Advertisement

Main Ad

Jezioro Bohinj i okolice

Jezioro Bohinj to drugie - po Bledzie - najpopularniejsze jezioro Słowenii, o którym od początku słyszałam, że w niczym nie ustępuje swojemu słynnemu sąsiadowi. Co niektórzy nawet polecali skupić się właśnie na Bohinj, bo Bled podobno przereklamowany i zatłoczony... My mieliśmy na tyle dużo czasu, że mogliśmy spokojnie zobaczyć oba miejsca... i chyba jednak Bled podobał mi się bardziej. Nie oznacza to jednak, że Bohinj lepiej by ominąć podczas wizyty na Słowenii - wręcz przeciwnie! Naprawdę warto tu zajrzeć, a przy okazji zobaczyć też wodospad Slavica i wjechać (a jeśli czas i siły dopiszą, może nawet wejść) na pobliski Vogel.
Wyruszamy zaraz po śniadaniu, po drodze mijając już zakorkowany o tej porze Bled. Zatrzymujemy się na niewielkim parkingu w miejscowości Ribčev Laz, będącej chyba najpopularniejszą miejscówką nad jeziorem. Początkowo przyszedł nam też do głowy pomysł rejsu łódką do położonego po drugiej stronie Ukanc, ale pojawił się problem, co w takim razie zrobić z samochodem. Rejs w dwie strony zająłby za dużo czasu (łódki nie kursują za często), a wracać pieszo te kilka kilometrów ulicą...? Dlatego łódki odpuściliśmy i po prostu zatrzymaliśmy się na trochę w Ribčev Laz.
Jednym z punktów obowiązkowych nad jeziorem Bohinj jest kościół św. Jana Chrzciciela, pochodzący najprawdopodobniej z XI wieku (dokładna data budowy nie jest znana). Świątynia jest zdobiona  (zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz) jednymi z najstarszych fresków na Słowenii. Ponadto w środku możemy zobaczyć też sześćsetletnią, drewnianą głowę Jana Chrzciciela. Bilet wstępu do kościoła kosztuje 2,5€ i zdecydowanie warto tu zajrzeć. Zwłaszcza, że można wejść na chór na tyłach świątyni i zobaczyć jej wnętrze z góry, co uwielbiam, a co rzadko mam możliwość zrobić :).
Widok na kościół św. Jana Chrzciciela wraz prowadzącym do niego mostem nad jeziorem to chyba najpopularniejsze ujęcie z Bohinj. Cóż poradzić, też musiałam sobie strzelić takie zdjęcie ;). Niestety, na niebie pojawiało się coraz więcej chmur, które nieco psuły fotografie. Zresztą to może też powód, dla którego Bled przypadł mi do gustu bardziej niż Bohinj - tam wszystko się mieniło w słońcu, gdy tu kolory kolory były przytłumione, a gęstniejące na niebie chmury nadawały widokom szarości...  Nawet jeśli na zdjęciach starałam się głównie ująć tę jeszcze w miarę niebieską część nieba ;).
Po jakimś czasie spędzonym w Ribčev Laz postanowiliśmy pojechać dalej - kierując się do kolejki wjazdowej na Vogel. Parking pod kolejką jest na szczęście darmowy, więc zostawiamy tam samochód i podchodzimy do kasy. Nie jest to najtańsza przyjemność i - z tego, co zobaczyłam w internecie - ceny co roku rosną o kilka euro. My w czerwcu 2019 za przejazd kolejką w obie strony zapłaciliśmy 24€ od osoby. Kolejka za dnia jeździ co pół godziny, oczywiście jeśli pogoda na to pozwala.
Co warto na wstępie zauważyć, szczyt Vogel w Alpach Julijskich wznosi się na wysokość 1922 m.n.p.m., podczas gdy kolejką możemy wjechać tylko do ośrodka narciarskiego na wysokości 1535 m. Jednak i stąd rozciągają się przepiękne widoki - nie tylko na otaczające nas szczyty, ale również na całe jezioro Bohinj, które mamy teraz u swoich stóp.
Choć na sam szczyt Vogla nie wchodzimy, to przecież nie chodzi też o to, żeby wjechać kolejką, zrobić parę zdjęć i zjechać (chociaż niektórzy tak robili). Skoro już jesteśmy na górze, można trochę tu pochodzić... :) Naszym celem staje się polana na Zadnji Vogel na wysokości 1413 m, czego mama - wybierająca trasę - nie zauważyła, no i potem trzeba było z powrotem wejść tyle, ile się najpierw zeszło ;). Jednak trasa jest dość prosta i krótka, i tylko niewielkie kamienie usuwające się spod stóp nieco utrudniają marsz. Na polance znajduje się niewielka chatka pasterzy, zamieszkana od czerwca do września - produkuje się tam lokalne sery.
Po zjeździe kolejką na dół postanawiamy zostawić samochód na parkingu i podejść do pobliskiego Ukanc na jakiś obiad. Szybko okazuje się, że mamy tu jakiegoś pecha. Pierwsza wyszukana restauracja akurat jest zamknięta w poniedziałki. Kolejny mijany punkt to tylko jakaś budka z lodami. Następne podpowiedziane przez Google miejsce wygląda na prywatne kwatery i żaden znak czy tablica nie wskazuje na to, że prowadzona jest tam też restauracja... A w międzyczasie chmury gęstnieją coraz bardziej, z dala dobiegają już grzmoty, a prognoza pogody nieubłaganie twierdzi, że niedługo rozpęta się burza. My zaś chcieliśmy jeszcze wejść na pobliski wodospad... Zatem szybka zmiana planów! Zjeść można wieczorem, z głodu nie umrzemy, a dobrze byłoby zobaczyć wodospad, zanim nadejdzie burza. Tata więc cofa się szybko po samochód, ja w międzyczasie zaglądam na niewielki, leśny cmentarz wojskowy z czasów I wojny światowej. Chowano na nim głównie żołnierzy armii Austro-Węgier, najwięcej tu Węgrów, Polaków i Ukraińców (jakby nie patrzeć, Kraków czy Lwów to były przed wojną Austro-Węgry, tak jak i sama Słowenia...) - migają mi tu węgierskie wstążki przy nazwiskach i bardzo często niemieckie słówko Unbekannter - nieznany...
Kierując się za znakami, jedziemy spod Vogla na parking pod wodospadem Savica - drogi na Słowenii są na szczęście świetnie oznakowane pod kątem atrakcji turystycznych. Płacimy 3€ za osobę za bilet na szlak i rozpoczynamy wędrówkę. Podejście pod wodospad to ok. 20 minut wchodzenia po schodach, których naliczyliśmy około pięciuset. Spadek wody w Savicy to aż 78 metrów, więc wokół unosi się sporo wilgoci. Dlatego też dopiero po chwili do mnie dociera, że to nie tylko woda z wodospadu - akurat, gdy dotarliśmy na miejsce, zaczęło padać! Na szczęście obok znajduje się niewielka, zadaszona platforma, gdzie możemy się schować, bo w tym momencie naprawdę nieźle lunęło i nie widziało nam się schodzenie po schodach w taką pogodę.
Połączony wypad nad Bohinj, Vogel i wodospad Savica idealnie zajmuje cały dzień. Nie będzie to najtańsza wyprawa (Słowenia coraz lepiej uczy się zarabiania na turystach ;) ), bo wszędzie poza Voglem parkingi swoje kosztują, tak samo jak bilety wstępu. Ale przecież warto, bo natura na Słowenii jest przepiękna... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze