Przekroczyliśmy granicę Styrii i Górnej Austrii, zatrzymując się na parkingu w okolicy Rosenau am Hengstpaß. To sam południowy kraniec Kalkalpen - w języku polskim funkcjonującego jako Park Narodowy Alp Wapiennych. Jako że (wyjątkowo ;) ) niemiecka nazwa jest jednak krótsza i łatwiejsza w użyciu od polskiej, pozwolę sobie w tym wpisie trzymać się tego niemieckiego nazewnictwa. Zatem spacer w Kalkalpen zaplanowaliśmy sobie w weekend, w który przypadał pierwszy dzień wiosny. Wydaje się jednak, że do miejscowej pogody nie dotarło jeszcze, że powinna się zmienić, więc Alpy Wapienne przywitały nas grubą warstwą białego puchu, który od czasu do czasu prószył jeszcze z nieba - jakby tego na ziemi było za mało.
Park narodowy utworzono tutaj w 1997 roku i obecnie - po kilku rozszerzeniach jego terytorium - liczy sobie 20,9 ha. Najwyższym szczytem Północnych Alp Wapiennych, znajdującym się na terenie parku jest Hohe Nock (1963 m n.p.m.). Ponad 80% parku narodowego pokrywa las, nic więc dziwnego, że i większość naszego szlaku biegła wśród drzew. Drzew, które też nie zawsze współpracowały, bo czasem śnieg i wiatr powaliły część z nich i musieliśmy je obchodzić... albo przedzierać się przez gałęzie, co też sprawiało sporo radości ;). Niestety, miałam tu problemy z ostrością w aparacie (czas rozejrzeć się za nowym sprzętem...), ale myślę, że nawet takie nieco niewyraźne zdjęcie świetnie pokazuje, jaką frajdę sprawiało przechodzenie tamtędy.
Szliśmy trasą nazwaną na znakach Von Alm zu Alm. Internet próbuje mi tłumaczyć Almy jako szałasy, bacówki, ale to nie o to chodzi w tym szlaku, choć faktycznie nazewnictwo wzięło się od pasterskich chatek. Dziś to raczej te mini-schroniska na szlaku, które - naturalnie - są obecnie zamknięte na cztery spusty. Szlak Große Almenrunde ma 4 km długości, 195 m przewyższenia i szacuje się go na 2 godziny marszu. Zapewne bez śniegu... ;)
Od początku wiedzieliśmy, że przy świeżym śniegu i na mrozie to będzie raczej spacer bez większych przewyższeń. W planach był nawet piknik, choć stoły były jakieś takie nieprzygotowane... ;) Po przejściu początkowego, zawalonego drzewami odcinka dalsza trasa była dość wygodna - w wielu miejscach szlak wyrobili już narciarze, więc nie trzeba się było przedzierać. Chmury się też zaczęły unosić, więc widzieliśmy też i wyższe góry na horyzoncie. Choć przewodnik twierdził, że za nimi są jeszcze wyższe szczyty, no ale tutaj już widoczność zawodziła ;).
Co ciekawe, PN Kalkalpen znajduje się nawet na przyrodniczej liście UNESCO. Oczywiście nie oddzielnie, ale jako część międzynarodowych obszarów, wpisanych na listę jako Pierwotne lasy bukowe Karpat i innych regionów Europy. Poza Austrią tworzą je lasy w Albanii, Belgii, Bułgarii, Chorwacji, Hiszpanii, Niemczech, Rumunii, Słowacji, Słowenii, Ukrainie i Włoszech. Na terenie Kalkalpen znajduje się jeden z najstarszych (a według niektórych źródeł i najstarszy) buk w Europie, pochodzący z lat siedemdziesiątych XV wieku.
W Kalkalpen są też liczne jaskinie, choć - naturalnie - nasz zimowy spacer o takie miejsca nie zahaczył. Zresztą wiele z nich, w tym i jaskinie lodowe, są dostępne tylko dla doświadczonych grotołazów, więc tutaj to się już zdecydowanie nie łapię ;). Największa to położona na wysokości 1270 m n.p.m. Klarahöhle - odkryto ją w 1999 roku i przez kolejne dwa lata nie informowano o tym, by grotołazi nie zniszczyli wnętrza (a ma ono ponad 31 km długości!). Nawet dziś do jaskini mogą wejść tylko badacze - podobno jej dokładne położenie jest trzymane w tajemnicy, by nie trafiły tam niepowołane osoby. Widziałam zdjęcia ze środka i były boskie, więc może kiedyś choć niewielki odcinek trasy zostanie udostępniony i dla odwiedzających...
Aaale, przeskakując znowu do naszego spaceru, a nie tylko informacje praktyczne o częściach parku, które i tak były niedostępne... ;) Nie przeszliśmy całej trasy Von Alm zu Alm, bo przecież miał być tylko spokojny spacer. Według telefonu zrobiliśmy ok. 8 kilometrów w mniej więcej 3,5 godziny - wliczając w to piknik, czyli przerwę na lunch i późniejszą krótką rozgrzewkę w samochodach, żeby znów poczuć dłonie ;).
Na sam koniec podjechaliśmy jeszcze kawałek dalej i poszliśmy na krótki leśny spacer inną dróżką. Daleko dojść się nie dało, bo droga była dalej zamknięta w zimie, ze względu na dokarmianie zwierząt, a psie towarzystwo byłoby dla nich pewnie jeszcze dodatkowo stresujące. Mimo wszystko, było to idealne pożegnanie zimy akurat w pierwszy dzień wiosny (przewodnik twierdził, że jest to alpejska wiosna i nawet są kwiatki, tylko trzeba się do nich dokopać... ;) ). Widoki były przepiękne, ale mam nadzieję, że już więcej śniegu w tym sezonie nie zobaczę... :)
0 Komentarze