Advertisement

Main Ad

Heindl i Muzeum Czekolady

Ledwo wchodzę do budynku, a ogarnia mnie uderzający zapach czekolady. Tak intensywny, że właściwie od razu ma się ochotę na coś słodkiego. Zostawiam kurtkę na wieszaku przy wejściu i podchodzę do kasy. Chwilę później z biletem w jednej dłoni i kawałkiem banana w czekoladzie w drugiej jestem gotowa na zwiedzanie jednego z fajniejszych muzeów tematycznych w Wiedniu. Muzeum Czekolady powstało we współpracy z producentem słodyczy Heindl i na tej marce się skupia.
Wizytę w SchokoMuseum zaczyna się od niewielkiej sali kinowej, gdzie (niestety, tylko po niemiecku) można obejrzeć krótki film o historii firmy Heindl. Następnie przechodzimy do samego muzeum - nie jest ono duże, to zaledwie cztery pomieszczenia, ale można się tu całkiem sporo dowiedzieć. Najpierw cofamy się do Azteków, którzy odkryli czekoladę - dowiadujemy się, że słowo to pochodzi z ich języka, xocoatl oznaczało napój pozyskiwany z ziaren kakaowca. Krok po kroku poznajemy cały proces wytwarzania czekolady, a w niewielkich gablotkach oglądamy poszczególne produkty - od samych owoców, przez ziarna, proszek i miazgę kakaową... Właśnie zdałam sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie widziałam owoców kakaowca!
W wielu punktach mamy możliwość degustacji - jak smakuje np. sama miazga kakaowa (dziwnie, a pozostawia po sobie posmak gorzkiej czekolady).  Można też podstawić łyżeczkę pod każdą z fontann czekoladowych - gorzka, mleczna, biała... Brakowało mi tylko wody do picia, bo szybko się zasłodziłam. Na początku irytowały mnie te wszechobecne łyżeczki jednorazowego użytku, ale potem wychwyciłam karteczkę, że to wszystko jest eco-friendly, biodegradowalne i w ogóle - mimo wszystko i tak wolałam nie brać co rusz nowej łyżeczki i całe muzeum obeszłam z jedną.
Obok małych fontann z kurkami do testowania stała też większa - niestety niedostępna ;). Obok niej informacja, że to największa czekoladowa fontanna w Austrii... W taj sali kończymy też dział pod tytułem historia i produkcja czekolady, a skupiamy się z kolei na samej firmie Heindl. Znów odrobina historii i trochę ciekawostek, jak chociażby fakt, że każde z dzieci założycieli firmy dostało na urodziny swoją własną bombonierkę - wszystkie te pralinki są do dziś w produkcji. Na tej wystawie możemy poznać nieco bliżej niektóre najbardziej znane słodycze, jak np. medaliony Sissi czy banany w czekoladzie, i dowiedzieć się, jak wygląda ich produkcja.
Zresztą, o produkcji możemy nie tylko poczytać - Muzeum Czekolady pozwala też zajrzeć do hali produkcyjnej Heindl, która mieści się w tym samym budynku, na pierwszym piętrze. Wchodzę więc po schodach, mijając wystawy z opakowań bombonierek, i staję przed drzwiami do hali. Rozstawiono tu kolejne próbki słodyczy do degustacji, a między nimi ekran telewizyjny, na którym można obejrzeć krótki filmik (po niemiecku) przybliżający, jak wygląda praca na hali.
Na samą halę wejść, oczywiście, nie można. Inaczej austriacki Sanepid zamknąłby ich w mgnieniu oka ;). Wzdłuż hali ciągnie się szklana ściana, pozwalająca zwiedzającym obserwować, co dzieje się w środku - w niektórych miejscach rozmieszczono tabliczki informujące, czym się zajmują dani pracownicy. Przyznam, że aż mi się głupio zrobiło, gdy stanęłam naprzeciwko taśmy, gdzie grupa ludzi układała czekoladki w bombonierkach, zamykała je, a potem - za pomocą maszyny - opakowywała w folię. Czasem któraś z osób podniosła głowę i znudzonym wzrokiem obrzuciła turystów, zanim wróciła do pracy. Szybko przeszłam dalej - stwierdziłam, że sama bym raczej nie chciała pracować pod okiem turystów z aparatami, więc i im nie chcę się zbytnio narzucać. Generalnie byłam bardzo zdziwiona, ile się tu robi ręcznie, myślałam, że te procesy są bardziej zautomatyzowane. Jednak muszę przyznać, że byłam tam w weekend, kiedy większość produkcji nie działa - w godzinach roboczych na tygodniu zapewne można zobaczyć tam nieco więcej.
A po niespełna godzinie - koniec zwiedzania. Całość jest na tyle nieduża, że nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy obeszłam już wszystko. Może trwałoby to dłużej z przewodnikiem - w soboty o 10, a we wtorki, środy i czwartki o 14 ma miejsce niemieckojęzyczna trasa. Na życzenie można też umówić przewodnika po angielsku, hiszpańsku, francusku i węgiersku. Zresztą po angielsku i węgiersku znajdziemy też opisy wszystkich wystaw w muzeum, co pomogło mi obejść się bez przewodnika :). Bilet normalny kosztuje 8€, ulgowy - 6€, za trasę z przewodnikiem trzeba dopłacić jeszcze 2€ od osoby. Ja skorzystałam z okazji, że muzeum znajduje się na liście darmowych atrakcji z kartą Dolnej Austrii. Ponadto warto zauważyć, że z biletem mamy też 10% zniżki na produkty ze sklepu Heindl znajdującego się naprzeciwko muzeum. Jakby komuś było jeszcze mało słodyczy... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze