ogarnąć... :)
Jeśli wierzyć internetom, największą atrakcją parku jest niewielkie jezioro, do którego szybko docieramy. Na wybrzeżu znajduje się wypożyczalnia łódek i już za kilka euro (cena zależy od ilości osób w łódce) za pół godziny możemy trochę popływać. Nas ta atrakcja nie kusi - ceny nie są najniższe, a jezioro jest naprawdę niewielkie. W te pół godziny spokojnie opłyniecie je więcej niż raz, no chyba, że będziecie musieli lawirować w tłumie innych łódeczek. Co kto lubi :)
Dla mnie największą atrakcją są zaś ptaki, a szczególnie zielone papużki. Widzieliśmy ich już trochę w Parku Guell, ale wtedy były to bardziej skrzeczące, migające wśród drzew cienie. W parku Ciutadella papugi są znacznie bardziej widoczne i nieszczególnie boją się ludzi. Wiele doskakuje do osób karmiących gołębie, by złapać tam też coś dla siebie. Uśmiechnęłam się też na widok małych kaczuszek pływających po jeziorku - jakoś była to dla mnie zdecydowanie najbardziej urocza część parku :).
Jako miłośniczka wszelakich fontann i wodospadów musiałam też wejść na górę na La Cascada. Nawet jeśli cała górna część była chwilowo wyłączona z powodu remontu... Fontanna powstała (cóż za zaskoczenie ;) ) na Wystawę Światową i zaprojektował ją Josep Fontsére z niewielką pomocą nieznanego nikomu studenta architektury - Antoniego Gaudiego. Z góry można przyjrzeć się z bliska pięknym rzeźbom, choć jestem pewna, że spływająca woda musiałaby dodać temu miejscu sporo uroku.
Korzystając z coraz to lepszej pogody (wiosna postanowiła przyjść akurat jak wyjeżdżaliśmy ;) ) postanowiliśmy po prostu pospacerować po parku i nie zaglądać nigdzie do środka. Dlatego też tylko z zewnątrz mignęło nam Muzeum Nauk Naturalnych czy słynne, barcelońskie zoo. Przed skierowaniem się na metro na lotnisko, zajrzeliśmy jeszcze do pobliskiej restauracji z tapasami - La Tapa del Triomf. Z zewnątrz wyglądała nieszczególnie, ale jedzenie było smaczne, a ceny zaskakująco w porządku (wciąż nie mogę uwierzyć, że w dużym, turystycznym mieście pięć osób może się najeść i napić za ok. 50-60 €...). A po jedzeniu trzeba się było w końcu zbierać na lotnisko, tych kilka dni w Barcelonie zleciało niewiarygodnie szybko... :)
0 Komentarze