Ja naprawdę lubię zwiedzać muzea i lubię też zaglądać ze swoimi gośćmi do miejsc, w których mnie jeszcze w Wiedniu nie było. Trochę inaczej jest jednak, gdy moi goście chcą się wybrać gdzieś, gdzie sama nigdy nie planowałam iść ;). Do takich miejsc należą wszelakie galerie sztuki. Przyznaję bez bicia - sztuki (a już szczególnie malarstwa) nie lubię. Nudzi mnie oglądanie obrazów czy zdjęć na ścianach. Jeszcze jeśli jest to jakieś malowidło przedstawiające bitwę, by zilustrować tekst do wystawy w muzeum historycznym, przeżyję. Ale jeśli mam tylko oglądać, to po kilku obrazach zaczną mi się zamykać oczy... Dlatego kiedy odwiedzają mnie znajomi, którzy chcą zobaczyć takie miejsca jak Albertina, odsyłam ich tam na tygodniu, kiedy sama jestem w pracy. Jednak na przełomie maja i czerwca trafił mi się gość, który chciał się ze mną wybrać do Muzeum Historii Sztuki (Kunsthistorisches Museum), w myśl zasady: bo tam jeszcze nie byłaś, prawda? A ja zazwyczaj staram się do swoich gości dopasować, żeby mogli zobaczyć to, co sami sobie wybiorą. Do Kunsthistorisches Museum starałam się też podejść pozytywnie, bo wyczytałam, że znajduje się tam sporo innych ciekawostek, nie tylko galerie obrazów. A najbardziej i tak ciekawił mnie sam budynek muzeum...
Monumentalny, pięknie zdobiony budynek został zbudowany specjalnie w tym celu, by udostępnić Wiedeńczykom cesarskie kolekcje. Zarówno Muzeum Historii Sztuki, jak i znajdujące się po drugiej stronie Maria-Theresien Platz Muzeum Historii Naturalnej, inaugurowano w 1891 roku. Zresztą oba muzea z zewnątrz wyglądają dość podobnie i nigdy nie wiem, które to które ;). Nad budynkiem wznosi się ogromna kopuła, a jego wnętrze udekorowano marmurem, stiukiem i najprzeróżniejszymi malowidłami. Dlatego już w samym hallu wejściowym warto spędzić trochę czasu.
Zwiedzanie zaczęliśmy od najlepszej (przynajmniej z mojego punktu widzenia ;) ) strony. Od Ägyptisch-Orientalische Sammlung, czyli od kolekcji egipskiej i orientalnej. Uwielbiam historię, uwielbiam starożytność, więc figurki zwierząt, tablice z hieroglifami czy sarkofagi mogłabym oglądać przez dłuższy czas. Cała wystawa została zresztą świetnie zrobiona, bo i pomieszczenia, w których się znajduje, zostały ozdobione egipskimi wzorami.W tej części muzeum spędziłam zdecydowanie najwięcej czasu - zresztą podobnie było kiedyś w Luwrze... :)
Wciąż pozostając w epoce starożytnej, przechodzimy dalej do Antikensammlung, czyli kolekcji antyków. Greckie wazy, rzymskie posągi, fragmenty fresków, naczyń i biżuterii... Choć wciąż ciekawe, zaczęło mnie to już nużyć. Lubię muzea, ale gdy ponad godzinę spędza się na jednej wystawie ze świadomością, że wciąż tyyyyle zostało... To zaczyna człowieka męczyć ;). Więc tak jakoś zaczęłam tu trochę przyspieszać - zwłaszcza, że jednak parę razy po Włoszech już jeździłam i trochę w tym temacie dane mi już było zobaczyć.
Wciąż spacerując po parterze, zaglądamy do Kunstkammer, gdzie zgromadzone są wszelakie skarby Habsburgów... choć to niby nie jest skarbiec ;). Znajdziemy tu zarówno praktyczne rzeczy, jak chociażby przyrządy miernicze, broń czy naczynia stołowe, ale też mnóstwo drobiazgów, które miały po prostu ładnie wyglądać. Zachwyciły mnie tu różne ozdoby wykonane z bogato zdobionych muszli. Ale rodzinę cesarską stać było na więcej, więc sporo przedmiotów jest pokryta złotem albo zawiera różnorodne kamienie szlachetne.
Po spędzeniu dużej ilości czasu na parterze, jestem już zmęczona i mam ochotę skończyć zwiedzanie. A tu wciąż jeszcze czekają dwa piętra, w tym pierwsze, będące po prostu galerią obrazów. Przeszłam przez nią szybko, niemało błądząc, bo korytarze i sale łączą się w wielu miejscach i często odkrywałam, że wróciłam właśnie tam, skąd przyszłam. Malarstwo holenderskie, flamandzkie, niemieckie, włoskie, hiszpańskie, francuskie, wystawy tymczasowe... Nie pytajcie o szczegóły, to naprawdę nie moja bajka ;). Przeszłam przez wszystko bardzo szybko, po czym spędziłam kilkadziesiąt minut na kanapie, czekając na kolegę i próbując nie zasnąć. Aż w końcu napisałam mu SMS-a, że idę na szybko na drugie piętro, a potem mogę czekać na dworze ;).
Na szczęście wystawa na ostatnim piętrze nie była tak obszerna, bo inaczej nie dałabym rady potem pójść z kolegą jeszcze do innego muzeum. Znajduje się tam kolekcja monet i medali (Münzkabinett), a mnie - w końcu finansistkę - pieniądze zawsze ciągnęły ;). Zdecydowanie wolę oglądać monety sprzed wieków niż obrazy. Zaciekawiło mnie też, ile uwagi poświęcano na wszelakich medalach Marii Teresie - niby wiem, że cesarzowa była jedną z najważniejszych postaci w historii Austrii, a jednak zawsze mnie to zdumiewa.
W Muzeum Historii Sztuki spędziliśmy parę godzin, a część wystaw naprawdę przebiegałam, bo mnie nie interesowały. Zresztą część tych, które mnie interesowały, też przejrzałam pobieżnie, bo już nie miałam siły. Muzeum jest ogromne i po prostu nie polecam go na jeden raz. Jak macie więcej czasu, wpadnijcie tu kilka razy, za każdym skupiając się na innej wystawie. Albo po prostu wybierzcie jedną czy dwie, które was najbardziej interesują. Szczególnie, jeśli planujecie wziąć audioguide'a, bo liczy on sobie kilkaset przystanków - wolę nawet nie wiedzieć, ile to godzin. Bilet wstępu kosztuje 16€ - dość drogo, ale biorąc pod uwagę, ile skarbów tu zobaczymy, cenę w pełni rozumiem. Dla mnie to było takie miejsce, które ciekawie było zobaczyć, ale raczej nikt więcej mnie nie namówi, bym tam znowu zajrzała... :)
Zwiedzanie zaczęliśmy od najlepszej (przynajmniej z mojego punktu widzenia ;) ) strony. Od Ägyptisch-Orientalische Sammlung, czyli od kolekcji egipskiej i orientalnej. Uwielbiam historię, uwielbiam starożytność, więc figurki zwierząt, tablice z hieroglifami czy sarkofagi mogłabym oglądać przez dłuższy czas. Cała wystawa została zresztą świetnie zrobiona, bo i pomieszczenia, w których się znajduje, zostały ozdobione egipskimi wzorami.W tej części muzeum spędziłam zdecydowanie najwięcej czasu - zresztą podobnie było kiedyś w Luwrze... :)
Wciąż pozostając w epoce starożytnej, przechodzimy dalej do Antikensammlung, czyli kolekcji antyków. Greckie wazy, rzymskie posągi, fragmenty fresków, naczyń i biżuterii... Choć wciąż ciekawe, zaczęło mnie to już nużyć. Lubię muzea, ale gdy ponad godzinę spędza się na jednej wystawie ze świadomością, że wciąż tyyyyle zostało... To zaczyna człowieka męczyć ;). Więc tak jakoś zaczęłam tu trochę przyspieszać - zwłaszcza, że jednak parę razy po Włoszech już jeździłam i trochę w tym temacie dane mi już było zobaczyć.
Wciąż spacerując po parterze, zaglądamy do Kunstkammer, gdzie zgromadzone są wszelakie skarby Habsburgów... choć to niby nie jest skarbiec ;). Znajdziemy tu zarówno praktyczne rzeczy, jak chociażby przyrządy miernicze, broń czy naczynia stołowe, ale też mnóstwo drobiazgów, które miały po prostu ładnie wyglądać. Zachwyciły mnie tu różne ozdoby wykonane z bogato zdobionych muszli. Ale rodzinę cesarską stać było na więcej, więc sporo przedmiotów jest pokryta złotem albo zawiera różnorodne kamienie szlachetne.
Po spędzeniu dużej ilości czasu na parterze, jestem już zmęczona i mam ochotę skończyć zwiedzanie. A tu wciąż jeszcze czekają dwa piętra, w tym pierwsze, będące po prostu galerią obrazów. Przeszłam przez nią szybko, niemało błądząc, bo korytarze i sale łączą się w wielu miejscach i często odkrywałam, że wróciłam właśnie tam, skąd przyszłam. Malarstwo holenderskie, flamandzkie, niemieckie, włoskie, hiszpańskie, francuskie, wystawy tymczasowe... Nie pytajcie o szczegóły, to naprawdę nie moja bajka ;). Przeszłam przez wszystko bardzo szybko, po czym spędziłam kilkadziesiąt minut na kanapie, czekając na kolegę i próbując nie zasnąć. Aż w końcu napisałam mu SMS-a, że idę na szybko na drugie piętro, a potem mogę czekać na dworze ;).
Na szczęście wystawa na ostatnim piętrze nie była tak obszerna, bo inaczej nie dałabym rady potem pójść z kolegą jeszcze do innego muzeum. Znajduje się tam kolekcja monet i medali (Münzkabinett), a mnie - w końcu finansistkę - pieniądze zawsze ciągnęły ;). Zdecydowanie wolę oglądać monety sprzed wieków niż obrazy. Zaciekawiło mnie też, ile uwagi poświęcano na wszelakich medalach Marii Teresie - niby wiem, że cesarzowa była jedną z najważniejszych postaci w historii Austrii, a jednak zawsze mnie to zdumiewa.
W Muzeum Historii Sztuki spędziliśmy parę godzin, a część wystaw naprawdę przebiegałam, bo mnie nie interesowały. Zresztą część tych, które mnie interesowały, też przejrzałam pobieżnie, bo już nie miałam siły. Muzeum jest ogromne i po prostu nie polecam go na jeden raz. Jak macie więcej czasu, wpadnijcie tu kilka razy, za każdym skupiając się na innej wystawie. Albo po prostu wybierzcie jedną czy dwie, które was najbardziej interesują. Szczególnie, jeśli planujecie wziąć audioguide'a, bo liczy on sobie kilkaset przystanków - wolę nawet nie wiedzieć, ile to godzin. Bilet wstępu kosztuje 16€ - dość drogo, ale biorąc pod uwagę, ile skarbów tu zobaczymy, cenę w pełni rozumiem. Dla mnie to było takie miejsce, które ciekawie było zobaczyć, ale raczej nikt więcej mnie nie namówi, bym tam znowu zajrzała... :)
0 Komentarze