Advertisement

Main Ad

Alpy dla leniwych: Hohe Salve

Austria Alpy Hohe Salve
No to wylądowaliśmy w Tyrolu, mieliśmy cały jeden dzień bardzo ładnej pogody, to trzeba go było wykorzystać na góry. Ja sobie w Alpy jeszcze niejednokrotnie wrócę, więc tym razem mogłam się podpasować pod kątem tego, jak taki wypad miałby wyglądać. Miał to być wyjazd w góry - na tyle wysokie, by nacieszyć się widokami, a zarazem na tyle niskie, by nie była to trasa po kamieniach i śniegu. Najlepiej wjazd kolejką na górę z możliwością spokojnego zejścia pieszo ;). No i żeby było łatwo dostępne z Innsbrucka, pod którym się zatrzymaliśmy. Te właśnie warunki spełniało Hohe Salve w Alpach Kitzbühelskich, położone ok. 80 km na północny-wschód od Innsbrucka.
Zatrzymaliśmy się w Hopfgarten-Markt - tego lata były tu darmowe parkingi dla korzystających z kolejki, choć nie wiem, czy zawsze tak jest, czy tylko chcieli ściągnąć nieco więcej turystów ;). W niewielkiej informacji turystycznej dostaliśmy mapki szlaków na Hohe Salve oraz tras spacerowych w okolicy miejscowości. Za radą pana w informacji postanowiliśmy wjechać na sam szczyt (1.829 m), a potem zejść do stacji przesiadkowej (na górę wjeżdża się dwoma kolejkami) na wysokości 1.150 m, no i stamtąd już zjechać z powrotem do parkingu. Mimo wszystko kupiliśmy i tak bilet na wjazd i zjazd na samą górę, bo po prostu wychodziło taniej niż dwa odcinki oddzielnie - nawet jeśli byłyby krótsze. Wjazd na Hohe Salve kosztuje 15 €, a przejazd w dwie strony - 20 € (ceny na 2020 rok). 
Na szczycie znajduje się kaplica św. Jana Chrzciciela, zwana też potocznie Salvenkirchlein. Jest uznawana za najwyżej położony kościół pielgrzymkowy w Austrii. Świątynię zbudowano pod koniec XVI wieku, ale już w 1643 roku wymagała odbudowy po pożarze wywołanym uderzeniem pioruna. Lokalizacja (a zatem i warunki pogodowe) sprawiła, że kościół szybko niszczał i wymagał częstych renowacji - ostatnia miała miejsce w 2017 roku. Wystrój kaplicy jest prosty i nie wywiera szczególnego wrażenia, to raczej jej położenie nadaje miejscu uroku. W środku znajdziemy wczesnobarokowe figury św. Bartłomieja i św. Jana, a także XVII-wieczny obraz w ołtarzu, przedstawiający chrzest Chrystusa.
Oprócz kaplicy i stacji kolejki na szczycie znajdziemy też restaurację (Gipfelrestaurant Hohe Salve), cieszącą się niemałym powodzeniem. Jako że my ledwo co wjechaliśmy kolejką i nie było nawet okazji się zmęczyć, postój w restauracji sobie odpuściliśmy ;). Zrobiliśmy sobie tylko sesję zdjęciową na szczycie, bo widoki były naprawdę piękne - szczególnie te ośnieżone szczyty w tle, lśniące w słońcu. Pogodę faktycznie mieliśmy idealną, ok. 30 stopni nawet na górze i po całym dniu łażenia można się było ładnie opalić ;).
No ale nie wjechaliśmy po to, żeby siedzieć na szczycie - porobiwszy zdjęcia stwierdziliśmy, że czas schodzić, kawałek w końcu mieliśmy do przejścia. Droga w dół nie była wymagająca, ścieżka wyglądała też na tyle równo, że i podejście pod górę nie powinno sprawiać problemów. Nie rozumiem jednak pary, która próbowała się tędy pchać z dzieckiem w wózku - raz jedno niosło dziecko, a drugie szarpało się z wózkiem, a potem się zamienili. Nie wyglądało na to, żeby ta wędrówka sprawiała przyjemność komukolwiek z nich, no ale udowodnili, że w Alpy da się wyskoczyć z wózkiem dziecięcym, no spoko :P. 
Co wpadło mi w oko, to wszechobecne paralotnie. Sama nie odważyłabym się skorzystać z takiej atrakcji, ale obserwowanie ich śmigających wśród gór robiło wrażenie. Z drugiej strony nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, jak piękne widoki mieli z paralotni, ale wciąż - wolę stać stabilnie na ziemi ;). Dla zainteresowanych - taka przyjemność kosztuje 140 € i można ją zarezerwować chociażby tutaj
Schodząc z Hohe Salve, miniemy kilka niewielkich stawów. Teoretycznie obowiązuje w nich zakaz kąpieli, praktycznie i tak nikt tego nie pilnuje, z czego ludzie korzystają (i co zostało nam delikatnie zasugerowane przez pana w informacji turystycznej ;) ). Chętni mogą odbić nieco dalej jeszcze do Filzalmsee (1.300 m), ale my trzymaliśmy się już podstawowego szlaku, robiąc sobie postoje nad stawami po drodze. W wielu miejscach przy szlaku przygotowane są ławeczki, by można było sobie na chwilę odpocząć. A w jednym ze stawów znaleźliśmy dmuchanego flaminga - to już wyższy poziom kąpieli w górach ;).
Tytuł wpisu jest nieco przewrotny ;), jednak Hohe Salve to faktycznie szansa na wypad w Alpy dla tych, co lubią sobie trochę połazić, ale nie chcą się męczyć / nie mają kondycji. Wjechać na górę można za rozsądną cenę, a potem spokojnie zejść na dół - wśród pięknych widoków, ale i bez zbytniego wysiłku ;). A mi się marzą też trochę wyższe Alpy, może jak zacznę teraz pracować nad kondycją, to do przyszłych wakacji się uda...? ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze