Szwajcarska stolica nieczęsto pojawia się na liście miejsc, które koniecznie trzeba zobaczyć w tym kraju. To zaledwie piąte co do wielkości miasto Szwajcarii (niektóre statystyki podają, że czwarte, bo ma zbliżoną liczbę ludności do Lozanny), turystycznie również ustępujące pola m.in. Zurychowi i Genewie. W góry stąd kawałek, jeziora żadnego też tu nie ma... Aż chciałoby się zapytać, kto wybrał to Berno na stolicę? ;) Choć właściwie to nikt, bo z prawnego punktu widzenia to Szwajcaria stolicy nie ma, a w internecie łatwo doczytamy, że Berno pełni tę funkcję de facto, a nie de iure. Położone na pograniczu niemiecko- i francuskojęzycznych kantonów jest politycznym centrum kraju, tu też ma swoją siedzibę szwajcarski parlament. I ma naprawdę, ale to naprawdę sporo do zaoferowania z turystycznego punktu widzenia!
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że stare miasto w Bernie znajduje się na liście UNESCO i wystarczy krótki spacer uliczkami, wzdłuż których ciągną się liczne arkady, by łatwo zrozumieć, dlaczego. Miasto założono pod koniec XII wieku i na przestrzeni wieków rozrastało się w sposób zaskakująco spójny - do dziś znajdziemy tu sporo średniowiecznych budynków, choć większość - naturalnie - przeszła liczne renowacje. Na stronie UNESCO przeczytamy, że stare miasto w Bernie to przykład miasta, które zachowało swoją średniowieczną strukturę urbanistyczną, jednocześnie przyjmując coraz bardziej złożone funkcje stolicy współczesnego państwa. Co konkretnie znajduje się na liście UNESCO? Wszystkie miejskie obiekty historyczne, rozbudowywane pomiędzy XII a XIV wiekiem, a także zabudowa z XIX wieku, np. dobrze zachowane mosty. Dla mnie brzmi to bardzo zachęcająco ;).
Hotel mam w samym kąciku starego miasta, tuż obok mostu Nydeggbrücke. Startując stąd, mogę obejść całą starówkę, by potem tu wrócić i przejść na drugi brzeg rzeki Aare. Zaczynam jednak od położonego naprzeciwko kościoła Nydeggkirche - oryginalnie zbudowanego jako niewielka kapliczka jeszcze w XIV wieku, a potem rozbudowywanego stulecie po stuleciu. Szczerze powiedziawszy, patrząc na tę świątynię, w życiu bym nie odgadła, że jest taka stara - renowacje zrobiły swoje.
Chowając się w cieniu arkad, kieruję się w głąb starego miasta - spokojnie i bez pośpiechu. Berno nie jest duże, niewiele planuję zwiedzać w środku, więc wiem, że czasu mam aż nadto. Przez kraty w ogrodzeniu widzę dworek Erlacherhof (1745-52), będący dziś siedzibą burmistrza Berna, zatem niedostępny dla odwiedzających. To jeden z najbardziej reprezentatywnych dworków w Bernie i jedyny na starym mieście, który ma własny dziedziniec.
Miejscem, które koniecznie muszę zobaczyć, jest katedra św. Wincentego (Berner Münster) - największy kościół w Szwajcarii. Potężna, wysoka na 100,6 m wieża (znów, najwyższa w kraju!) widoczna jest już z pewnej odległości, więc zmierzam bezpośrednio w tym kierunku. Wchodzę do środka i z miejsca jestem pod wrażeniem tej trzynawowej, pozbawionej transeptu bazyliki. Piękny gotyk - ze wspaniałymi witrażami, szczegółowo zdobionym wejściem do świątyni oraz sklepieniem. Prace nad katedrą rozpoczęły się w 1421 roku i trwały aż do 1893 roku, kiedy to wreszcie ukończono wieżę. Wstęp do świątyni jest darmowy, za dodatkową opłatą można wspiąć się na wieżę, co jakimś cudem przegapiłam na miejscu...
Całkiem fajne widoki zapewnia mi jednak kolejny most - Kirchenfeldbrücke, którym przechodzę do czegoś w stylu dzielnicy muzealnej ;). Po jednej stronie widzę kawałek starego miasta wraz z wieżą katedralną, po drugiej budynek parlamentu. Gdy docieram na drugi brzeg rzeki, staję przed ciekawą fontanną - Welttelegrafen-Denkmal, pomnikiem światowego telegrafu z 1922 roku. Za nim wznosi się potężny gmach Berneńskiego Muzeum Historycznego - zwiedzanie wnętrza jednak odpuszczam.
Jedyne muzeum, które chcę odwiedzić w Bernie, to Alpejskie Muzeum Szwajcarii. Choć trochę rozczarowały mnie Alpineum i Ogród Lodowcowy w Lucernie, to wciąż było mi mało tematyki alpejskiej. W końcu góry te pokrywają ok. 60% powierzchni kraju - do tego, co jak co, ale Szwajcarii chyba nie brakuje środków na zrobienie fajnego muzeum o Alpach, prawda? Zajrzałam tam więc, opierając się na takich założeniach, i wyszłam po kilkudziesięciu minutach - znów rozczarowana... Dawno nie byłam w tak słabym muzeum. Podczas mojego pobytu w środku mieli trzy wystawy tematyczne, mniej lub bardziej związane z Alpami. Pierwsza, największa, była o drewnie pochodzenia alpejskiego, co tu rośnie, co się z tego drewna robi i jak - było też trochę interaktywnych opcji głównie dla dzieci. Niestety, drewno to jakoś nie moja tematyka i przez wystawę przeszłam szybko. Druga została zrobiona w formie biura rzeczy znalezionych - dominował tu sprzęt i ubiór narciarski, stare mapy, foldery, pocztówki, zdjęcia. Pomysł całkiem ciekawy, ale że to tylko jedno niewielkie pomieszczenie, to można by je traktować raczej jak dodatek do muzeum... a było jego najciekawszą częścią. Trzecia wystawa to po prostu kilka plansz odnośnie wspinaczy górskich z Iranu i trochę o górach w Iranie. Wyszłam stamtąd i cisnęło mi się na usta pytanie: a mogę się tu w ogóle czegoś o Alpach dowiedzieć...?
Przechodzę przez Kirchenfeldbrücke z powrotem do starego miasta, odbijając teraz w lewo, kierując się do górującego nad brzegiem rzeki parlamentu. Zaprojektowany przez Hansa Wilhelma Auera i zbudowany na przełomie XIX i XX wieku budynek parlamentu (Bundeshaus), otoczony jest skrzydłami kilkadziesiąt lat starszych budynków. Na zdjęciach widziałam jeszcze fontanny strzelające do góry przed samym parlamentem, ale podczas mojej wizyty teren ten był ogrodzony i trwały jakieś prace remontowe. Normalnie odbywają się też trasy turystyczne i parlament można zwiedzać w środku, ale COVID zabił wszelką normalność i trasy wrócą najwcześniej z końcem września :).
Zatem po prostu spaceruję, szukając też powoli miejsca na lunch (zatrzymałam się w końcu w restauracji Harmonie, ale nie był to najlepszy wybór). Jak na Szwajcarię przystało, w centrum mają swoje siedziby różne banki, a co budynek, to piękniejszy i bardziej bogato zdobiony. Podoba mi się też, że wzdłuż wielu ulic rozwieszono flagi krajowe, kantonalne i miejskie... a także wiele innych, których nie poznaję ;).
Mój oryginalny plan zakładał zwiedzanie w Bernie - jeśli chodzi o wnętrza - jedynie katedry i Muzeum Alpejskiego. Ale że wciąż jest dość wcześnie i mam sporo czasu, postanawiam odwiedzić jeszcze jedno miejsce, które zbierało dobre opinie, a na które mam 50% zniżki dzięki Swiss Travel Pass. Jest to znajdujący się przy ulicy Kramgasse 49 dom Einsteina (Einsteinhaus), w którym słynny naukowiec mieszkał z żoną i synem w latach 1903-05. Dziś w środku znajdziemy małe muzeum, opowiadające o życiu Einsteina (oczywiście z naciskiem na lata, kiedy mieszkał w Bernie), a także trochę pamiątek po nim. Ot, taka ciekawostka, choć mnie nie zachwyciła - może dlatego, że ja ogólnie nie jestem fanką muzeów poświęconych danej osobie? ;)
Kontynuując spacer, docieram do ratusza - budynek powstał w XV wieku w stylu późnogotyckim, kiedy władze miasta stwierdziły, że Berno się rozrasta i przydałaby im się bardziej reprezentacyjna siedziba ;). Tuż obok ratusza stoi katedra św. Piotra i Pawła, do której - jakże by inaczej - od razu wchodzę. Tak dla precyzji, główna katedra, którą zwiedzałam wcześniej, należy do Szwajcarskiego Kościoła Reformowanego, a ta mniejsza i nowsza (druga połowa XIX wieku) - to Kościół Chrześcijańskokatolicki. Była ona potrzebna, bo choć po reformacji w Szwajcarii większość ludzi zmieniła wyznanie, a świątynie też dopasowano do nowych potrzeb, to jednak ci, co nie chcieli dać się zreformować, musieli się gdzieś modlić. Czyli musieli sobie zbudować nowy kościół - wzorowano się na francuskim gotyku, co dało przyjemny dla oka efekt.
Ciekawostką na starym mieście w Bernie są też dwie wieże zegarowe. Pierwsza - Käfigturm - została pierwotnie zbudowana w 1256 roku, a po zniszczeniach odbudowana w połowie wieku XVII. Druga - Zytglogge - również powstała w XIII wieku, a dziś jest jednym z miejskich symboli, głównie dzięki swojemu XV-wiecznemu zegarowi astronomicznemu. O pełnej godzinie podobno można zobaczyć poruszające się figury, itp... Podobno, bo choć dwukrotnie starałam się zdążyć na pełną godzinę, to zawsze dobiegałam na miejsce minutę-dwie po i już było cicho i pusto ;). Może kiedyś...
Kończę powoli spacer po starym mieście, przechodząc przez Nydeggbrücke na drugi brzeg rzeki. Tuż przy moście znajduje się niewielki park niedźwiedzi (Bärengraben), w którym zza ogrodzenia możemy zobaczyć trzy niedźwiedzie brunatne. Przyznam, że taki park to dość niecodzienny widok w historycznym centrum stolicy kraju... Z drugiej strony to chyba też jedna z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych Berna, bo nigdzie nie widziałam tylu ludzi, co przy wybiegu dla niedźwiedzi.
Na zakończenie dnia wchodzę na pobliskie wzgórze, na którego szczycie znajduje się ogród różany. W kwiatowym sezonie jest tu pewnie bardzo kolorowo, teraz jednak nie kwiaty są moim celem. Z Rosengarten możemy spojrzeć na Berno z góry albo zapozować do zdjęcia na ławeczce z samym Einsteinem... mając takie widoki w tle! :)
Hotel mam w samym kąciku starego miasta, tuż obok mostu Nydeggbrücke. Startując stąd, mogę obejść całą starówkę, by potem tu wrócić i przejść na drugi brzeg rzeki Aare. Zaczynam jednak od położonego naprzeciwko kościoła Nydeggkirche - oryginalnie zbudowanego jako niewielka kapliczka jeszcze w XIV wieku, a potem rozbudowywanego stulecie po stuleciu. Szczerze powiedziawszy, patrząc na tę świątynię, w życiu bym nie odgadła, że jest taka stara - renowacje zrobiły swoje.
Chowając się w cieniu arkad, kieruję się w głąb starego miasta - spokojnie i bez pośpiechu. Berno nie jest duże, niewiele planuję zwiedzać w środku, więc wiem, że czasu mam aż nadto. Przez kraty w ogrodzeniu widzę dworek Erlacherhof (1745-52), będący dziś siedzibą burmistrza Berna, zatem niedostępny dla odwiedzających. To jeden z najbardziej reprezentatywnych dworków w Bernie i jedyny na starym mieście, który ma własny dziedziniec.
Miejscem, które koniecznie muszę zobaczyć, jest katedra św. Wincentego (Berner Münster) - największy kościół w Szwajcarii. Potężna, wysoka na 100,6 m wieża (znów, najwyższa w kraju!) widoczna jest już z pewnej odległości, więc zmierzam bezpośrednio w tym kierunku. Wchodzę do środka i z miejsca jestem pod wrażeniem tej trzynawowej, pozbawionej transeptu bazyliki. Piękny gotyk - ze wspaniałymi witrażami, szczegółowo zdobionym wejściem do świątyni oraz sklepieniem. Prace nad katedrą rozpoczęły się w 1421 roku i trwały aż do 1893 roku, kiedy to wreszcie ukończono wieżę. Wstęp do świątyni jest darmowy, za dodatkową opłatą można wspiąć się na wieżę, co jakimś cudem przegapiłam na miejscu...
Całkiem fajne widoki zapewnia mi jednak kolejny most - Kirchenfeldbrücke, którym przechodzę do czegoś w stylu dzielnicy muzealnej ;). Po jednej stronie widzę kawałek starego miasta wraz z wieżą katedralną, po drugiej budynek parlamentu. Gdy docieram na drugi brzeg rzeki, staję przed ciekawą fontanną - Welttelegrafen-Denkmal, pomnikiem światowego telegrafu z 1922 roku. Za nim wznosi się potężny gmach Berneńskiego Muzeum Historycznego - zwiedzanie wnętrza jednak odpuszczam.
Jedyne muzeum, które chcę odwiedzić w Bernie, to Alpejskie Muzeum Szwajcarii. Choć trochę rozczarowały mnie Alpineum i Ogród Lodowcowy w Lucernie, to wciąż było mi mało tematyki alpejskiej. W końcu góry te pokrywają ok. 60% powierzchni kraju - do tego, co jak co, ale Szwajcarii chyba nie brakuje środków na zrobienie fajnego muzeum o Alpach, prawda? Zajrzałam tam więc, opierając się na takich założeniach, i wyszłam po kilkudziesięciu minutach - znów rozczarowana... Dawno nie byłam w tak słabym muzeum. Podczas mojego pobytu w środku mieli trzy wystawy tematyczne, mniej lub bardziej związane z Alpami. Pierwsza, największa, była o drewnie pochodzenia alpejskiego, co tu rośnie, co się z tego drewna robi i jak - było też trochę interaktywnych opcji głównie dla dzieci. Niestety, drewno to jakoś nie moja tematyka i przez wystawę przeszłam szybko. Druga została zrobiona w formie biura rzeczy znalezionych - dominował tu sprzęt i ubiór narciarski, stare mapy, foldery, pocztówki, zdjęcia. Pomysł całkiem ciekawy, ale że to tylko jedno niewielkie pomieszczenie, to można by je traktować raczej jak dodatek do muzeum... a było jego najciekawszą częścią. Trzecia wystawa to po prostu kilka plansz odnośnie wspinaczy górskich z Iranu i trochę o górach w Iranie. Wyszłam stamtąd i cisnęło mi się na usta pytanie: a mogę się tu w ogóle czegoś o Alpach dowiedzieć...?
Przechodzę przez Kirchenfeldbrücke z powrotem do starego miasta, odbijając teraz w lewo, kierując się do górującego nad brzegiem rzeki parlamentu. Zaprojektowany przez Hansa Wilhelma Auera i zbudowany na przełomie XIX i XX wieku budynek parlamentu (Bundeshaus), otoczony jest skrzydłami kilkadziesiąt lat starszych budynków. Na zdjęciach widziałam jeszcze fontanny strzelające do góry przed samym parlamentem, ale podczas mojej wizyty teren ten był ogrodzony i trwały jakieś prace remontowe. Normalnie odbywają się też trasy turystyczne i parlament można zwiedzać w środku, ale COVID zabił wszelką normalność i trasy wrócą najwcześniej z końcem września :).
Zatem po prostu spaceruję, szukając też powoli miejsca na lunch (zatrzymałam się w końcu w restauracji Harmonie, ale nie był to najlepszy wybór). Jak na Szwajcarię przystało, w centrum mają swoje siedziby różne banki, a co budynek, to piękniejszy i bardziej bogato zdobiony. Podoba mi się też, że wzdłuż wielu ulic rozwieszono flagi krajowe, kantonalne i miejskie... a także wiele innych, których nie poznaję ;).
Mój oryginalny plan zakładał zwiedzanie w Bernie - jeśli chodzi o wnętrza - jedynie katedry i Muzeum Alpejskiego. Ale że wciąż jest dość wcześnie i mam sporo czasu, postanawiam odwiedzić jeszcze jedno miejsce, które zbierało dobre opinie, a na które mam 50% zniżki dzięki Swiss Travel Pass. Jest to znajdujący się przy ulicy Kramgasse 49 dom Einsteina (Einsteinhaus), w którym słynny naukowiec mieszkał z żoną i synem w latach 1903-05. Dziś w środku znajdziemy małe muzeum, opowiadające o życiu Einsteina (oczywiście z naciskiem na lata, kiedy mieszkał w Bernie), a także trochę pamiątek po nim. Ot, taka ciekawostka, choć mnie nie zachwyciła - może dlatego, że ja ogólnie nie jestem fanką muzeów poświęconych danej osobie? ;)
Kontynuując spacer, docieram do ratusza - budynek powstał w XV wieku w stylu późnogotyckim, kiedy władze miasta stwierdziły, że Berno się rozrasta i przydałaby im się bardziej reprezentacyjna siedziba ;). Tuż obok ratusza stoi katedra św. Piotra i Pawła, do której - jakże by inaczej - od razu wchodzę. Tak dla precyzji, główna katedra, którą zwiedzałam wcześniej, należy do Szwajcarskiego Kościoła Reformowanego, a ta mniejsza i nowsza (druga połowa XIX wieku) - to Kościół Chrześcijańskokatolicki. Była ona potrzebna, bo choć po reformacji w Szwajcarii większość ludzi zmieniła wyznanie, a świątynie też dopasowano do nowych potrzeb, to jednak ci, co nie chcieli dać się zreformować, musieli się gdzieś modlić. Czyli musieli sobie zbudować nowy kościół - wzorowano się na francuskim gotyku, co dało przyjemny dla oka efekt.
Ciekawostką na starym mieście w Bernie są też dwie wieże zegarowe. Pierwsza - Käfigturm - została pierwotnie zbudowana w 1256 roku, a po zniszczeniach odbudowana w połowie wieku XVII. Druga - Zytglogge - również powstała w XIII wieku, a dziś jest jednym z miejskich symboli, głównie dzięki swojemu XV-wiecznemu zegarowi astronomicznemu. O pełnej godzinie podobno można zobaczyć poruszające się figury, itp... Podobno, bo choć dwukrotnie starałam się zdążyć na pełną godzinę, to zawsze dobiegałam na miejsce minutę-dwie po i już było cicho i pusto ;). Może kiedyś...
Kończę powoli spacer po starym mieście, przechodząc przez Nydeggbrücke na drugi brzeg rzeki. Tuż przy moście znajduje się niewielki park niedźwiedzi (Bärengraben), w którym zza ogrodzenia możemy zobaczyć trzy niedźwiedzie brunatne. Przyznam, że taki park to dość niecodzienny widok w historycznym centrum stolicy kraju... Z drugiej strony to chyba też jedna z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych Berna, bo nigdzie nie widziałam tylu ludzi, co przy wybiegu dla niedźwiedzi.
Na zakończenie dnia wchodzę na pobliskie wzgórze, na którego szczycie znajduje się ogród różany. W kwiatowym sezonie jest tu pewnie bardzo kolorowo, teraz jednak nie kwiaty są moim celem. Z Rosengarten możemy spojrzeć na Berno z góry albo zapozować do zdjęcia na ławeczce z samym Einsteinem... mając takie widoki w tle! :)
0 Komentarze