Advertisement

Main Ad

Opustoszały Wiedeń i koronawirus w Austrii

Ilekroć wybierałam się do centrum Wiednia, zawsze tonęło ono w tłumach turystów. Obecna sytuacja sprawiła jednak, że na miejskich ulicach nieźle się przerzedziło - nie tylko nie przyjeżdżają turyści, ale i Wiedeńczycy raczej siedzą w domach. Postanowiłam więc skorzystać z okazji i wybrać się do centrum miasta. Żeby jednak nie kusić losu, wybrałam czas, kiedy nie spodziewałam się zastać wielu ludzi - zarówno w centrum, jak i w transporcie publicznym, z którego musiałam skorzystać. Na ten przykład niedziela wielkanocna, chwilę po 7 rano... Tak, wtedy zdecydowanie powinno być pusto ;).
Nie myliłam się - transport publiczny świeci pustkami. Na stacji metra jestem kompletnie sama, w pociągu zaledwie kilka osób, a ludzie trzymają się od siebie z daleka. Mimo wszechobecnych naklejek, by w komunikacji miejskiej zakrywać usta i nos (nie muszą być to maseczki, wystarczy szalik czy apaszka), część osób nic sobie z tego nie robi. Trzeba jednak przyznać, że dotąd były to tylko zalecenia, a nakaz zasłaniania ust i nosa w komunikacji miejskiej wejdzie w życie dopiero jutro - mam więc nadzieję, że wtedy wszyscy się do tego zastosują ;). Po wyjściu z metra z ulgą zsuwam maseczkę na szyję, bo jednak przy porannym chłodzie materiał kieruje cały mój oddech na okulary i widzę jak przez mgłę ;).
Wysiadam z metra przy operze i pierwsze, co widzę to radiowóz. Jeden z wielu, które zobaczę tego dnia - centrum Wiednia jest nieustannie patrolowane. Jednak podczas dość długiego spaceru nie zauważyłam ani razu, by policjanci zatrzymywali kogokolwiek - nie ma tu takich wariactw, o których co rusz słyszę w polskich mediach, a i Austriacy trzymają się zasad. Poza wyjściami koniecznymi (jak zakupy, praca czy pomoc komuś), w kraju dozwolone jest też wyjście na spacer lub w celu uprawiania sportu. Warunek jest taki, że robimy to samodzielnie (czyli jest ok, by pójść pobiegać, ale jakby przyszło nam na myśl zebranie drużyny do piłki nożnej, to policja zjawi się szybciej, niż zaczniemy grać ;) ), ewentualnie z kimś, z kim mieszkamy. Od pozostałych powinno się trzymać te 2 metry dystansu. Dlatego też austriacka policja nie przyczepi się pojedynczego biegacza czy spacerującej pary, a przyznam, że już dawno nie widziałam ludzi w gronie większym niż dwuosobowe (nie liczę tu naturalnie rodziców z dziećmi).
Generalnie w centrum faktycznie były pustki, choć raczej nie było tak, że gdzieś byłabym zupełnie sama. Najwięcej mignęło mi porannych sportowców, czyli biegaczy i rowerzystów. Na miejscu drugim byli zdecydowanie policjanci, ale może też być, że jeden patrol minął mnie kilka razy - w sumie nie przyglądałam się... ;) Było też kilku spacerowiczów - większość z nich, tak jak ja, wybrała się na spacer z aparatem, by uwiecznić na zdjęciach opustoszały Wiedeń. Wypatrzyłam też trochę starszych osób, które wybrały wczesny poranek na spacer, by napotkać jak najmniej ludzi. W środku dnia - zwłaszcza, gdy jest tak ładnie i ciepło - wciąż można zobaczyć sporo osób na dworze, choć wszyscy starają się trzymać na dystans i często nawet przechodzą na drugą stronę ulicy, widząc kogoś idącego z naprzeciwka, byleby tylko nie minąć się za blisko...
Nie są to tylko moje spostrzeżenia - w mediach też często przewija się, że większość Austriaków faktycznie trzyma się zaleceń. Oglądałam potem krótkie filmiki z centrum zrobione w środku dnia i wcale nie było wiele więcej ludzi niż rankiem, kiedy spacerowałam. Tłumy można spotkać w tych parkach, które pozostały otwarte, ale znów - ludzie trzymają dystans, a i w parkach można wypatrzeć patrolujące radiowozy. Przeglądając wiadomości widzę wyraźny kontrast między austriackimi i polskimi. Na polskich stronach przewijały mi się informacje o tłumach na bulwarach wiślanych, spotkaniach na grillu, a gdy wprowadzono dodatkowe restrykcje - to o dziesiątkach mandatów przyznawanych za ich łamanie. Daleko mi do stwierdzenia, że w Austrii nikt nie łamie zasad, ale ogólnie sam wydźwięk mediów jest inny. Przewijały się informacje, że i prezydent i kanclerz dziękują obywatelom za to, że zostają w domach, za trzymanie się zaleceń i współpracę. Przeglądam kilka różnych stron z wiadomościami - zarówno z Austrii, jak i Wiednia, i nie widzę siania paniki, nagonki na łamiących zasady... Raczej odbieram to jako jesteśmy w tym wszyscy razem, więc im bardziej skupimy się na przestrzeganiu zasad teraz, tym szybciej wrócimy do normalności - jakakolwiek ta nowa normalność by nie była.
Przy okazji świąt, kanclerz Kurz zwracał się* do Austriaczek i Austriaków, że błędem byłoby myślenie, iż wirus został pokonany, choć faktycznie prognozy dla kraju wyglądają coraz lepiej. Austria radzi sobie z epidemią dużo lepiej niż wiele innych krajów i aspiruje, by być jednym z pierwszych, które będą powoli znosić obostrzenia. Już na dniach mają otworzyć z powrotem małe sklepy, a - jeśli dobrze pójdzie - znacznie więcej miejsc zostanie otwartych w maju. Oczywiście, będą też wprowadzane dodatkowe restrykcje, jak chociażby przymus zasłaniania twarzy w transporcie publicznym, a zapewne też i w wielu innych miejscach. Teraz chodzi o to, by powoli stawiać gospodarkę na nogi przy jednoczesnym kontrolowaniu epidemii. Bo nikt się tu nie łudzi, że wirus za parę tygodni zniknie - trzeba czekać na skuteczny lek albo szczepionkę. Dlatego trzeba jakoś zorganizować tę nową normalność, by jak najlepiej w niej funkcjonować: tak dużo wolności, jak to tylko możliwe, ale też tyle restrykcji, ile konieczne. Ciężko to wyważyć, ale wydaje mi się, że Austriakom wychodzi to całkiem nieźle.
Jeśli interesują Was austriackie statystyki, polecam stronę ministerstwa zdrowia. Patrząc na stan obecny (czyli na poniedziałek, 13 kwietnia, rano) mamy prawie 14.000 zdiagnozowanych przypadków. Oczywiście, trzeba się liczyć z tym, że jest też trochę niezdiagnozowanych, bezobjawowych - i to właśnie ze względu na nie wciąż lepiej siedzieć w domach. Dotąd w Austrii zrobiono prawie 150.000 testów, co stawia kraj dość wysoko na liście państw, gdzie przeprowadzono najwięcej testów na milion mieszkańców (16,5 tys.). Dla porównania, w Polsce zrobiono dotąd ok. 138 tys. testów, a - jakby nie patrzeć - mamy cztery razy więcej mieszkańców... Ostatnimi czasy codziennie dochodzi ok. 200-300 nowych zdiagnozowanych przypadków, co jest znaczącą poprawą - bo w marcu były dni, gdy liczba ta oscylowała w okolicy 1000. W samą Wielkanoc nowych przypadków było niecałe 150 i nie wiem, czy cieszyć się, że to tak spada, czy martwić, że po świętach to skoczy do góry, bo w święta nikt się nie bada ;). Ale nie da się ukryć, że już trzeci dzień z rzędu liczba zgonów spadła poniżej 20, a do tego 7.343 osoby uznano za wyzdrowiałe. Czyli może i mamy prawie 14.000 oficjalnych przypadków, ale hej, ponad połowa już wyzdrowiała! Do tego w szpitalach przebywa niecały tysiąc osób z COVID-19, co nie powoduje jeszcze przeciążenia systemu - wręcz przeciwnie, Austria pomaga też sąsiadom, przyjmując też pacjentów, których nie ma już gdzie leczyć np. we Włoszech.
Spacerując, dotarłam pod Hofburg - choć sam pałac jest zamknięty, to jednak wciąż można przechodzić pomiędzy bramami. Jedynie ogród Burggarten został ogrodzony, więc zaglądam tylko przez barierki. Zawsze coś, bo w przypadku Schönbrunnu zamknięto cały kompleks, a było to moje ulubione miejsce spacerów... Okrążam więc pałac, zaglądając też na plac Marii Teresy, gdzie w końcu wrzucam sweter do plecaka. Gdy wyszłam z domu po 7, było zaledwie kilka stopni na plusie. Gdy wracałam, grzało już słońce i było coś ok. 20 stopni, więc i coraz więcej ludzi mijałam na ulicach. Oczywiście, wciąż była to jednak ledwie namiastka tego, co można zobaczyć w centrum Wiednia w normalnych czasach :).
W Wielkanoc obowiązują jeszcze wszystkie wprowadzone wcześniej restrykcje, bo pojawia się obawa, ze gdyby je poluzować, ludzie w święta zaczęliby się spotykać i szybko zauważylibyśmy ponowny wzrost zachorowań. Mam jednak nadzieję, że większość posłuchała apeli władz - spędzajcie święta, wychodźcie na spacery, uprawiajcie sport tylko z ludźmi, z którymi mieszkacie! Jednak już po świętach Austria robi krok do przodu - i nie mam tu na myśli tylko otwierania małych sklepików, czy nakazu noszenia maseczek w większej ilości miejsc, o czym już wspomniałam. Na pierwszy ogień idą też np. składowiska odpadów, których zamknięcie spowodowało wzrost wyrzucanych śmieci do lasu. ÖBB, austriackie koleje, również planują zwiększenie liczby połączeń od jutra, choć wszędzie podkreśla się potrzebę zachowania dystansu od innych osób. Co mnie osobiście bardzo cieszy, Wiedeń otwiera od jutra zamknięte wcześniej ogrody miejskie, w tym park wokół pałacu Schönbrunn. Skoro Austriacy trzymają się zaleceń, można im zwiększyć dostęp do terenów zielonych... :)
Nawet u nas w pracy się mówi, że może już w tydzień po świętach wrócimy do biur, co trochę mnie dziwi, bo akurat władze zachęcają, by ci, którzy mogą pracować zdalnie, wciąż tak pracowali. Choć z jednej strony chciałabym już wrócić do ludzi, to wolałabym jednak, by nas przywrócili do biura, dopiero jak już inne aspekty będą ogarnięte. Póki co komunikacja miejska kursuje jakby na niedzielnym rozkładzie, co nie jest zbyt wygodne, gdy trzeba dojechać z przesiadką pod miasto do pracy. Dobrze by było, gdyby otworzyli też jakieś miejsca, by w przerwie w pracy zjeść lunch (w biurze nie mamy specjalnych warunków, więc pewnie będę funkcjonowała na kanapkach przy komputerze), a restauracje otworzą pewnie najwcześniej w połowie maja. Zobaczymy, jak to będzie z pracą w najbliższych tygodniach...
A na sam koniec - kilka zdjęć z okolic pałacu Schönbrunn, bo cały kompleks, jak już wspomniałam, jest zamknięty... do jutra :) Ogrody pałacowe są ogromne, więc zdecydowanie będzie gdzie spacerować z dala od innych ludzi. I naprawdę mam nadzieję, że - tak, jak się szacuje - najgorszy kryzys Austria ma już za sobą. Że faktycznie będą się otwierać kolejne miejsca, nawet jeśli przez ileś miesięcy przyjdzie nam chodzić w maseczkach. Bo choć Wiedeń bez tłumów turystów wygląda pięknie i spokojnie, to jednak brakuje mi tej energii, tego życia, którym austriacka stolica zawsze emanowała... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze