Kiedy skończyła mi się kwarantanna po powrocie z Polski, miałam ogromną potrzebę wyjścia z domu. W Wiedniu było jednak zimno, mokro i bezśnieżnie, więc planowałam wyskoczyć za miasto - skoro mam już marznąć, to chcę się choć trochę nacieszyć śniegiem. I wtedy koleżanka zaproponowała krótki wypad w okolice Stuhlecku - jedno z najbliższych Wiednia miejsc dla szukających zimy. W końcu sama dwa lata temu podjechałam do Spital am Semmering, by pospacerować w śnieżnych zaspach. Teraz też zatrzymaliśmy się w tej miejscowości, maszerowaliśmy jednak w nieco innym kierunku :). Było ładnie i biało, ale na szczęście mniej śniegu, niż to co pamiętałam z mojej ostatniej wizyty tutaj - wtedy Spital am Semmering zasypało tak, że musiałam chodzić ulicą, bo nic innego nie było odśnieżone...
Ta okolica to baaardzo wschodnia część Alp Centralnych, całe pasmo po niemiecku nazywa się Randgebirge östlich der Mur, a liczący sobie 1.782 m n.p.m. Stuhleck jest jego najwyższym szczytem. Oczywiście wejścia na górę zimą nie mieliśmy w planach, nie byliśmy zresztą na to przygotowani. Chcieliśmy podejść do góry na tyle, by zobaczyć cały Spital am Semmering, ale generalnie chodziło nam o spokojny spacer po leśnych ścieżkach, wśród ośnieżonych drzew.
W okolicy ludzi było sporo - to miejsce, gdzie Wiedeńczycy szukają zimy, a Stuhleck jest świetnie przygotowany dla wiedeńskich narciarzy. Na parkingach stało mnóstwo samochodów, a w radiu słyszeliśmy komunikaty, by Wiedeńczycy unikali tych okolic, bo jest już za duży tłum. Cóż, mimo pełnego lockdownu Austria zezwoliła na otwarcie stoków (choć, wiadomo, w reżimie sanitarnym). Restauracje i hotele są wciąż pozamykane i najpewniej tak pozostanie co najmniej do marca, ale jednodniowe wypady da się zorganizować - dlatego też taką popularnością cieszą te ośrodki narciarskie położone najbliżej miast.
Podeszliśmy kawałek do góry wzdłuż kolejki, porobiliśmy sobie zdjęcia ze Spital am Semmering w tle, wznieśliśmy toast prosecco na Nowy Rok (ja Sylwestra spędziłam sama na kwarantannie, więc cóż, miałam zaległe świętowanie ;) ), po czym odbiliśmy w las. Minęło już trochę czasu od ostatnich opadów śniegu, więc ścieżki były dobrze wydeptane i szło się bez problemu. Co jakiś czas minął nas ktoś na nartach, ale generalnie ludzi było tu niewiele - wszyscy skierowali się na stok :)
Nasza trasa liczyła sobie ok. 9 kilometrów, włącznie z dojściem z / na parking położony na obrzeżach Spital am Semmering. Przyjechaliśmy dość późno i mieliśmy ochotę na spokojny spacer, a po tych kilku kilometrach zaczęliśmy już marznąć. Jednak w okolicy jest mnóstwo ścieżek, umożliwiających dłuższe i krótsze spacery. Droga jest prosta i niewymagająca (choć wszystko zależy od tego, ile śniegu nasypie... ;) ), moje miejskie buty zimowe bez problemu się nadały. Mijaliśmy (ale to już bliżej parkingu i samego miasteczka) też parę miejsc bardzo popularnych wśród dzieci na sankach - pod Stuhleck można przyjechać nie tylko na narty i spacer :).
Jako osoba niezmotoryzowana lubię miejsca, do których da się łatwo dojechać transportem publicznym, a Spital am Semmering jest właśnie jednym z nich. Choć tym razem miałam akurat podwózkę samochodową, to wiem, że do samego Semmeringu kursują regularne pociągi z Wiednia, a potem można się przesiąść w kolej lokalną - dworzec w Spital am Semmering oddalony jest o ok. 10 minut spaceru od kolejki zabierającej narciarzy na górę. Na samej górze śniegu pewnie jest jeszcze więcej, ale przecież i na tę zimę na dole nie mogłam narzekać... ;)
0 Komentarze