Po kilku ciepłych i słonecznych dniach pogoda w Szwajcarii się popsuła, akurat na mój pobyt w Lozannie. Chciałam stąd wyskoczyć w góry, ale plany przyszło mi zrewidować - Alpy w taką pogodę nie miałyby kompletnie sensu. No ale wypadało też zobaczyć samą Lozannę, skoro już zatrzymałam się tu na dwie noce ;). Miastu poświęciłam cały dzień - było pochmurnie, czasem padało, w efekcie zdjęcia z Lozanny mam we wszystkich odcieniach szarości... Ze wszystkich miejsc, jakie odwiedziłam podczas mojej objazdówki po Szwajcarii, Lozanna przypadła mi do gustu najmniej. Na pewno załamanie pogody miało w tym swój udział, ale też podejście do języka w miejscach turystycznych - czy naprawdę wszystko musi być tylko po francusku? No cóż, jest jak jest, a zwiedzać i tak będę! ;)
Licząca sobie ok. 140 tys. mieszkańców Lozanna to jedno z największych miast Szwajcarii (drugie po Genewie w części francuskojęzycznej), stolica kantonu Vaud. Turystyczna Lozanna podzielona jest na dwie części - położone na północ od dworca stare miasto oraz olimpijskie wybrzeże. Teoretycznie obie części dzieli niewiele ponad 2 km i można by się poruszać tylko pieszo, ale Lozanna jest miastem bardzo nierównym i taki spacer zapewni nam wiele chodzenia góra - dół - góra - dół... Nic więc dziwnego, że w informacji turystycznej natychmiast poradzili mi korzystanie z transportu publicznego (większość hoteli ma dla swoich gości karty miejskie, uwzględniające darmowy transport). W ramach tego transportu możemy też skorzystać z jedynego w Szwajcarii metra - w Lozannie znajdują się dwie linie, obejmujące łącznie 28 stacji.
Niedaleko mojego hotelu położony jest kościół reformowany św. Franciszka z Asyżu, od którego zaczęłam zwiedzanie. Zbudowany w XIII wieku, spłonął niespełna sto lat później, więc z oryginalnego wystroju do dziś zachował się jedynie chór. W środku trwały jakieś prace i ołtarz był odgrodzony, więc nie dało się podejść bliżej - szkoda, bo witraże były naprawdę piękne i z przyjemnością obejrzałabym też i te za ołtarzem... :) Ponadto warto zwrócić uwagę na sklepienie i organy.
Idąc dalej w głąb historycznego centrum, dotarłam pod słynny Palais de Rumine, pałac zbudowany w XIX wieku w stylu renesansowym. Współcześnie mieści się tu kilka muzeów, niektóre mają część wystaw za darmo, inne mogłam zwiedzać z Swiss Travel Pass. Znajdziemy tu muzea: sztuk pięknych, historii i archeologii, zoologii, pieniędzy oraz geologii. Całego dnia w muzeach spędzać nie chciałam, ale postanowiłam zajrzeć do jednego - bez zaskoczeń mój wybór padł na Musée cantonal d'archéologie et d'histoire, czyli Kantonalne Muzeum Archeologii i Historii. Wystawy wyglądały ciekawie, ale opisane były wyłącznie po francusku, więc skierowałam się do obsługi, czy są dostępne jakieś foldery z tłumaczeniami. Nie, tylko po francusku! W kraju, który ma cztery języki urzędowe... Obeszłam szybko muzeum, ale brak jakichkolwiek tłumaczeń wywarł na mnie słabe wrażenie.
Wyszłam z muzeum, ale akurat zaczęło padać, więc szybko rozejrzałam się za innym miejscem, gdzie mogłabym schować się przed deszczem. Schody w górę prowadziły do górującej nad miastem katedry, więc wybór był prosty ;). Potężna gotycka budowla, ukończona w 1235 roku, już od początku przypadła mi do gustu - jeszcze bardziej, gdy okazało się, że tutaj akurat przetłumaczyli sporo informacji i na język angielski.
Katedra Notre Dame w Lozannie była, oczywiście, odrestaurowywana na przestrzeni wieków, ale wciąż zachowało się tu sporo historycznego wystroju. Szczególnie rzuciła mi się w oczy XIII-wieczna rozeta (większość witraży jest nowsza, pochodzą z XIX i XX wieku), do tego oddzielone wysokimi kolumnami nawy boczne. Wysokie okna i elektryczne lampy dają wystarczająco dużo światła, by móc szczegółowo obejrzeć całą świątynię :).
Obok katedry znajduje się taras widokowy, skąd można rzucić okiem na centrum Lozanny. Jednak większą atrakcją tej okolicy jest zamek Saint-Maire z przełomu XIV i XV wieku. Była to ufortyfikowana rezydencja miejskich biskupów, aż do 1536 roku, kiedy Lozanna wpadła w ręce Berneńczyków, którzy uczynili z zamku zbrojownię. Potem urzędowały tu władze kantonalne Vaud, a obecnie zamek jest siedzibą instytucji odpowiedzialnej za szwajcarskie dziedzictwo kulturowe - wejść do środka, bądź co bądź, nie można ;).
Nadszedł czas, by odkryć także olimpijską Lozannę! ;) Baron Pierre de Coubertin założył Międzynarodowy Komitet Olimpijski jeszcze pod koniec XIX wieku w Paryżu, ale w 1915 roku podjął decyzję o przeniesieniu go nad Jezioro Genewskie, w Europie I wojny światowej Lozanna wydawała się spokojnym i pokojowym miejscem. I już od ponad stu lat Komitet ma tu swoją siedzibę, a miasto wykorzystuje ten fakt do swojej promocji. Chodnik przy wyjściu z metra oznaczony jest tu jak pasy startowe do biegów, nad jeziorem wznosi się Muzeum Olimpijskie, ponadto swoje siedziby w Lozannie ma 57 międzynarodowych federacji i organizacji sportowych, a ponad 1500 osób pracuje tu w branżach związanych ze sportem.
Zdecydowałam się odwiedzić Muzeum Olimpijskie i wyszłam stamtąd zachwycona - to jedno z najfajniejszych muzeów, jakie kiedykolwiek widziałam! Wystawy zaczynają się od historii greckich igrzysk (świetnie zrobione filmiki), po czym przechodzi się do bardziej współczesnej historii olimpiad. Krok po kroku wprowadzane zmiany - dodawane nowe dyscypliny, dołączające nowe kraje, udział kobiet, utworzenie paraolimpiady, podział igrzysk na letnie i zimowe... Wszystko jest naprawdę fajnie i szczegółowo zrobione, jest tu sporo przedmiotów i ubrań należących kiedyś do olimpijczyków, można zobaczyć, jak wyglądały dawne medale czy znicze olimpijskie. Nie trzeba się interesować sportem, by spędzić w środku sporo czasu i wyjść zachwyconym :)
Gdy wyszłam z muzeum, już nie padało, mogłam więc trochę pospacerować wzdłuż wybrzeża Jeziora Genewskiego. Trochę za parkiem olimpijskim znalazłam niewielki tajski pawilon, podarowany miastu przez króla Tajlandii w 2005 roku. Miał on upamiętnić 60-lecie wstąpienia na tron króla Ramy IX oraz 75-lecie stosunków dyplomatycznych między Szwajcarią a Tajlandią. Oficjalna inauguracja pawilonu miała miejsce w marcu 2009 roku.
Niedaleko wybrzeża Google wskazywało mi jeszcze jedno miejsce, które wydało mi się interesujące - Muzeum Rzymskie oraz pobliski Park Archeologiczny. Rzymianie założyli tutaj fort i osadę wojskową w miejscu dawnych siedlisk celtyckich - dziś można zobaczyć pozostałości budowli oraz przedmioty odnalezione podczas wykopalisk. Do muzeum weszłam i szybko z niego wyszłam, bo wszystko było tylko po francusku - turystów mówiących w innych językach mają w poważaniu ;). Co ciekawe, w parku archeologicznym wszystko było przetłumaczone na angielski i niemiecki. Nie rozumiem, jak to działa, że w parku, do którego wstęp jest darmowy, można było ogarnąć fajne tablice informacyjne w kilku językach, a nikt nie postarał się, by zrobić coś podobnego w muzeum, gdzie płaci się 8 franków za wstęp...
Dzień zakończyłam, spacerując wzdłuż wybrzeża i jeszcze trochę po centrum historycznym - wieczorem było tam spokojniej i zdecydowanie mniej tłoczno niż za dnia. Jest tu trochę fajnych miejsc, spodobała mi się katedra, zakochałam się w Muzeum Olimpijskim... Ale całościowo patrząc, Lozanna mnie nie zachwyciła - raczej tu już nie wrócę ;).
Niedaleko mojego hotelu położony jest kościół reformowany św. Franciszka z Asyżu, od którego zaczęłam zwiedzanie. Zbudowany w XIII wieku, spłonął niespełna sto lat później, więc z oryginalnego wystroju do dziś zachował się jedynie chór. W środku trwały jakieś prace i ołtarz był odgrodzony, więc nie dało się podejść bliżej - szkoda, bo witraże były naprawdę piękne i z przyjemnością obejrzałabym też i te za ołtarzem... :) Ponadto warto zwrócić uwagę na sklepienie i organy.
Idąc dalej w głąb historycznego centrum, dotarłam pod słynny Palais de Rumine, pałac zbudowany w XIX wieku w stylu renesansowym. Współcześnie mieści się tu kilka muzeów, niektóre mają część wystaw za darmo, inne mogłam zwiedzać z Swiss Travel Pass. Znajdziemy tu muzea: sztuk pięknych, historii i archeologii, zoologii, pieniędzy oraz geologii. Całego dnia w muzeach spędzać nie chciałam, ale postanowiłam zajrzeć do jednego - bez zaskoczeń mój wybór padł na Musée cantonal d'archéologie et d'histoire, czyli Kantonalne Muzeum Archeologii i Historii. Wystawy wyglądały ciekawie, ale opisane były wyłącznie po francusku, więc skierowałam się do obsługi, czy są dostępne jakieś foldery z tłumaczeniami. Nie, tylko po francusku! W kraju, który ma cztery języki urzędowe... Obeszłam szybko muzeum, ale brak jakichkolwiek tłumaczeń wywarł na mnie słabe wrażenie.
Wyszłam z muzeum, ale akurat zaczęło padać, więc szybko rozejrzałam się za innym miejscem, gdzie mogłabym schować się przed deszczem. Schody w górę prowadziły do górującej nad miastem katedry, więc wybór był prosty ;). Potężna gotycka budowla, ukończona w 1235 roku, już od początku przypadła mi do gustu - jeszcze bardziej, gdy okazało się, że tutaj akurat przetłumaczyli sporo informacji i na język angielski.
Katedra Notre Dame w Lozannie była, oczywiście, odrestaurowywana na przestrzeni wieków, ale wciąż zachowało się tu sporo historycznego wystroju. Szczególnie rzuciła mi się w oczy XIII-wieczna rozeta (większość witraży jest nowsza, pochodzą z XIX i XX wieku), do tego oddzielone wysokimi kolumnami nawy boczne. Wysokie okna i elektryczne lampy dają wystarczająco dużo światła, by móc szczegółowo obejrzeć całą świątynię :).
Obok katedry znajduje się taras widokowy, skąd można rzucić okiem na centrum Lozanny. Jednak większą atrakcją tej okolicy jest zamek Saint-Maire z przełomu XIV i XV wieku. Była to ufortyfikowana rezydencja miejskich biskupów, aż do 1536 roku, kiedy Lozanna wpadła w ręce Berneńczyków, którzy uczynili z zamku zbrojownię. Potem urzędowały tu władze kantonalne Vaud, a obecnie zamek jest siedzibą instytucji odpowiedzialnej za szwajcarskie dziedzictwo kulturowe - wejść do środka, bądź co bądź, nie można ;).
Nadszedł czas, by odkryć także olimpijską Lozannę! ;) Baron Pierre de Coubertin założył Międzynarodowy Komitet Olimpijski jeszcze pod koniec XIX wieku w Paryżu, ale w 1915 roku podjął decyzję o przeniesieniu go nad Jezioro Genewskie, w Europie I wojny światowej Lozanna wydawała się spokojnym i pokojowym miejscem. I już od ponad stu lat Komitet ma tu swoją siedzibę, a miasto wykorzystuje ten fakt do swojej promocji. Chodnik przy wyjściu z metra oznaczony jest tu jak pasy startowe do biegów, nad jeziorem wznosi się Muzeum Olimpijskie, ponadto swoje siedziby w Lozannie ma 57 międzynarodowych federacji i organizacji sportowych, a ponad 1500 osób pracuje tu w branżach związanych ze sportem.
Zdecydowałam się odwiedzić Muzeum Olimpijskie i wyszłam stamtąd zachwycona - to jedno z najfajniejszych muzeów, jakie kiedykolwiek widziałam! Wystawy zaczynają się od historii greckich igrzysk (świetnie zrobione filmiki), po czym przechodzi się do bardziej współczesnej historii olimpiad. Krok po kroku wprowadzane zmiany - dodawane nowe dyscypliny, dołączające nowe kraje, udział kobiet, utworzenie paraolimpiady, podział igrzysk na letnie i zimowe... Wszystko jest naprawdę fajnie i szczegółowo zrobione, jest tu sporo przedmiotów i ubrań należących kiedyś do olimpijczyków, można zobaczyć, jak wyglądały dawne medale czy znicze olimpijskie. Nie trzeba się interesować sportem, by spędzić w środku sporo czasu i wyjść zachwyconym :)
Gdy wyszłam z muzeum, już nie padało, mogłam więc trochę pospacerować wzdłuż wybrzeża Jeziora Genewskiego. Trochę za parkiem olimpijskim znalazłam niewielki tajski pawilon, podarowany miastu przez króla Tajlandii w 2005 roku. Miał on upamiętnić 60-lecie wstąpienia na tron króla Ramy IX oraz 75-lecie stosunków dyplomatycznych między Szwajcarią a Tajlandią. Oficjalna inauguracja pawilonu miała miejsce w marcu 2009 roku.
Niedaleko wybrzeża Google wskazywało mi jeszcze jedno miejsce, które wydało mi się interesujące - Muzeum Rzymskie oraz pobliski Park Archeologiczny. Rzymianie założyli tutaj fort i osadę wojskową w miejscu dawnych siedlisk celtyckich - dziś można zobaczyć pozostałości budowli oraz przedmioty odnalezione podczas wykopalisk. Do muzeum weszłam i szybko z niego wyszłam, bo wszystko było tylko po francusku - turystów mówiących w innych językach mają w poważaniu ;). Co ciekawe, w parku archeologicznym wszystko było przetłumaczone na angielski i niemiecki. Nie rozumiem, jak to działa, że w parku, do którego wstęp jest darmowy, można było ogarnąć fajne tablice informacyjne w kilku językach, a nikt nie postarał się, by zrobić coś podobnego w muzeum, gdzie płaci się 8 franków za wstęp...
Dzień zakończyłam, spacerując wzdłuż wybrzeża i jeszcze trochę po centrum historycznym - wieczorem było tam spokojniej i zdecydowanie mniej tłoczno niż za dnia. Jest tu trochę fajnych miejsc, spodobała mi się katedra, zakochałam się w Muzeum Olimpijskim... Ale całościowo patrząc, Lozanna mnie nie zachwyciła - raczej tu już nie wrócę ;).
0 Komentarze