Advertisement

Main Ad

Spacery po świątecznym Wrocławiu

Niezmiennie od lat uwielbiam Wrocław, a do tego jestem taką szczęściarą, że mam tam rodzinę, przyjaciół i znajomych, więc zawsze jest okazja, by tam wpaść ;). Trzeba jednak przyznać, że odkąd zamieniłam Sztokholm na Wiedeń, Wrocław był mi niezbyt po drodze. Ze Sztokholmu miałam bezpośrednie tanie loty, z Wiednia są niby busy i pociągi, ale ło panie, jak to dłuuuugo jedzie - a niby tak blisko ;). I tak ze zdziwieniem odkryłam, że teraz w grudniu przyjechałam do Wrocławia po raz pierwszy po czterech latach przerwy. I przyjechałam do miasta, w którym prawie wszystko było pozamykane (poza wszechobecnymi Żabkami ;) ), jarmark świąteczny odwołano, a na dwór nie wypadało wyjść bez maseczki... Głupie czasy, cóż poradzić. 
W takich warunkach najłatwiej było się po prostu wybierać na spacery - fakt, że w maseczce nie jest to najprzyjemniejsza opcja, ale nie po to przyjechałam do Polski, by się gdzieś zamknąć i nikogo ani niczego nie zobaczyć ;). Ponadto byłam ciekawa wrocławskich dekoracji świątecznych, choć zewsząd słyszałam, że w tym roku to nic specjalnego. Ale chyba nikomu to nie przeszkadzało, bo w samo Boże Narodzenie, kiedy się tylko ściemniło i zapalono światełka, do centrum Wrocławia wyszły tłumy... :)
Mignęło mi parę otwartych miejsc, gdzie sprzedawano ciepłe napoje na wynos i ustawiały się tam niemałe kolejki. Jednak prawie wszędzie mijało się po prostu pozamykane knajpki, restauracje i sklepy - kojarzyłam te, które lubię, widziałam sporo nieznanych... Będzie trzeba wrócić w normalniejszych czasach i testować nowe miejsca ;). Udekorowano na tyle duży obszar w centrum Wrocławia, że choć spacerujących było sporo, bez problemu dało się trzymać dystans od innych.
Tradycyjnie, miałam też pecha do pogody. Śniegu się nie spodziewałam, nie od dziś wiadomo, że śnieg w grudniu to rzadkość. Ale kiedy przyjeżdżałam do Wrocławia, było coś ok. 10 stopni. Jednak na same święta się ochłodziło i kiedy wyszłam na spacer, termometr pokazywał ze 2 stopnie. Do tego wiatr, zacinający czasem deszcz ze śniegiem (choć na szczęście zaczęło mocniej padać, gdy spacer dobiegał końca) i już odczuwalna temperatura była na minusie. Weź, człowieku, rozmawiaj i rób zdjęcia w takich warunkach... ;)
Mój telefon podliczył, że tego dnia przespacerowałam ok. 12 km, więc powiedzmy, że obiad świąteczny spaliłam i zrobiłam miejsce na kolację ;). Nie pamiętam zbyt szczegółowo, ile było dekoracji bożonarodzeniowych we Wrocławiu tych kilka lat temu - wtedy zapadł mi w pamięć głównie kolorowy jarmark. Nie powiedziałabym jednak, że w mieście prawie nic nie ma. Kolorowe choinki pod Ratuszem i na Nowym Targu, napis ♡ Wrocław pod NFM i mnóstwo świateł nad ulicami - dla mnie całość robiła naprawdę fajne wrażenie.
No i bardzo wpadł mi w oko Most Tumski. Dotąd kojarzyłam go dzięki setkom wiszącym kłódek, ale wygląda na to, że po remoncie mostu wieszania kłódek zakazano. Z dekoracji jednak nie zrezygnowano - na szczęście ;) - i teraz Most Tumski mieni się tysiącami kolorowych lampek tworzących serduszkowe wzory. Efekt jest naprawdę fajny, co potwierdzała ilość ludzi na moście - nie dało się tu zrobić spokojnego zdjęcia... :)
Tradycyjnie trzeba było jeszcze zajrzeć do katedry, pięknie udekorowanej choinkami i szopką bożonarodzeniową. Do ustawionej z boku szopki zrobiła się niewielka kolejka, ale w samym kościele nie było zbyt wiele ludzi. Będąc już w tym temacie, chciałam też oczywiście zobaczyć słynną ruchomą szopkę w kościele NMP na Piasku, ale odbiłam się od krat przy wejściu do świątyni i wielkiej kartki, że przez pandemię ruchoma szopka zamknięta do odwołania... :( Widziałam ją chyba z raz czy dwa tylko, a było to już ładnych parę lat temu, więc mam nadzieję, że kiedyś uda mi się tam znowu zajrzeć.

Przy katedrze dobiegł końca spacer, byłam już porządnie zmarznięta i przestawałam czuć palce, więc nawet nie zawsze robiło się zdjęcie, kiedy chciałam ;). Ale następnego ranka znów zawitałam do centrum Wrocławia. Tym razem przyjaciel stwierdził, że możemy sobie podjechać gdzieś na spacer, połazić, aż zmarzniemy, potem znów gdzieś podjechać, rozgrzewając się w samochodzie... Pomysł był dobry, bo choć było cieplej niż poprzedniego dnia, to jednak wciąż szybko marzłam. A w drugi dzień świąt z samego rana na ulicach były pustki, ruch zerowy, więc i wjazd samochodem do centrum nie był problemem.
Bez słońca i włączonych dekoracji świątecznych wszystko wyglądało nieco szaro, ale nieszczególnie mi to przeszkadzało. Ja po prostu mam do Wrocławia ogromny sentyment, zawsze uwielbiam tu wracać. A do tego bywam w mieście wystarczająco rzadko, by za każdym razem coś nowego odkryć - tak na przykład podczas poprzedniej wizyty zawitałam po raz pierwszy do Afrykarium, zobaczyłam Panoramę Racławicką i kolorowe podwórko. I na kolejną wizytę też mam trochę planów, ale no... najpierw świat musi wrócić do względnej normy, by był sens cokolwiek planować ;).
A na koniec przyjaciel zabrał mnie pod Wrocław (bo musisz mieć ładne zdjęcia na bloga ;) ), by zobaczyć znów coś nowego, nie tylko znane mi już centrum Wrocławia. I tak pospacerowaliśmy jeszcze przez chwilę po terenach pałacu Kornów w Pawłowicach, wybudowanego pod koniec XIX wieku. Dziś dawna siedziba rodowa Henryka Korna należy do wrocławskiego Uniwersytetu Przyrodniczego - są tu centra szkoleniowe i konferencyjne, hotel, restauracja. Pewnie w normalnych czasach dałoby się i zajrzeć do środka, ale połączenie pandemii i Bożego Narodzenia to chyba nie jest najlepszy moment na zwiedzanie czegokolwiek... ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze