Majorka nigdy nie znajdowała się na liście miejsc, które koniecznie chciałabym zobaczyć. Kojarzyła mi się głównie z imprezami na plaży i hotelami all inclusive. W sezonie ceny biletów lotniczych na Baleary sięgały często niebotycznych kwot, co tylko utrzymywało przy życiu moje uprzedzenia. A jednak na Majorkę poleciałam, choć jednak nie w sezonie. Wyszło to wszystko dość przypadkowo, kiedy nagle okazało się, że przez kilka dni w styczniu będę miała tak spokojny okres w pracy, że nikt nie zauważy, jak zniknę na krótki urlop. Zaczęłam przeglądać oferty linii lotniczych w wybranych dniach, skupiając się na ciepłych kierunkach, żeby złapać trochę słońca w środku zimy. I tu pojawiła się opcja Majorki za 19,99€ w jedną stronę, wliczając w to priority boarding i duży bagaż podręczny. Wybrałam więc Baleary, bo była to po prostu zdecydowanie najlepsza opcja w pasującym mi terminie. A potem zaczęłam więcej czytać o Majorce i stwierdziłam, że kurczę, tu byłoby co robić i przez dwa tygodnie, nie zaglądając nawet na plaże!
Warto od razu wspomnieć, że o ile lipiec i sierpień to szczyt sezonu, to styczeń to szczyt braku sezonu. Tak, coś takiego najwidoczniej istnieje ;). Powiedziałabym, że okres od maja do października to wciąż sezon wysoki na wyspie (choć zapewne maj i październik to jeszcze dość spokojne miesiące), w listopadzie, marcu i kwietniu powinno być ładnie, ciepło, a większość miejsc jest otwarta, choć krócej/rzadziej niż w sezonie wysokim. Ale sama zima… Jeśli coś jest zamknięte przez jeden miesiąc w roku, to tym miesiącem będzie styczeń ;). Transport między miastami kursuje rzadziej, jest nastawiony bardziej na miejscowych, którzy też muszą się jakoś przemieszczać. Niektóre atrakcje turystyczne w ogóle są zamknięte, inne otwarte tylko kilka dni w tygodniu, często tylko do wczesnych godzin popołudniowych. Pozamykanych jest mnóstwo knajp, restauracji i sklepów, szczególnie w kurortach wypoczynkowych. Nie zliczę, ile razy widziałam na zamkniętych drzwiach karteczki z informacją, że urlop na zimę, otwierają znów w marcu.
O ile w sezonie mamy do wyboru mnóstwo kurortów wypoczynkowych, tak poza nim najlepszym miejscem na zatrzymanie się będzie sama stolica wyspy, Palma de Mallorca. W dużym mieście zawsze jest co robić, no i większość miejsc pozostaje otwarta, bo mieszkańcy też muszą jakoś funkcjonować. Jest też większy wybór noclegów, choć nawet poza sezonem nie jest szczególnie tanio. Za jednoosobowy pokój w Portopi (dzielnica portowa Palmy - dobra godzina spacerem do centrum, a do tego dodatkowa strefa autobusowa) płaciłam 49€/noc, przy jednej osobie Airbnb nie miało konkurencyjnych ofert. Jak to zwykle bywa, przy większej ilości osób koszty wyglądają dużo rozsądniej ;). Właściwie wszystkie główne atrakcje turystyczne Palmy są otwarte w zimie, choć krócej niż latem (bo po prostu wcześniej zapada i noc) - niektóre, jak np. pałac La Almudaina umożliwiają nawet darmowe zwiedzanie o określonych porach poza sezonem.
