Maribor zainteresował mnie od razu, gdy tylko zgłębiłam się w lekturze na temat tego miasta. Te najbardziej turystyczne punkty wydawały się łatwe do ogarnięcia w kilka godzin (zakładając, oczywiście, że nie będzie się wchodziło do muzeów). W związku z tym postanowiliśmy odwiedzić Maribor po drodze - wracając ze słoweńskiego wybrzeża do Austrii. Zatrzymaliśmy się na parkingu podziemnym pod centrum handlowym Europark - łącząc przyjemne z pożytecznym. Czyli darmowy parking właściwie w centrum miasta, a do tego możliwość zjedzenia obiadu i zrobienia zakupów, żeby nie martwić się tym już po powrocie do Wiednia. Przeszliśmy most nad rzeką Drawą i po 10 minutach spaceru znaleźliśmy się w informacji turystycznej. Tradycyjnie już, wzięliśmy mapkę, wypytaliśmy o to, co koniecznie trzeba zobaczyć w Mariborze i wyruszyliśmy na pospieszne zwiedzanie. Ciemniejące nam nad głową chmury wyraźnie dawały do zrozumienia, że czas na spokojny spacer po mieście jest bardzo ograniczony...
Tuż obok informacji turystycznej znajduje się pochodzący z końca XIX wieku kościół franciszkański, a dokładniej bazylika mniejsza p.w. św. Marii Matki Litościwej. Jak na nie tak znowu starą świątynię przystało, wnętrze jest dość proste, choć znajdziemy tu parę drobiazgowych elementów, w tym i kolorowe, szczegółowe witraże. Oryginalnie większość bazyliki pokrywały freski wzorowane na średniowiecznych, ale niewiele z nich się zachowało po zniszczeniach II wojny światowej.
Wyruszamy na spacer po mieście pełnym przeróżnych detali. Pogoda nie może się zdecydować, czy chce padać czy nie, więc co jakiś czas tylko narzucam kaptur na głowę. Spacerując po niewielkim centrum, ciężko sobie wyobrazić, że Maribor jest drugim co do wielkości miastem Słowenii. Choć z drugiej strony - mieszka tu ledwo 100.000 ludzi, więc trudno by nawet nazwać Maribor metropolią ;). Mijamy zamek, w którym dziś mieści się muzeum (widoczny na pierwszym zdjęciu wpisu) i z mapą w ręce chodzimy od miejsca do miejsca, oglądając z zewnątrz co ciekawsze budowle.
Wyruszamy na spacer po mieście pełnym przeróżnych detali. Pogoda nie może się zdecydować, czy chce padać czy nie, więc co jakiś czas tylko narzucam kaptur na głowę. Spacerując po niewielkim centrum, ciężko sobie wyobrazić, że Maribor jest drugim co do wielkości miastem Słowenii. Choć z drugiej strony - mieszka tu ledwo 100.000 ludzi, więc trudno by nawet nazwać Maribor metropolią ;). Mijamy zamek, w którym dziś mieści się muzeum (widoczny na pierwszym zdjęciu wpisu) i z mapą w ręce chodzimy od miejsca do miejsca, oglądając z zewnątrz co ciekawsze budowle.
Wciąż podążając za mapką, docieramy na plac katedralny. Naprzeciwko natychmiast rzuca nam się w oczy całkiem ładnie zrobiony budynek Poczty Słoweńskiej. Na samym placu napotykamy zaś pomnik Antoniego Marcina Slomšeka - słoweńskiego błogosławionego i biskupa, bardzo wyjątkowego dla miasta, bo to on w połowie XIX wieku przeniósł siedzibę diecezji do Mariboru, gdzie wkrótce utworzył też seminarium duchowe.
Zaczyna mocniej padać, więc korzystamy z okazji, by schronić się w katedrze św. Jana Chrzciciela. Wstęp do świątyni jest darmowy, za opłatą można wejść na dzwonnicę, co przy obecnej pogodzie sobie odpuszczamy. Katedrę w Mariborze wybudowano w pierwszej połowie XII wieku w stylu romańskim jako jednonawową bazylikę. Przechodziła potem wiele zmian architektonicznych, a obecny wygląd świątyni to w większości styl gotycki. Przyznam, że kościół nie wywarł na mnie specjalnego wrażenia, ale przynajmniej chwilowo przestało padać, kiedy z niego wyszliśmy... ;)
Trochę skracamy sobie trasę na mapce i docieramy na Główny Rynek (Glavni trg), który chyba jest moim ulubionym miejscem w Mariborze. Plac otaczają pięknie odremontowane kolorowe kamieniczki, a najważniejszym obiektem jest tu XVI-wieczny renesansowy ratusz miejski. W centrum Głównego Rynku stoi kolumna morowa, stanowiąca jeden z ciekawszych przykładów słoweńskiej sztuki barokowej. Oryginalną kolumnę postawiono tu w 1681 roku z wdzięczności, że rok wcześniej zakończyła się w końcu pustosząca okolicę epidemia czarnej śmierci. Kolumna, którą możemy dziś oglądać, została tu postawiona w 1743 roku, w miejscu poprzedniczki.
Niestety, pogoda robi się coraz gorsza i lekka mżawka przeradza się coraz bardziej w regularny deszcz. Chcąc nie chcąc, mijamy dość obojętnie żydowską część miasta z Rynkiem Żydowskim i synagogą, kierując się jeszcze do ostatniej - i jednej z głównych - atrakcji Mariboru. Miasto słynie bowiem z najstarszej na świecie (i znajdującej się w Księdze Rekordów Guinnessa) winorośli - liczącej sobie ok. 450 lat. Wciąż zbiera się z niej owoce i wytwarza się z nich rokrocznie około 25 litrów wina!
Teraz pozostało nam się tylko kierować szybkim marszem z powrotem na parking - w strugach deszczu, w których moje buty wręcz pływały, a ja tylko żałowałam, że nie mogę zainstalować wycieraczek na okularach ;). Z jednej strony mam trochę poczucie, że nie wszystko w Mariborze zobaczyłam jak należy, z drugiej jednak... chyba niewiele więcej było tu do zobaczenia. Może kiedyś będę miała okazję tu wrócić, ale coś czuję, że raczej nie będę o to specjalnie zabiegać... ;)
0 Komentarze