Niemal za każdym razem, gdy mijałam pałac Hofburg, zwracałam uwagę na znajdujące się tutaj stajnie. Szybko zaczęłam wyszukiwać informacje dotyczące Hiszpańskiej Szkoły Jazdy Konnej (Spanische Hofreitschule) i zamarzyło mi się zobaczenie tego na żywo. Zniechęciły mnie jednak ceny - bilety na pokazy z lepszymi miejscami to koszt ok. 100€ i wyżej, a mimo wszystko mam lepsze pomysły, na co wydać takie pieniądze. Dużo tańsze okazały się jednak poranne treningi, więc stwierdziłam, że zajrzę choć tutaj - w myśl zasady jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma ;).
Początki Hiszpańskiej Szkoły Jazdy Konnej sięgają drugiej połowy XVI wieku, co czyni ją najstarszą funkcjonującą po dziś dzień taką placówką na świecie. Nazwa wzięła się od koni hiszpańskich, z których wyhodowano obecnie szkoloną tutaj rasę - koni lipicańskich (ta nazwa pochodzi z kolei od miejscowości Lipica w Słowenii, gdzie rozmnażano tę rasę). Początkowo pokazy konne były zarezerwowane tylko dla gości dworu Habsburgów, szerokiej publiczności zaprezentowano je dopiero po I wojnie światowej i upadku monarchii austro-węgierskiej. Obecnie Hiszpańska Szkoła Jazdy oferuje różne atrakcje:
- poranne treningi - kilka razy w tygodniu od 10 do 12,
- regularne występy - kilka razy w miesiącu (szczegóły na stronie internetowej),
- zwiedzanie szkoły z przewodnikiem - kilka razy dziennie.
Zatem wybrałam się na poranny trening w jedną z niedziel lutego. Całość trwa dwie godziny, od 10 do 12, a wejść i wyjść możemy, kiedy nam to tylko pasuje w tych godzinach. Byłam na miejscu ok. 9:40 i już przywitały mnie dwie dość długie kolejki - nie spodziewałam się takich tłumów poza sezonem... Najpierw stanęłam w jednej kolejce po bilet, a potem - już z biletem - przeniosłam się do właściwej kolejki do wejścia. Chwilę przed 10 zaczęto wpuszczać turystów i mogliśmy usiąść w dowolnie wybranych miejscach. Po arenie krążyło już kilku jeźdźców na koniach, więc zrobiłam parę zdjęć. Punkt 10 rozległ się komunikat powitalny w kilku językach, informujący też o zakazie fotografowania podczas treningu, więc schowałam telefon i skupiłam się na koniach i jeźdźcach. Całość przebiegała przy dźwiękach delikatnej muzyki klasycznej.
Ze względu na ten zakaz fotografowania, nie widziałam wcześniej żadnych filmów czy zdjęć z treningów. Pewnie dałoby się coś znaleźć, gdybym szukała, ale nieszczególnie o tym myślałam - postanowiłam zajrzeć do szkoły jazdy kompletnie nieprzygotowana ;). Wyobrażałam sobie jednak, że zobaczę, jak uczy się konie podskoków, równego biegu itp. Tymczasem... Na arenie było ze czterech - pięciu jeźdźców, każdy skupiał się na swoim koniu. W żaden sposób nie współpracowali, nie ćwiczyli równego szyku, ot, po prostu każdy na spokojnie ujeżdżał konia, ewentualnie spacerował z nim, prowadząc go za cugle. Po ok. 30 minutach padł komunikat o chwili przerwy, zmieniono konie, ale głos płynący z głośników poinformował, że trzy kolejne półgodzinne etapy będą wyglądały dokładnie tak samo. Wysiedziałam godzinę, ale szybko zaczęłam się nudzić (sporo osób wychodziło już wcześniej) - początkowa przyjemność z patrzenia na piękne konie została zastąpiona monotonią prostych ćwiczeń. Może jeszcze ktoś znający się na jeździe konnej doceniłby krok zwierząt czy pozycję jeźdźców... Dla mnie jako przeciętnej turystki było to krążenie kilku koni w kółko po piasku. Kompletnie nie potrafiłam zrozumieć popularności tych porannych treningów... No chyba, że sporo osób wyobrażało sobie te szkolenia tak jak ja, jako skróconą wersję popołudniowych pokazów, i przyszli tutaj w ciemno.
Czy warto? Zostawiam to do indywidualnej opinii. Bilet wstępu na poranny trening kosztuje 16€, czyli ok. 70 zł, więc nie jest to najtańsza atrakcja (z Vienna Pass lub z Kartą Dolnej Austrii mamy jednorazowy darmowy wstęp na trening). Spotkałam się w internecie z opiniami, że to było wspaniałe poczucie więzi między koniem a jeźdźcem, która wydawała się prawie że telepatyczna (*). No okay, może ja tego po prostu nie dostrzegam, z tego swojego drewnianego siedzenia obserwując krążące konie. Zwierzęta są, owszem, piękne, arena też wywiera ciekawe wrażenie, ale może lepiej byłoby po prostu uczestniczyć w trasie z przewodnikiem i na spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu z bliska? Albo po prostu zapłacić więcej i faktycznie zobaczyć konie w akcji na normalnym pokazie.
Początki Hiszpańskiej Szkoły Jazdy Konnej sięgają drugiej połowy XVI wieku, co czyni ją najstarszą funkcjonującą po dziś dzień taką placówką na świecie. Nazwa wzięła się od koni hiszpańskich, z których wyhodowano obecnie szkoloną tutaj rasę - koni lipicańskich (ta nazwa pochodzi z kolei od miejscowości Lipica w Słowenii, gdzie rozmnażano tę rasę). Początkowo pokazy konne były zarezerwowane tylko dla gości dworu Habsburgów, szerokiej publiczności zaprezentowano je dopiero po I wojnie światowej i upadku monarchii austro-węgierskiej. Obecnie Hiszpańska Szkoła Jazdy oferuje różne atrakcje:
- poranne treningi - kilka razy w tygodniu od 10 do 12,
- regularne występy - kilka razy w miesiącu (szczegóły na stronie internetowej),
- zwiedzanie szkoły z przewodnikiem - kilka razy dziennie.
Zatem wybrałam się na poranny trening w jedną z niedziel lutego. Całość trwa dwie godziny, od 10 do 12, a wejść i wyjść możemy, kiedy nam to tylko pasuje w tych godzinach. Byłam na miejscu ok. 9:40 i już przywitały mnie dwie dość długie kolejki - nie spodziewałam się takich tłumów poza sezonem... Najpierw stanęłam w jednej kolejce po bilet, a potem - już z biletem - przeniosłam się do właściwej kolejki do wejścia. Chwilę przed 10 zaczęto wpuszczać turystów i mogliśmy usiąść w dowolnie wybranych miejscach. Po arenie krążyło już kilku jeźdźców na koniach, więc zrobiłam parę zdjęć. Punkt 10 rozległ się komunikat powitalny w kilku językach, informujący też o zakazie fotografowania podczas treningu, więc schowałam telefon i skupiłam się na koniach i jeźdźcach. Całość przebiegała przy dźwiękach delikatnej muzyki klasycznej.
Ze względu na ten zakaz fotografowania, nie widziałam wcześniej żadnych filmów czy zdjęć z treningów. Pewnie dałoby się coś znaleźć, gdybym szukała, ale nieszczególnie o tym myślałam - postanowiłam zajrzeć do szkoły jazdy kompletnie nieprzygotowana ;). Wyobrażałam sobie jednak, że zobaczę, jak uczy się konie podskoków, równego biegu itp. Tymczasem... Na arenie było ze czterech - pięciu jeźdźców, każdy skupiał się na swoim koniu. W żaden sposób nie współpracowali, nie ćwiczyli równego szyku, ot, po prostu każdy na spokojnie ujeżdżał konia, ewentualnie spacerował z nim, prowadząc go za cugle. Po ok. 30 minutach padł komunikat o chwili przerwy, zmieniono konie, ale głos płynący z głośników poinformował, że trzy kolejne półgodzinne etapy będą wyglądały dokładnie tak samo. Wysiedziałam godzinę, ale szybko zaczęłam się nudzić (sporo osób wychodziło już wcześniej) - początkowa przyjemność z patrzenia na piękne konie została zastąpiona monotonią prostych ćwiczeń. Może jeszcze ktoś znający się na jeździe konnej doceniłby krok zwierząt czy pozycję jeźdźców... Dla mnie jako przeciętnej turystki było to krążenie kilku koni w kółko po piasku. Kompletnie nie potrafiłam zrozumieć popularności tych porannych treningów... No chyba, że sporo osób wyobrażało sobie te szkolenia tak jak ja, jako skróconą wersję popołudniowych pokazów, i przyszli tutaj w ciemno.
Czy warto? Zostawiam to do indywidualnej opinii. Bilet wstępu na poranny trening kosztuje 16€, czyli ok. 70 zł, więc nie jest to najtańsza atrakcja (z Vienna Pass lub z Kartą Dolnej Austrii mamy jednorazowy darmowy wstęp na trening). Spotkałam się w internecie z opiniami, że to było wspaniałe poczucie więzi między koniem a jeźdźcem, która wydawała się prawie że telepatyczna (*). No okay, może ja tego po prostu nie dostrzegam, z tego swojego drewnianego siedzenia obserwując krążące konie. Zwierzęta są, owszem, piękne, arena też wywiera ciekawe wrażenie, ale może lepiej byłoby po prostu uczestniczyć w trasie z przewodnikiem i na spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu z bliska? Albo po prostu zapłacić więcej i faktycznie zobaczyć konie w akcji na normalnym pokazie.
0 Komentarze