Choć wiele małych restauracji turystycznych zamyka się na zimę, z jedzeniem w Palmie nie będzie problemu. Po pierwsze, wciąż normalnie działają restauracje hotelowe, a hoteli w stolicy Majorki jest mnóstwo. Do tego dobrze się rozejrzeć za mniejszymi kawiarniami, gdzie siedzą głównie miejscowi - mi bardzo wpadło w oko Es Rebost przy Av. de Jaume III, mają dobre oferty śniadaniowe, soki, herbaty… Na lunch warto się rozejrzeć za ofertą dnia (menu del día) - restauracje zazwyczaj informują o tej ofercie na tablicach przed wejściem. Takie menu obejmuje starter, danie główne, deser i napój, zazwyczaj w okolicach 13€. Za tę samą cenę w ramach normalnego menu dostaniemy 1-2 tapasy albo jedno zwykłe danie. Oczywiście w ramach menu del día nie możemy sobie nie wiadomo jak przebierać - zazwyczaj mamy po 2-3 opcje do wyboru z każdego dania. Ja zajrzałam do El Txoko de Santa Eulalia, gdzie jako starter miałam makaron w sosie serowym z orzechami, na danie główne grillowanego kurczaka z warzywami, a na deser pieczony ananas ze śmietaną, no i kieliszek wina… Szczerze, to na starterze mogłabym poprzestać, bo już się najadłam, a sporą część kurczaka musiałam zostawić, by w ogóle mieć miejsce na deser ;). Bardziej trzeba uważać w mniejszych miasteczkach - chciałam coś zjeść w klimatycznym Fornalutx, ale obie lokalne restauracje były w styczniu zamknięte na cztery spusty…
Zapewne najwygodniejszym sposobem poruszania się po Majorce jest wynajem samochodu, ale i transportem publicznym dojedziemy w wiele miejsc bez problemu. Z lotniska do centrum Palmy regularnie kursują autobusy miejskie, za przejazd zapłacimy 5€. Sama Palma jest też świetną bazą wypadową na odkrywanie wyspy - zarówno autobusy, jak i pociągi odjeżdżają z dworca Estació Intermodal. Jeśli chodzi o pociągi, to tych zbyt wiele na Majorce nie ma - trzy trasy kolejowe łączą Palmę z kilkoma miastami, ale akurat żadna z nich nie pasowała do moich planów turystycznych ;). Dużo łatwiej zwiedzać wyspę autobusami, których numer od razu sugeruje nam kierunek - 100+ jeździ na wybrzeże na zachód od Palmy, 200+ to okolice Soller i Valldemossy, 300+ to północno-wschodnia część Majorki… Wydrukowany rozkład dostaniemy bez problemu w informacji turystycznej, ale możemy też poszukać interesujących nas tras na tej stronie. Bilety kupujemy u kierowcy (tylko gotówką i nie o większym nominale niż 20€, no chyba, że bilety będą kosztować więcej). Z przetestowanych przeze mnie połączeń, ceny na 2020 przedstawiają się następująco:
- Palma - Port de Soller / 45 min / 2,95€
- Port de Soller - Fornalutx / 15 min / 1,50€
- Palma - Soller / 40 min / 2,45€
- Palma - Alcudia (lub Port d'Alcudia) / 60 min / 5,55€
Autobusy między Palmą a Soller kursują poza sezonem co godzinę lub częściej, do Alcudii kilka razy dziennie, na trasie Port de Soller - Soller - Fornalutx zaledwie trzy razy dziennie. Wszystko da się jednak dopasować ;-). Według internetów najlepszym sposobem, by dostać się z Palmy do Port de Soller jest kombinacja zabytkowy pociąg do Soller + tramwaj do portu. Oba jeżdżą regularnie w sezonie (kwiecień - październik), nieco gorzej robi się w miesiącach zimowych. Niby dalej kursuje kilka razy dziennie, ale… Od 9 grudnia do 2 lutego tory kolejowe są nieczynne, bo renowacja (nie wiem, czy tak jest co roku, czy tylko ja tak szczęśliwie trafiłam) - tramwaj z kolei nie kursuje tylko w styczniu. Także najpopularniejszy wśród turystów środek transportu musiałam sobie w mojej pozasezonowej wycieczce odpuścić, bo cóż - po prostu nie kursował.
Ale przecież nawet poza sezonem warto odwiedzić Majorkę, bo pogoda tutaj zdecydowanie niezimowa. Styczeń to również na wyspie najzimniejszy miesiąc w roku - przez cały mój pobyt temperatura utrzymywała się w okolicach 16-17 stopni w cieniu (odczuwalna na słońcu w okolicach 20), jak na styczeń wręcz idealnie. Jedynie nad ranem przydawały się dodatkowe warstwy, bo w nocy spadało do 6 stopni. Pogoda się załamała w dzień mojego wylotu - deszcz i 13 stopni, i ta pogoda miała się utrzymać przez kilka dni, a potem znów cieplej i słońce… :) Zakładam więc, że już z końcem lutego / początkiem marca możemy się na Majorce spokojnie nastawiać na temperatury powyżej 20 stopni. Inną kwestią są oczywiście kąpiele, bo woda też potrzebuje czasu, by się nagrzać. Ja nie jestem typem plażowicza (szlag mnie trafia, jak mam tak po prostu leżeć i nic nie robić ;) ), a styczniowa temperatura wody - ok. 14 stopni - pozwoliła mi na zanurzenie stóp i na tym wolałam poprzestać ;). Patrząc na statystyki, temperatura wody na Majorce sięga 19-20 stopni w czerwcu i utrzymuje się na co najmniej takim poziomie aż do października.
Jako fanka zwiedzania poza sezonem, zdecydowanie uważam, że warto przyjechać na Majorkę w zimie. A jeszcze lepiej późną jesienią lub wczesną wiosną, bo wtedy nie dość, że cieplej, to jeszcze więcej miejsc jest otwartych dla turystów. Do tego na wyspie jest sporo tras trekkingowych, na które już niestety nie miałam czasu, a po których na pewno lepiej jest chodzić, gdy z nieba nie leje się żar. W grudniu/styczniu dzień tutaj trwa 10 godzin (ok. 8-18), a - przynajmniej w Palmie - nawet po zmroku dużo się dzieje, w końcu Hiszpanie lubią imprezować wieczorami. A potem z każdym kolejnym miesiącem dzień się tylko wydłuża, by z końcem czerwca dobić do 15 godzin. Bądź co bądź, słońca tu na pewno nie zabraknie :).
O ile w sezonie mamy do wyboru mnóstwo kurortów wypoczynkowych, tak poza nim najlepszym miejscem na zatrzymanie się będzie sama stolica wyspy, Palma de Mallorca. W dużym mieście zawsze jest co robić, no i większość miejsc pozostaje otwarta, bo mieszkańcy też muszą jakoś funkcjonować. Jest też większy wybór noclegów, choć nawet poza sezonem nie jest szczególnie tanio. Za jednoosobowy pokój w Portopi (dzielnica portowa Palmy - dobra godzina spacerem do centrum, a do tego dodatkowa strefa autobusowa) płaciłam 49€/noc, przy jednej osobie Airbnb nie miało konkurencyjnych ofert. Jak to zwykle bywa, przy większej ilości osób koszty wyglądają dużo rozsądniej ;). Właściwie wszystkie główne atrakcje turystyczne Palmy są otwarte w zimie, choć krócej niż latem (bo po prostu wcześniej zapada i noc) - niektóre, jak np. pałac La Almudaina umożliwiają nawet darmowe zwiedzanie o określonych porach poza sezonem.
Choć wiele małych restauracji turystycznych zamyka się na zimę, z jedzeniem w Palmie nie będzie problemu. Po pierwsze, wciąż normalnie działają restauracje hotelowe, a hoteli w stolicy Majorki jest mnóstwo. Do tego dobrze się rozejrzeć za mniejszymi kawiarniami, gdzie siedzą głównie miejscowi - mi bardzo wpadło w oko Es Rebost przy Av. de Jaume III, mają dobre oferty śniadaniowe, soki, herbaty… Na lunch warto się rozejrzeć za ofertą dnia (menu del día) - restauracje zazwyczaj informują o tej ofercie na tablicach przed wejściem. Takie menu obejmuje starter, danie główne, deser i napój, zazwyczaj w okolicach 13€. Za tę samą cenę w ramach normalnego menu dostaniemy 1-2 tapasy albo jedno zwykłe danie. Oczywiście w ramach menu del día nie możemy sobie nie wiadomo jak przebierać - zazwyczaj mamy po 2-3 opcje do wyboru z każdego dania. Ja zajrzałam do El Txoko de Santa Eulalia, gdzie jako starter miałam makaron w sosie serowym z orzechami, na danie główne grillowanego kurczaka z warzywami, a na deser pieczony ananas ze śmietaną, no i kieliszek wina… Szczerze, to na starterze mogłabym poprzestać, bo już się najadłam, a sporą część kurczaka musiałam zostawić, by w ogóle mieć miejsce na deser ;). Bardziej trzeba uważać w mniejszych miasteczkach - chciałam coś zjeść w klimatycznym Fornalutx, ale obie lokalne restauracje były w styczniu zamknięte na cztery spusty…
Zapewne najwygodniejszym sposobem poruszania się po Majorce jest wynajem samochodu, ale i transportem publicznym dojedziemy w wiele miejsc bez problemu. Z lotniska do centrum Palmy regularnie kursują autobusy miejskie, za przejazd zapłacimy 5€. Sama Palma jest też świetną bazą wypadową na odkrywanie wyspy - zarówno autobusy, jak i pociągi odjeżdżają z dworca Estació Intermodal. Jeśli chodzi o pociągi, to tych zbyt wiele na Majorce nie ma - trzy trasy kolejowe łączą Palmę z kilkoma miastami, ale akurat żadna z nich nie pasowała do moich planów turystycznych ;). Dużo łatwiej zwiedzać wyspę autobusami, których numer od razu sugeruje nam kierunek - 100+ jeździ na wybrzeże na zachód od Palmy, 200+ to okolice Soller i Valldemossy, 300+ to północno-wschodnia część Majorki… Wydrukowany rozkład dostaniemy bez problemu w informacji turystycznej, ale możemy też poszukać interesujących nas tras na tej stronie. Bilety kupujemy u kierowcy (tylko gotówką i nie o większym nominale niż 20€, no chyba, że bilety będą kosztować więcej). Z przetestowanych przeze mnie połączeń, ceny na 2020 przedstawiają się następująco:
- Palma - Port de Soller / 45 min / 2,95€
- Port de Soller - Fornalutx / 15 min / 1,50€
- Palma - Soller / 40 min / 2,45€
- Palma - Alcudia (lub Port d'Alcudia) / 60 min / 5,55€
Autobusy między Palmą a Soller kursują poza sezonem co godzinę lub częściej, do Alcudii kilka razy dziennie, na trasie Port de Soller - Soller - Fornalutx zaledwie trzy razy dziennie. Wszystko da się jednak dopasować ;-). Według internetów najlepszym sposobem, by dostać się z Palmy do Port de Soller jest kombinacja zabytkowy pociąg do Soller + tramwaj do portu. Oba jeżdżą regularnie w sezonie (kwiecień - październik), nieco gorzej robi się w miesiącach zimowych. Niby dalej kursuje kilka razy dziennie, ale… Od 9 grudnia do 2 lutego tory kolejowe są nieczynne, bo renowacja (nie wiem, czy tak jest co roku, czy tylko ja tak szczęśliwie trafiłam) - tramwaj z kolei nie kursuje tylko w styczniu. Także najpopularniejszy wśród turystów środek transportu musiałam sobie w mojej pozasezonowej wycieczce odpuścić, bo cóż - po prostu nie kursował.
Ale przecież nawet poza sezonem warto odwiedzić Majorkę, bo pogoda tutaj zdecydowanie niezimowa. Styczeń to również na wyspie najzimniejszy miesiąc w roku - przez cały mój pobyt temperatura utrzymywała się w okolicach 16-17 stopni w cieniu (odczuwalna na słońcu w okolicach 20), jak na styczeń wręcz idealnie. Jedynie nad ranem przydawały się dodatkowe warstwy, bo w nocy spadało do 6 stopni. Pogoda się załamała w dzień mojego wylotu - deszcz i 13 stopni, i ta pogoda miała się utrzymać przez kilka dni, a potem znów cieplej i słońce… :) Zakładam więc, że już z końcem lutego / początkiem marca możemy się na Majorce spokojnie nastawiać na temperatury powyżej 20 stopni. Inną kwestią są oczywiście kąpiele, bo woda też potrzebuje czasu, by się nagrzać. Ja nie jestem typem plażowicza (szlag mnie trafia, jak mam tak po prostu leżeć i nic nie robić ;) ), a styczniowa temperatura wody - ok. 14 stopni - pozwoliła mi na zanurzenie stóp i na tym wolałam poprzestać ;). Patrząc na statystyki, temperatura wody na Majorce sięga 19-20 stopni w czerwcu i utrzymuje się na co najmniej takim poziomie aż do października.
Jako fanka zwiedzania poza sezonem, zdecydowanie uważam, że warto przyjechać na Majorkę w zimie. A jeszcze lepiej późną jesienią lub wczesną wiosną, bo wtedy nie dość, że cieplej, to jeszcze więcej miejsc jest otwartych dla turystów. Do tego na wyspie jest sporo tras trekkingowych, na które już niestety nie miałam czasu, a po których na pewno lepiej jest chodzić, gdy z nieba nie leje się żar. W grudniu/styczniu dzień tutaj trwa 10 godzin (ok. 8-18), a - przynajmniej w Palmie - nawet po zmroku dużo się dzieje, w końcu Hiszpanie lubią imprezować wieczorami. A potem z każdym kolejnym miesiącem dzień się tylko wydłuża, by z końcem czerwca dobić do 15 godzin. Bądź co bądź, słońca tu na pewno nie zabraknie :).
I jeszcze parę filmowych ujęć z długiego styczniowego weekendu na Majorce... :)
0 Komentarze