Podczas lipcowego pobytu w Sztokholmie rzuciły mi się w oczy plakaty zachęcające do wizyty w niedawno otwartym w nowym miejscu muzeum żydowskim. Znajduje się ono teraz przy Själagårdsgatan - tak, że podczas spacerów po Gamla Stan właściwie nie można go przegapić. Kiedyś znajdowała się tu synagoga, więc wybór miejsca był zdecydowanie nieprzypadkowy :). Skoro i tak spacerowałam sobie po Gamla Stan, miałam sporo czasu do popołudniowych spotkań, postanowiłam zajrzeć do środka. Wstęp do Judiska museet kosztuje 100 koron (40 zł), a w muzeum spędzimy niespełna godzinę - nie jest ono zbyt duże.
Judiska museet założono w 1987 roku i od tej pory kilkakrotnie zmieniało swoją lokalizację - zaczynając od Frihamnen, przez Vasastan, aż po obecną na Gamla Stan. Od początku przyciągało sporo ludzi, a w latach dziewięćdziesiątych załapało się nawet na nagrodę Szwedzkiego Muzeum Roku. Dziś raczej nie miałoby na nią szans - w samym Sztokholmie znajdziemy sporo lepszych muzeów, taka prawda. Do Judiska warto jednak zajrzeć, by zapoznać się z historią Żydów na ziemiach szwedzkich. Choć wewnątrz prawie wszystko było opisane również po angielsku, większość zwiedzających stanowili miejscowi. Może coś w tym jest, co słyszałam już od wielu osób - że Szwedzi mają poczucie winy za zachowanie swojego kraju podczas II wojny światowej i antysemityzm, więc teraz starają się bardziej rozumieć inne kultury i wszystkim pomagać... Cóż, jak to świetnie przedstawiono w Judiska - nie zawsze tak było.
Pamiętając świetne i szczegółowe wystawy, sięgające wielu wieków wstecz, przedstawione w Polinie - Muzeum Historii Żydów Polskich, byłam w szoku, jak niewiele wiadomo i jak mało się zachowało z historii Żydów szwedzkich. Pierwszy szwedzki akt prawny dotyczący Żydów, o którym dzisiaj wiemy, pochodzi z końca XVII wieku - zezwalał on Żydom przyjeżdżającym do Szwecji zostać w kraju pod warunkiem przyjęcia chrześcijaństwa (oczywiście, w doktrynie protestanckiej)... Muzeum przedstawia też historię Aarona Isaaca, który był na tyle wpływowym przedsiębiorcą, że udało mu się uniknąć obowiązku ochrzczenia i założyć pierwszą żydowską kongregację w Sztokholmie. XVIII i XIX wiek przyniosły nowe regulacje prawne dotyczące tej wspólnoty wyznaniowej - dające im nowe prawa, ale też nakładające nowe restrykcje. Trzeba jednak zaznaczyć, że na terenie Szwecji żyło wtedy może kilkaset Żydów - była to na tyle mała grupa, że nie miała właściwie żadnej siły przebicia. Przełom nastąpił dopiero w połowie XIX wieku. Po pierwsze, w 1870 roku przyznano im prawa obywatelskie (dotąd, nie będąc szwedzkimi obywatelami, byli z założenia ludźmi gorszego sortu). Po drugie, nastąpił okres ogromnych migracji europejskich. Około miliona Szwedów wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych (o amerykańskiej gorączce w Szwecji pisałam tutaj), na ich miejsce zaś z Europy Wschodniej przyjechały tysiące Żydów - wielu z nich z okupowanych przez carską Rosję okolic Suwałk. Szwecja aż do wybuchu I wojny światowej miała otwarte granice, co znacznie ułatwiało imigrację (a także emigrację ;) ).
Nie tak łatwo było już po 1914 roku, a już w ogóle tragicznie zrobiło się, gdy w Niemczech doszli do władzy naziści. Już w 1933 roku szwedzcy Żydzi zaczęli zakładać organizacje pomocowe dla współwyznawców w Niemczech. Zbierano pieniądze, organizowano dzieciom wakacje w Szwecji, negocjowano z władzami przyjęcie uchodźców... Po nocy kryształowej udało się załatwić nawet zwiększenie limitów przyjęć niemieckich Żydów w Szwecji - głównie dzieci, a i to pod warunkiem, że opuszczą kraj jak tylko będzie to możliwe, no i ich rodzice do nich nie dołączą... Generalnie Szwedzi nie chcieli u siebie Żydów, a wszelkie ograniczenia imigracyjne tłumaczyli ochroną miejsc pracy i zachowaniem jedności narodowej (to by się uśmiali widząc swój kraj w XXI wieku). W muzeum znajdziemy poruszającą wystawę Åsy Andersson Broms zatytułowaną po prostu NO (nie). Są to zebrane kopie listów i podań o przyznanie azylu w Szwecji, ze zdjęciami i notatkami ręcznie dodanymi przez szwedzkich urzędników. Jak informuje wstęp do wystawy: Z tysięcy listów, jakie szwedzkie władze otrzymały przed i w trakcie wojny, z prośbami o pilną pomoc i azyl, na wszystkie dano tę samą odpowiedź. NIE. Szwedzi się obudzili, gdy holokaustu i niemieckich morderstw nie dało się już ukrywać, a naziści zajęli się też Żydami w sąsiedniej Norwegii. W 1943 roku, w dziesięć lat po pierwszych apelach, Szwedzi zdecydowali się na wpuszczenie do kraju duńskich Żydów. Przyznam, że jestem zaskoczona otwartością wystawy - nikt nie stara się tu ukrywać ani wybielać faktów, a przecież w takich zachowaniach Szwedzi są mistrzami ;).
