Rzadko w Warszawie mam czas na turystykę. Albo wpadam tam przelotem w drodze do Lublina bądź na urlop, albo przyjeżdżam w czysto towarzyskich celach. Jestem wtedy na miejscu ze 2-3 dni, które mam po brzegi wypełnione spotkaniami, w końcu sześć lat spędzonych w Warszawie na studiach i w pracy zaowocowało niemałą liczbą znajomości. Ale przy tym wszystkim ciężko znaleźć czas na zwiedzanie czegoś innego niż nowo utworzone bary i restauracje... Co nie znaczy, że nie próbuję ;). Podczas ostatniego pobytu w stolicy miałam trochę czasu pomiędzy pracą a umówionym na popołudnie spotkaniem, postanowiłam więc ten czas wykorzystać w pełni. Wybrałam dwa niewielkie muzea, tematycznie ze sobą związane, na które (łącznie z przejazdem pomiędzy nimi) mogłam poświęcić mniej niż dwie godziny. Dwa muzea, których odwiedzenie nawet nie przyszło mi do głowy, kiedy jeszcze mieszkałam w Warszawie... choć z drugiej strony do dzisiaj pluję sobie w brodę, jak niewiele zwiedzałam w stolicy, mieszkając w niej. Muzeum Więzienia Pawiak oraz Mauzoleum Walki i Męczeństwa utworzone w siedzibie Gestapo przy alei Szucha. Niewielkie muzea, a zarazem miejsca pamięci. W jakiej formie udostępniono je zwiedzającym?
Po wysadzeniu budynku przez Niemców, nie zdecydowano się na jego odbudowę. Jednak w dwadzieścia lat po wojnie z inicjatywy byłych więźniów Pawiaka na terenie więzienia otwarto muzeum, zbudowane na ocalałych i odgruzowanych fundamentach. Budynek jest nieduży, a w środku możemy zapoznać się z rekonstrukcją więzienia, a także z jego ponadstuletnią historią. Są to jednak krótkie informacje - muzeum skupia się zdecydowanie na okresie II wojny światowej.
Wchodzę na główną wystawę i od razu podchodzę do niewielkiego ekranu multimedialnego. To najciekawiej zrobiona część muzeum i cieszę się, że nie było tam prawie ludzi, bo jednak na zapoznanie się z treścią ekranu potrzebowałam paru minut i nie chciałam się spieszyć. Dowiedziałam się tu trochę o więzieniu, o trasie z Pawiaka do siedziby Gestapo na Szucha, o tym, w jakim stanie często wracali więźniowie, że z Pawiaka droga często biegła tylko na tortury, rozstrzelanie lub do obozu koncentracyjnego...
Po odejściu od ekranu rozglądam się po pozostałej części wystawy. Wszystko jest po polsku i angielsku, często też po niemiecku. Jednak odnoszę wrażenie, że muzeum zrobiono głównie dla polskich odwiedzających. Po prostu brakuje tu wyjaśnień, których Polak może nie potrzebuje (choć pewnie jestem optymistką, twierdząc w ten sposób, i polskim turystom więcej informacji też by się przydało...), ale obcokrajowiec może czuć się zagubiony. Dajmy na ten przykład gablotę poświęconą akcji pod Arsenałem - mamy jakieś zdjęcia, jakieś zachowane przedmioty, artykuł z prasy o konsekwencjach, które będą wyciągnięte... Brakuje tylko informacji, czym ta akcja pod Arsenałem była. Bo śmiem wątpić, że przeciętny amerykański turysta czytał w szkole Kamienie na szaniec i wszedł do muzeum świetnie przygotowany. A to tylko przykład, bo na wystawie jest znacznie więcej przedmiotów, zdjęć, artykułów prasowych powiązanych z niemiecką okupacją w Polsce, ale brakuje tu informacji innych niż krótki podpis przedmiotu / zdjęcia - kompletnie pozbawiony kontekstu.
Najbardziej poruszają mnie życiorysy wybranych więźniów Pawiaka oraz twórczość innych, których często nawet nie znamy z nazwiska. Naprawdę nie miałabym nic przeciwko, gdyby całe muzeum ukierunkowano w tę stronę, zamiast rzucać niepowiązane i wyjęte z kontekstu wycinki z gazet. W Pawiaku spędziłam kilkadziesiąt minut i wyszłam stamtąd rozczarowana, że miejsce tak ciekawe i tragiczne w naszej historii można przedstawić w tak niesamowicie nudny i nieprzemyślany sposób...
