Advertisement

Main Ad

Mayerling - miejsce austriackiej tragedii

Mayerling pałac myśliwski
Mayerling to niewielka wioska położona niespełna 15 km na północny-zachód od Baden i - co dla mnie najważniejsze - dość dobrze skomunikowana z Wiedniem transportem publicznym. Znajdujący się tutaj pałacyk myśliwski odegrał szczególną rolę w XIX-wiecznej historii Austrii - był miejscem tragedii, którą początkowo starano się zatuszować, a która dziś przyciąga licznych turystów. No może nie dziś w czasach korony, ale wiecie, co mam na myśli... ;) Mnie interesował zarówno sam pałacyk ze swoją kaplicą, jak i wystawa tematyczna - w Mayerlingu wszystko kręci się wokół arcyksięcia Rudolfa, jego kochanki Marii Vetsery oraz ich głośnego samobójstwa...
Arcyksiążę Rudolf Habsburg-Lotaryński był jedynym synem Franciszka Józefa i Sisi, a - co za tym idzie - następcą tronu austriackiego. Pokładano w nim wielkie nadzieje, ale też wychowywano go bardzo surowo, co zapewne miało wpływ na jego problemy na tle nerwowym. Nieszczęśliwy w małżeństwie, niebędący w najlepszych stosunkach z ojcem i innymi ludźmi u władzy, pił i miał różne kochanki. Jedną z nich była właśnie Maria von Vetsera, którą poznał w 1888 roku - ona miała wtedy siedemnaście lat, on trzydzieści. Podobno imponowała arcyksięciu swoją gwałtowną miłością i gotowością, by dla niego umrzeć. 29 stycznia 1889 roku Maria pojechała do należącego do Rudolfa pałacyku myśliwskiego w Mayerlingu, następca tronu dołączył do niej kilka godzin później. Według relacji świadków, przez całą noc prowadzili burzliwe dyskusje, a nad ranem Rudolf nie chciał, by im przeszkadzano. Po wyważeniu zamkniętych drzwi, rankiem 30 stycznia odnaleziono ich martwych. Na podstawie wspomnień służących Rudolfa, będących tego dnia w Mayerlingu, listów kochanków oraz przeprowadzonego po tragedii śledztwa starano się odtworzyć bieg wydarzeń dzień po dniu - od przygotowań po pogrzeby. Wszystko to znajdziemy w muzeum w Mayerlingu.
Wejście do muzeum znajduje się w jasnym pawilonie, w którym zrobiono wystawę poświęconą głównie arcyksięciu Rudolfowi. Dowiemy się, że był wyczekanym, jedynym synem i następcą tronu, jak wyglądało jego wychowanie, czym się zajmował jako dorosły człowiek, przeczytamy o jego nieudanym małżeństwie ze Stefanią Koburg... Wszystko wzbogacone licznymi rysunkami i obrazami. Co osobiście uwielbiam - każdy najmniejszy element wystawy był przetłumaczony na język angielski, nie spodziewałam się tego w mniejszym muzeum na uboczu, ale czekało mnie pozytywne zaskoczenie. Za dodatkową opłatą można wypożyczyć audioguide'a (po angielsku, niemiecku, hiszpańsku, francusku i włosku), ale przy tak szczegółowych opisach wystawy nie odczułam takiej potrzeby. 
Następnie jest czas na zapoznanie się z postacią Marii Vetsery. Znacznie mniejsza wystawa znajduje się w pawilonie herbacianym - pięknie udekorowanym przez malarza polskiego pochodzenia, Josefa Mikulsky'ego. To, co można obejrzeć dzisiaj, to renowacje sprzed kilku lat - oryginalnie barokowy pawilon ucierpiał podczas pożaru w 1967 roku, a i przez kolejne lata nieszczególnie o niego dbano. Pomieszczenie jest nieduże, a pośrodku umiejscowiono ogromny wachlarz, na którym opisano całe życie kochanki Rudolfa. Ta część wystawy jest po niemiecku, bo niewiele więcej zmieściłoby się na wachlarzu - kompletne tłumaczenie znajdziemy jednak na kartkach przy wejściu do pawilonu.
Niecierpliwie kieruję się jednak do głównego pałacyku - wejście przypomina raczej kościół a nie pałac. Figury świętych, witraże w oknach, religijne zdobienia na drzwiach... W 1889 roku cesarz Franciszek Józef postanowił zmienić miejsce tragedii w kaplicę. Dokładnie tam, gdzie stało łóżko, w którym znaleziono ciała Rudolfa i Marii, dziś znajduje się ołtarz. Przed nim pozostawiono cesarski klęcznik, a obok stoi zamówiona przez cesarzową Elżbietę rzeźba Maryi ze sztyletem wbitym w serce. Nie da się tu nie zauważyć nieszczęsnego powiązania - w dziewięć lat później Sisi została śmiertelnie ugodzona prosto w pierś... Wtedy jednak nikt nie mógł tego przewidzieć. Religijna część pałacyku jest dość prosta, ale zarazem piękna. Widać, że para cesarska nie szczędziła pieniędzy (kaplicę ufundowano z prywatnych środków cesarza), by upamiętnić swego syna.