Zaraz po wojnie Szwecja przyjęła ponad 11.000 Żydów ocalałych z holokaustu - głównie po to, żeby zamazać złe wspomnienia z poprzednich lat i pokazać się przed Aliantami, że hej, też robimy coś dobrego! Oczywiście, ocalonym dawano jedynie karty pobytu tymczasowego z nakazem powrotu do rodzinnych krajów jak najszybciej. Na szczęście żydowska wspólnota wraz z organizacjami charytatywnymi wymusiły na władzach obietnicę, że nikogo nie odeślą wbrew jego woli. Nic dziwnego, mało kto z ocalonych z holokaustu chciał wracać do zniszczonego wojną kraju, gdzie już nikt na niego nie czekał. Część Żydów założyła w Szwecji rodziny (w końcu przeżyli głównie młodzi ludzie, którzy chcieli zapomnieć o przeszłości i zacząć nowe życie, do czego mocno zachęcała ich lokalna wspólnota), wielu jednak wyjechało do nowo utworzonego Izraela.
Dziś w Szwecji żyje ok. 18.000 Żydów - część przybyła też po wojnie, choćby i z Polski w 1968 roku. Są uznani przez szwedzki parlament za jedną z oficjalnych mniejszości narodowych. Z ich historią, kulturą i zwyczajami możemy się zapoznać w Judiska museet. W muzeum znajdziemy też sporo przedmiotów - co ciekawe, często pochodzących z Niemiec. Pierwszą dużą kolekcję zaczął tworzyć jeszcze w XIX wieku Artur Hazelius, założyciel Muzeum Nordyckiego. Dlaczego sprowadzał on przedmioty z Niemiec, zamiast zwrócić się z prośbą do miejscowych Żydów? - nie wiadomo. Wiadomo jednak, że po raz ostatni kolekcję wystawiono w Nordiska w 1907 roku, czyli - jakby nie patrzeć - dość dawno temu. W okresie międzywojennym kolekcję przekazano kongregacji żydowskiej w Sztokholmie, a dziś jej część możemy zobaczyć w Judiska museet. Nie jest to muzeum dla każdego, nie znajdziecie tu mnóstwa interaktywnych ekranów i rozrywki. To raczej miejsce, gdzie można sporo poczytać i obejrzeć, dowiedzieć się czegoś. Dla mnie o to właśnie chodzi w muzeach... :)
Pamiętając świetne i szczegółowe wystawy, sięgające wielu wieków wstecz, przedstawione w Polinie - Muzeum Historii Żydów Polskich, byłam w szoku, jak niewiele wiadomo i jak mało się zachowało z historii Żydów szwedzkich. Pierwszy szwedzki akt prawny dotyczący Żydów, o którym dzisiaj wiemy, pochodzi z końca XVII wieku - zezwalał on Żydom przyjeżdżającym do Szwecji zostać w kraju pod warunkiem przyjęcia chrześcijaństwa (oczywiście, w doktrynie protestanckiej)... Muzeum przedstawia też historię Aarona Isaaca, który był na tyle wpływowym przedsiębiorcą, że udało mu się uniknąć obowiązku ochrzczenia i założyć pierwszą żydowską kongregację w Sztokholmie. XVIII i XIX wiek przyniosły nowe regulacje prawne dotyczące tej wspólnoty wyznaniowej - dające im nowe prawa, ale też nakładające nowe restrykcje. Trzeba jednak zaznaczyć, że na terenie Szwecji żyło wtedy może kilkaset Żydów - była to na tyle mała grupa, że nie miała właściwie żadnej siły przebicia. Przełom nastąpił dopiero w połowie XIX wieku. Po pierwsze, w 1870 roku przyznano im prawa obywatelskie (dotąd, nie będąc szwedzkimi obywatelami, byli z założenia ludźmi gorszego sortu). Po drugie, nastąpił okres ogromnych migracji europejskich. Około miliona Szwedów wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych (o amerykańskiej gorączce w Szwecji pisałam tutaj), na ich miejsce zaś z Europy Wschodniej przyjechały tysiące Żydów - wielu z nich z okupowanych przez carską Rosję okolic Suwałk. Szwecja aż do wybuchu I wojny światowej miała otwarte granice, co znacznie ułatwiało imigrację (a także emigrację ;) ).
Nie tak łatwo było już po 1914 roku, a już w ogóle tragicznie zrobiło się, gdy w Niemczech doszli do władzy naziści. Już w 1933 roku szwedzcy Żydzi zaczęli zakładać organizacje pomocowe dla współwyznawców w Niemczech. Zbierano pieniądze, organizowano dzieciom wakacje w Szwecji, negocjowano z władzami przyjęcie uchodźców... Po nocy kryształowej udało się załatwić nawet zwiększenie limitów przyjęć niemieckich Żydów w Szwecji - głównie dzieci, a i to pod warunkiem, że opuszczą kraj jak tylko będzie to możliwe, no i ich rodzice do nich nie dołączą... Generalnie Szwedzi nie chcieli u siebie Żydów, a wszelkie ograniczenia imigracyjne tłumaczyli ochroną miejsc pracy i zachowaniem jedności narodowej (to by się uśmiali widząc swój kraj w XXI wieku). W muzeum znajdziemy poruszającą wystawę Åsy Andersson Broms zatytułowaną po prostu NO (nie). Są to zebrane kopie listów i podań o przyznanie azylu w Szwecji, ze zdjęciami i notatkami ręcznie dodanymi przez szwedzkich urzędników. Jak informuje wstęp do wystawy: Z tysięcy listów, jakie szwedzkie władze otrzymały przed i w trakcie wojny, z prośbami o pilną pomoc i azyl, na wszystkie dano tę samą odpowiedź. NIE. Szwedzi się obudzili, gdy holokaustu i niemieckich morderstw nie dało się już ukrywać, a naziści zajęli się też Żydami w sąsiedniej Norwegii. W 1943 roku, w dziesięć lat po pierwszych apelach, Szwedzi zdecydowali się na wpuszczenie do kraju duńskich Żydów. Przyznam, że jestem zaskoczona otwartością wystawy - nikt nie stara się tu ukrywać ani wybielać faktów, a przecież w takich zachowaniach Szwedzi są mistrzami ;).
Zaraz po wojnie Szwecja przyjęła ponad 11.000 Żydów ocalałych z holokaustu - głównie po to, żeby zamazać złe wspomnienia z poprzednich lat i pokazać się przed Aliantami, że hej, też robimy coś dobrego! Oczywiście, ocalonym dawano jedynie karty pobytu tymczasowego z nakazem powrotu do rodzinnych krajów jak najszybciej. Na szczęście żydowska wspólnota wraz z organizacjami charytatywnymi wymusiły na władzach obietnicę, że nikogo nie odeślą wbrew jego woli. Nic dziwnego, mało kto z ocalonych z holokaustu chciał wracać do zniszczonego wojną kraju, gdzie już nikt na niego nie czekał. Część Żydów założyła w Szwecji rodziny (w końcu przeżyli głównie młodzi ludzie, którzy chcieli zapomnieć o przeszłości i zacząć nowe życie, do czego mocno zachęcała ich lokalna wspólnota), wielu jednak wyjechało do nowo utworzonego Izraela.
Dziś w Szwecji żyje ok. 18.000 Żydów - część przybyła też po wojnie, choćby i z Polski w 1968 roku. Są uznani przez szwedzki parlament za jedną z oficjalnych mniejszości narodowych. Z ich historią, kulturą i zwyczajami możemy się zapoznać w Judiska museet. W muzeum znajdziemy też sporo przedmiotów - co ciekawe, często pochodzących z Niemiec. Pierwszą dużą kolekcję zaczął tworzyć jeszcze w XIX wieku Artur Hazelius, założyciel Muzeum Nordyckiego. Dlaczego sprowadzał on przedmioty z Niemiec, zamiast zwrócić się z prośbą do miejscowych Żydów? - nie wiadomo. Wiadomo jednak, że po raz ostatni kolekcję wystawiono w Nordiska w 1907 roku, czyli - jakby nie patrzeć - dość dawno temu. W okresie międzywojennym kolekcję przekazano kongregacji żydowskiej w Sztokholmie, a dziś jej część możemy zobaczyć w Judiska museet. Nie jest to muzeum dla każdego, nie znajdziecie tu mnóstwa interaktywnych ekranów i rozrywki. To raczej miejsce, gdzie można sporo poczytać i obejrzeć, dowiedzieć się czegoś. Dla mnie o to właśnie chodzi w muzeach... :)
0 Komentarze