Wychodzę z muzeum i podchodzę pod przystanek tramwajowy Kino Femina, skąd wsiadam w dziesiątkę i podjeżdżam na Trasę Łazienkowską, gdzie czeka mnie krótki spacer na aleję Szucha. Zarówno do Pawiaka, jak i do dawnej siedziby Gestapo, bilet normalny kosztuje 10 zł, więc nie bawię się w bilety łączone, tylko płacę oddzielnie i tu i tu. Jednak, jeśli ktoś miałby więcej czasu na zwiedzanie, za te same 20 zł mógłby kupić tzw. bilet wspólny, obejmujący też Muzeum Niepodległości i muzeum w Cytadeli Warszawskiej. Na Szucha docieram mniej więcej o 16:15 i zaczynam się zastanawiać, czy jest sens jeszcze wchodzić. Muzeum zamykają o 17, a o 16:30 jest ostatnie wejście... Pani przy kasie jednak zachęca - to niewielki budynek, nie potrzeba więcej niż pół godziny.
Po wejściu do obiektu wita nas spory ekran, przed którym można usiąść na rozłożonych na schodach poduszkach. Przed naszymi oczami wyświetlane są zdjęcia więźniów przesłuchiwanych na Pawiaku, a narrator opowiada pokrótce historię tego miejsca, wspominając też bardziej znaczących więźniów. Po tym wstępie można przejść dalej, by zwiedzać mauzoleum.
Przechodzę przez wąski korytarz, gdzie na ścianie zamontowano kilka ekranów multimedialnych z większą ilością informacji i zdjęciami ofiar. Nie mam tu, niestety, szczęścia, bo pierwszy ekran jest zajęty przez cały czas mojej wizyty w mauzoleum, w drugim informacje pokrywają się z tym, co było w Pawiaku, a w trzecim akurat nie działa panel dotykowy i nie mogę wejść w menu... Odpuszczam więc ekrany multimedialne i przechodzę do tej części piwnic, w której mieściły się cele.
Na ścianie naprzeciwko wyświetlana jest etiuda Wola przerwania - słaniający się na nogach więzień próbuje chwiejnie wstać po upadku... Taka projekcja robi silne wrażenie, zwłaszcza ze świadomością, że tuż obok Niemcy składali ciała tych więźniów, którzy nie przetrzymali śledztwa.
Przez kraty można też zajrzeć do celi, choć nie można wejść do środka. Tylko przy wejściu do pomieszczeń są tablice z przybliżonymi zdjęciami fragmentów ściany, na których więźniowie - zazwyczaj resztkami paznokci - wydraprywali pojedyncze słowa. Oddawały one krótko i treściwie wszystko to, przez co musieli przechodzić przesłuchiwani więźniowie. Najbardziej znane słowa znajdują się również przy wejściu do mauzoleum:
Łatwo jest mówić o Polsce
Trudniej dla niej pracować
Jeszcze trudniej umrzeć
A najtrudniej cierpieć.
Jakby tego było mało, przy niektórych celach są ustawione głośniki, z których płyną relacje więźniów o swoich doświadczeniach z alei Szucha. Tu można natychmiast zrozumieć, dlaczego mauzoleum podobno nie jest dostępne dla dzieci - kiedy byli więźniowie opowiadają o torturach, wspominając, że czekali na śmierć, bo śmierć jest lepsza od przesłuchań Gestapo... Trudno tego słuchać.
W jednym z pomieszczeń odtworzono też pokój przesłuchań - mamy tu zarówno biurko, przy którym pracował gestapowiec, jak i gablotę z narzędziami tortur... Tu również wyświetlane są prezentacje multimedialne. W korytarzu stoi też stare radio - Niemcy włączali je, by zagłuszyć krzyki przesłuchiwanych więźniów. Skatowanych odwożono często na Pawiak, a całą zrekonstruowaną trasę można zobaczyć na ekranach multimedialnych w obu miejscach.
Jeśli chcecie zgłębić tę część naszej historii, odpuśćcie wizytę na Pawiaku i skierujcie się od razu na aleję Szucha. Nie będzie to przyjemna wizyta, ale przecież nie tego się oczekuje od takich miejsc. Zapewniam jednak, że wizyty w Mauzoleum Walki i Męczeństwa na długo nie zapomnicie i zmusi Was ona do refleksji i jest to dokładnie to, czego oczekiwałam.
MUZEUM WIĘZIENIA PAWIAK
Pawiak - nazwa znana chyba każdemu Polakowi... Największe więzienie polityczne prowadzone przez nazistów w okupowanej Polsce nie przetrwało wojny - Niemcy wysadzili je w powietrze podczas powstania warszawskiego. Budynek istniał jednak dłużej, bo trochę ponad 100 lat - zbudowano go w latach trzydziestych XIX wieku i przez długie lata służył jako więzienie polityczne w rękach zaborcy. Potoczna nazwa więzienia przyjęła się od sąsiadującej z nim ulicy Pawiej.Po wysadzeniu budynku przez Niemców, nie zdecydowano się na jego odbudowę. Jednak w dwadzieścia lat po wojnie z inicjatywy byłych więźniów Pawiaka na terenie więzienia otwarto muzeum, zbudowane na ocalałych i odgruzowanych fundamentach. Budynek jest nieduży, a w środku możemy zapoznać się z rekonstrukcją więzienia, a także z jego ponadstuletnią historią. Są to jednak krótkie informacje - muzeum skupia się zdecydowanie na okresie II wojny światowej.
Wchodzę na główną wystawę i od razu podchodzę do niewielkiego ekranu multimedialnego. To najciekawiej zrobiona część muzeum i cieszę się, że nie było tam prawie ludzi, bo jednak na zapoznanie się z treścią ekranu potrzebowałam paru minut i nie chciałam się spieszyć. Dowiedziałam się tu trochę o więzieniu, o trasie z Pawiaka do siedziby Gestapo na Szucha, o tym, w jakim stanie często wracali więźniowie, że z Pawiaka droga często biegła tylko na tortury, rozstrzelanie lub do obozu koncentracyjnego...
Po odejściu od ekranu rozglądam się po pozostałej części wystawy. Wszystko jest po polsku i angielsku, często też po niemiecku. Jednak odnoszę wrażenie, że muzeum zrobiono głównie dla polskich odwiedzających. Po prostu brakuje tu wyjaśnień, których Polak może nie potrzebuje (choć pewnie jestem optymistką, twierdząc w ten sposób, i polskim turystom więcej informacji też by się przydało...), ale obcokrajowiec może czuć się zagubiony. Dajmy na ten przykład gablotę poświęconą akcji pod Arsenałem - mamy jakieś zdjęcia, jakieś zachowane przedmioty, artykuł z prasy o konsekwencjach, które będą wyciągnięte... Brakuje tylko informacji, czym ta akcja pod Arsenałem była. Bo śmiem wątpić, że przeciętny amerykański turysta czytał w szkole Kamienie na szaniec i wszedł do muzeum świetnie przygotowany. A to tylko przykład, bo na wystawie jest znacznie więcej przedmiotów, zdjęć, artykułów prasowych powiązanych z niemiecką okupacją w Polsce, ale brakuje tu informacji innych niż krótki podpis przedmiotu / zdjęcia - kompletnie pozbawiony kontekstu.
Najbardziej poruszają mnie życiorysy wybranych więźniów Pawiaka oraz twórczość innych, których często nawet nie znamy z nazwiska. Naprawdę nie miałabym nic przeciwko, gdyby całe muzeum ukierunkowano w tę stronę, zamiast rzucać niepowiązane i wyjęte z kontekstu wycinki z gazet. W Pawiaku spędziłam kilkadziesiąt minut i wyszłam stamtąd rozczarowana, że miejsce tak ciekawe i tragiczne w naszej historii można przedstawić w tak niesamowicie nudny i nieprzemyślany sposób...
Wychodzę z muzeum i podchodzę pod przystanek tramwajowy Kino Femina, skąd wsiadam w dziesiątkę i podjeżdżam na Trasę Łazienkowską, gdzie czeka mnie krótki spacer na aleję Szucha. Zarówno do Pawiaka, jak i do dawnej siedziby Gestapo, bilet normalny kosztuje 10 zł, więc nie bawię się w bilety łączone, tylko płacę oddzielnie i tu i tu. Jednak, jeśli ktoś miałby więcej czasu na zwiedzanie, za te same 20 zł mógłby kupić tzw. bilet wspólny, obejmujący też Muzeum Niepodległości i muzeum w Cytadeli Warszawskiej. Na Szucha docieram mniej więcej o 16:15 i zaczynam się zastanawiać, czy jest sens jeszcze wchodzić. Muzeum zamykają o 17, a o 16:30 jest ostatnie wejście... Pani przy kasie jednak zachęca - to niewielki budynek, nie potrzeba więcej niż pół godziny.
MAUZOLEUM WALKI I MĘCZEŃSTWA
Dziś to filia Muzeum Więzienia Pawiak oraz miejsce pamięci. Podczas II wojny światowej znajdowała się tu siedziba Gestapo - w budynkach przejętych od Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, sama zaś aleja Szucha była ulicą Policyjną (Strasse der Polizei). W przeciwieństwie do Pawiaka, siedziba Gestapo nie została zniszczona, dlatego już po wojnie podjęto decyzję, by jej podziemia przekształcić na mauzoleum (otwarto je w 1952 roku).Po wejściu do obiektu wita nas spory ekran, przed którym można usiąść na rozłożonych na schodach poduszkach. Przed naszymi oczami wyświetlane są zdjęcia więźniów przesłuchiwanych na Pawiaku, a narrator opowiada pokrótce historię tego miejsca, wspominając też bardziej znaczących więźniów. Po tym wstępie można przejść dalej, by zwiedzać mauzoleum.
Przechodzę przez wąski korytarz, gdzie na ścianie zamontowano kilka ekranów multimedialnych z większą ilością informacji i zdjęciami ofiar. Nie mam tu, niestety, szczęścia, bo pierwszy ekran jest zajęty przez cały czas mojej wizyty w mauzoleum, w drugim informacje pokrywają się z tym, co było w Pawiaku, a w trzecim akurat nie działa panel dotykowy i nie mogę wejść w menu... Odpuszczam więc ekrany multimedialne i przechodzę do tej części piwnic, w której mieściły się cele.
Na ścianie naprzeciwko wyświetlana jest etiuda Wola przerwania - słaniający się na nogach więzień próbuje chwiejnie wstać po upadku... Taka projekcja robi silne wrażenie, zwłaszcza ze świadomością, że tuż obok Niemcy składali ciała tych więźniów, którzy nie przetrzymali śledztwa.
Przez kraty można też zajrzeć do celi, choć nie można wejść do środka. Tylko przy wejściu do pomieszczeń są tablice z przybliżonymi zdjęciami fragmentów ściany, na których więźniowie - zazwyczaj resztkami paznokci - wydraprywali pojedyncze słowa. Oddawały one krótko i treściwie wszystko to, przez co musieli przechodzić przesłuchiwani więźniowie. Najbardziej znane słowa znajdują się również przy wejściu do mauzoleum:
Łatwo jest mówić o Polsce
Trudniej dla niej pracować
Jeszcze trudniej umrzeć
A najtrudniej cierpieć.
Jakby tego było mało, przy niektórych celach są ustawione głośniki, z których płyną relacje więźniów o swoich doświadczeniach z alei Szucha. Tu można natychmiast zrozumieć, dlaczego mauzoleum podobno nie jest dostępne dla dzieci - kiedy byli więźniowie opowiadają o torturach, wspominając, że czekali na śmierć, bo śmierć jest lepsza od przesłuchań Gestapo... Trudno tego słuchać.
W jednym z pomieszczeń odtworzono też pokój przesłuchań - mamy tu zarówno biurko, przy którym pracował gestapowiec, jak i gablotę z narzędziami tortur... Tu również wyświetlane są prezentacje multimedialne. W korytarzu stoi też stare radio - Niemcy włączali je, by zagłuszyć krzyki przesłuchiwanych więźniów. Skatowanych odwożono często na Pawiak, a całą zrekonstruowaną trasę można zobaczyć na ekranach multimedialnych w obu miejscach.
Jeśli chcecie zgłębić tę część naszej historii, odpuśćcie wizytę na Pawiaku i skierujcie się od razu na aleję Szucha. Nie będzie to przyjemna wizyta, ale przecież nie tego się oczekuje od takich miejsc. Zapewniam jednak, że wizyty w Mauzoleum Walki i Męczeństwa na długo nie zapomnicie i zmusi Was ona do refleksji i jest to dokładnie to, czego oczekiwałam.
0 Komentarze