Na prawo od głównego ołtarza jest wejście na główny teren wystawy. Wiemy już wszystko o Rudolfie i Marii von Vetsera, czas teraz zrozumieć (a przynajmniej spróbować zrozumieć) ich samobójstwo. Przeczytamy tu fragmenty listów pożegnalnych Marii do członków rodziny, zeznania służących, zobaczymy szkice z pałacu ze stycznia 1889 roku (jako że nie ma żadnych zdjęć z miejsca tragedii, gazety zatrudniały rysowników, by oddali jak najwierniej znane szczegóły). A te na początku wcale nie były dobrze znane. Po odkryciu zwłok natychmiast wysłano człowieka do Wiednia, by poinformował parę cesarską, ale pierwotna informacja brzmiała, że to Maria otruła Rudolfa. Wiadomość, że arcyksiążę sam odebrał sobie życie, była dla pary cesarskiej druzgocąca. Sisi już do końca życia, nie licząc wyjątkowych uroczystości, nosiła strój żałobny.
Choć kochankowie chcieli zostać pochowani razem, było oczywiste, że to pragnienie nie zostanie spełnione. Jej ciało zabrała rodzina i pochowano je 1 lutego w prostej, drewnianej trumnie na pobliskim cmentarzu w Heuligenkreuz, w specjalnej części dla samobójców. Maria Vetsera nie spoczywała jednak w pokoju - łącznie chowano ją cztery razy! Wkrótce po szybkim pogrzebie przygotowano dla niej bardziej pasujący do jej pozycji (była baronówną) grób z miedzianą trumną - dziś trumnę tę można oglądać w muzeum w Mayerlingu. Zniszczoną, bo w kwietniu 1945 roku grób zdewastowali sowieccy żołnierze. Trumnę oddano do muzeum a Marię Vetserę pochowano ponownie w 1959 roku i zwłoki spoczywały spokojnie... do początku lat dziewięćdziesiątych. W 1991 roku Helmut Flatzelsteiner, zafascynowany tragedią w Mayerlingu, ukradł kości, by poddać je naukowej, niezależnej analizie... Ostatni - miejmy nadzieję, że naprawdę - pogrzeb odbył się w październiku 1993 roku, a grób należycie zabezpieczono, by uniknąć dalszych dewastacji.
W przypadku Rudolfa było, naturalnie, całkowicie inaczej. Jego ciało z należytymi honorami przywieziono do Wiednia. Problemy nerwowe były dostatecznym usprawiedliwieniem, by nie traktować go jako samobójcy, ale zapewnić chrześcijański pochówek, godny następcy tronu. Z tym, że na wyraźne życzenie Franciszka Józefa na pogrzeb nie zaproszono zagranicznych gości. Ciało z odpowiednio zabezpieczoną głową (by nie było widać śladu po kuli) wystawiono na kilka dni, by można było składać oficjalne kondolencje. Rudolfa złożono w kryptach kościoła kapucynów w Wiedniu, jego trumna znajduje się w tym samym pomieszczeniu co trumny Franciszka Józefa i Elżbiety. Krypty zwiedzałam jeszcze przed wybuchem pandemii - zapraszam do wpisu.
Wystrój pałacyku, poza częścią kościelną, nie robi wrażenia - wnętrze wyremontowano i to po prostu zwykłe muzeum. A raczej zwykłe-niezwykłe, biorąc pod uwagę jego tematykę ;). Wystawy nie są duże, choć mocno szczegółowe - jednak dotyczą tylko jednego wydarzenia, o którym przecież też nie wszystko wiadomo. Liczba materiałów musi więc być ograniczona. Naturalnie, krążyło też mnóstwo teorii spiskowych - przede wszystkim, że Rudolf nie popełnił samobójstwa, ale że go zamordowano. Muzeum w Mayerlingu skupia się jednak tylko na faktach, o teoriach spiskowych tu nie poczytamy. Gdyby istniały faktycznie wiarygodne poszlaki do zabójstwa, dwór cesarski skupiłby się na przekazywaniu tego rodzaju informacji - samobójstwo następcy tronu było przecież ogromnym ciosem wizerunkowym. 
Jak już wspomniałam na początku, do Mayerlingu kursują autobusy z Baden. Niestety, autobus jeździ co dwie godziny, a kiedy skończyłam zwiedzać pałacyk - ostatni odjechał zaledwie parę minut wcześniej. Miałam do wyboru prawie dwie godziny czekania (a było zimno, w okolicy nic do roboty, bo przecież wszystko pozamykane) lub spacer do innego przystanku. Wybrałam to drugie - pieszo przeszłam do Helenental, idąc szlakiem arcyksięcia Rudolfa, wzdłuż rzeki Schwechat. Co jakiś czas na trasie ustawiono tablice (tylko po niemiecku) z różnymi informacjami o następcy tronu. Ścieżka biegła czasem w górę, czasem w dół, długi odcinek przez wciąż zaśnieżony las. Idealny spacer po ciekawym zwiedzaniu... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze