Ta barokowa perełka już od dawna była na mojej liście miejsc do odwiedzenia w Austrii, więc w końcu trzeba było wykorzystać wolną sobotę i wybrać się do Eisenstadt, położonego ok. 50 km na południe od Wiednia. Jakoś umknęło nawet mojej uwadze, że wstęp do pałacu jest darmowy z Kartą Dolnej Austrii (zwłaszcza, że Eisenstadt leży w Burgenlandzie, a nie w Dolnej Austrii) - była to miła niespodzianka, nie musieć płacić 15 € za wstęp. Jeszcze fajniejszym zaskoczeniem był fakt, że w środku można było robić zdjęcia (tylko bez flasha!), a w austriackich pałacykach i zamkach zazwyczaj turystę wita ogromny znak zakaz fotografowania. Zatem kiedy zobaczyłam piękną fasadę pałacu, dostałam darmowy bilet i usłyszałam, że mogę robić zdjęcia, już wiedziałam, że będzie dobrze ;).
Ten uważany za jeden z piękniejszych barokowych pałaców w Austrii powstał w XIII wieku i, naturalnie, oryginalnie z barokiem nie miał nic wspólnego ;). W ręce rodziny Esterházy trafił w 1649 roku i za sprawą księcia Paula I Esterházy podjęto się trwającej prawie dziesięć lat przebudowy i rozbudowy. To z końca XVII wieku pochodzi widoczna do dziś fasada pałacu - zmieniły się jedynie barwy (na żółto pałac pomalowano dopiero w XIX wieku). Jeśli chodzi jednak o wystrój wnętrz, to poszczególni członkowie rodu często zmieniali go wedle własnego gustu - na początku XIX wieku zdecydowano się na neoklasycyzm, a spora część obecnego wystroju pochodzi zaledwie z końca XIX wieku.
Muzeum w pałacu Esterházy jest dość spore - większe, niż się tego spodziewałam. Stała wystawa prezentuje wiele drogocennych przedmiotów należących do rodziny. Inna, która chyba najbardziej przypadła mi do gustu, opowiada o Melindzie Esterházy, żonie Paula V, ostatniego księcia z rodziny. Melinda była urodzoną w 1920 roku tancerką, która wpadła w oko sporo od niej starszemu arystokracie. Przeżyli ze sobą wiele dobrych i złych chwil - II wojna światowa, a następnie przejęcie władzy przez komunistów na Węgrzech to nie był najlepszy czas dla arystokracji. Rodzina Esterházy straciła cały swój majątek na Węgrzech, na szczęście posiadłości w Austrii wciąż należały do nich. Jako że para nie miała dzieci, Melinda zadbała o to, by po jej śmierci (zmarła w 2014 roku właśnie w Eisenstadt) majątkiem zajęły się utworzone przez nią fundacje. Przyznam, że wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu tej kobiety, choć przecież nazwisko Esterházy wielokrotnie obiło mi się o uszy.
Pałac można zwiedzać z audioprzewodnikiem, jednak tylko w języku niemieckim, co mnie nie kusiło (zresztą, i tak wolę czytać niż słuchać ;) ). Na szczęście większość wystaw została przetłumaczona zarówno na angielski, jak i węgierski - przy wejściu do każdej sali znajduje się pudełko z kartkami z tłumaczeniem. Nie jest ich wiele, ale turystów było jeszcze mniej - w marcową sobotę w muzeum były pustki. Choć podobno Eisenstadt nie jest najbardziej turystycznym miejscem w Austrii tak czy inaczej, i nawet w normalnych czasach nie ma co się spodziewać tam tłumów ;).
Po bardzo fajnej wystawie dotyczącej pałacu i ostatniej pary Esterházy przyszła kolej na te mniej ciekawe wystawy ;). Na samej górze była niewielka sala ze sztuką bardziej współczesną - Ghosting love (Miłość widmo?), gdzie weszłam i wyszłam, to kompletnie nie mój styl. Ciekawiej zrobiona, choć niestety w większości tylko po niemiecku i węgiersku, jest spora wystawa poświęcona Haydnowi. Joseph Haydn, jeden z najbardziej znanych austriackich kompozytorów, przez prawie trzydzieści lat był nadwornym kompozytorem rodu Esterházy. Wystawa opowiada o życiu Haydna (naturalnie głównie za czasów współpracy z właścicielami pałacu) oraz o jego twórczości, można tu też posłuchać trochę jego utworów. Mi jednak przeszkadzały tutaj... tapety. Kolorowe, zdobione w dziwne wzory - można tu było dostać oczopląsu.
Zatem na drugim piętrze była dziwna wystawa ze sztuką współczesną, na pierwszym - główne wnętrza pałacowe (w tym widoczna na jednym z pierwszych zdjęć piękna, barokowa sala Haydna), na parterze można było się dowiedzieć czegoś o kompozytorze... Czas teraz zejść pod ziemię, by zobaczyć, co skrywają piwnice pałacu Esterházy w Eisenstadt ;).
Ta udostępniona zwiedzającym część piwnic liczy sobie ponad trzysta lat i została nazwana największym muzeum wina w Austrii. Czyż to nie oczywista oczywistość, że musiałam odwiedzić to miejsce? ;) Jak informuje strona internetowa muzeum: ta imponująca wystawa zawiera ponad 700 fascynujących przedmiotów i daje pogląd na historię oraz bogatą tradycję uprawy winorośli w Burgenlandzie. Przyznam szczerze, że miałam w stosunku do tej części dużo większe oczekiwania. Okay, piwnice są dość spore i znajdziemy tu różne stare sprzęty do produkcji wina, butelki, beczki... Ale większość bez opisów (jedna większa tablica znajduje się w dalszej części wystawy), część była nawet słabo oświetlona, no generalnie przeszło się przez te piwnice bez zatrzymywania się i szczególnego zwracania uwagi na cokolwiek.
Za pałacem rozciąga się jeszcze nieduży park, do którego też warto zajrzeć na spacer, zwłaszcza jak wpadniemy zwiedzać Eisenstadt przy ładnej pogodzie. Ogrody zaprojektowano w stylu barokowym w XVIII wieku, ale w kolejnym stuleciu zmieniono je na ogród angielski. Gdzieś na ich terenie znajduje się podobno też XIX-wieczna oranżeria, ale jakoś nie trafiłam na nią podczas spaceru (inna bajka, że jej nie szukałam...). Dotarłam za to do niewielkiej świątyni Leopoldiny (Leopoldinentempel), górującej nad przypałacowym stawem i zbudowanej w latach 1818-19 - jej nazwa odnosi się do księżniczki Márii Leopoldiny Esterházy.
Myślę, że pałac Esterházy wraz z niewielkim centrum Eisenstadt to fajny pomysł na krótką jednodniówkę z Wiednia (na miejscu nie ma co robić więcej niż trzy-cztery godziny). Jeśli chodzi o sam pałac, bilet normalny kosztuje 15 €, ulgowy 13 € - dodatkowe 3 € trzeba zapłacić za zwiedzanie z przewodnikiem (w lepszych czasach ;) ). Wszystkie aktualne informacje nt. zwiedzania pałacu (po angielsku) znajdziecie tutaj. Ze swojej strony polecam, choć nie wszystkie wystawy są jednakowo ciekawe ;).
0 Komentarze