Donau-Auen, czyli po polsku Park Narodowy Łęgów Naddunajskich, jest chyba najbliżej Wiednia położonym parkiem narodowym Austrii. Ze wschodniej dzielnicy miasta, Donaustadt, do parku mamy zaledwie ok. 20 km. Już od jakiegoś czasu myślałam, by podjechać tutaj w ostatni weekend marca - termin wybrany nieprzypadkowo, bo dopiero z końcem marca zaczynał się sezon turystyczny i otwierano centrum informacyjne, podobno warte wizyty. Podobno, bo w końcu na wizytę w centrum i tak się nie zdecydowałam, ale wczesnowiosenny spacer po parku został zaliczony! :)
Punktem startowym na wypad do parku jest miasteczko Orth an der Donau, liczące sobie ok. 2000 mieszkańców. Niewiele jest tu do zobaczenia, ale główną atrakcję stanowi zdecydowanie średniowieczny zamek. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą już z 1201 roku, choć ze względu na liczne wojny przewijające się przez te tereny wielokrotnie go niszczono i odbudowywano / przebudowywano. Dziś w zamku mieści się wspomniane już centrum informacyjne schlossORTH Nationalpark-Zentrum, ale nawet bez zwiedzania go (wstęp jest biletowany) można zajrzeć do środka i wziąć różne mapki i foldery informacyjne. Większa mapa z zaznaczonymi szlakami znajduje się też przed wejściem do zamku.
Park Narodowy Łęgów Naddunajskich obejmuje obszar 9.600 ha, a większość tego terenu zajmują lasy łęgowe (zarówno liściaste, jak i iglaste). Gdy podejdziemy bliżej samej rzeki (woda zajmuje ok. 20% całego terenu parku), natrafimy tu nie tylko na sam główny bieg Dunaju, ale też starorzecza, odnogi boczne, bagna, jeziorka, ostre brzegi, jak i te, co najpierw przechodzą w muł... Donau-Auen zachwyciło mnie już od pierwszego spojrzenia na mapę, bo mocno uregulowany w Wiedniu Dunaj tam zdaje się żyć własnym życiem i płynąć, jak mu się tylko podoba... ;)
Starania o utworzenie tu strefy chronionej podjęto już kilkadziesiąt lat temu. Najpierw, jeszcze w 1978 roku uznano Dolne Lobau jako rezerwat biosfery UNESCO. Tereny chronione powiększały się z czasem, aż w końcu w 1996 roku utworzono Park Narodowy Donau-Auen. I podobno wciąż dąży się do tego, by obszar parku narodowego się rozrastał, obejmując ochroną większą część naddunajskiej przyrody.
W parku znajdziemy wiele tras spacerowych, ich lista (po angielsku) dostępna jest tutaj. Jak już wspomniałam, my wyruszyliśmy z Orth an der Donau. Stamtąd biegnie liczący sobie 5 km żółty szlak do Kleine Binn, a potem robiący kółko i wracający do punktu wyjścia. My chcieliśmy choć dojść do tego Dunaju, skoro już byliśmy w PN Łęgów Naddunajskich, więc trzymaliśmy się czerwonego szlaku, który przez jakiś czas biegł równolegle do żółtego, a potem, w drodze powrotnej, odbiliśmy też w bok, by żółtym szlakiem zrobić to kółko i podejść do zamku z innej strony. Mapkę z trasami szlaków z Orth an der Donau znajdziecie tutaj - są to krótkie, niewymagające trasy, akurat na lekki spacer :)
Samo wybrzeże Dunaju jest w tym miejscu dostosowane do turystów. Znajdziemy tu przystań łódek i promów (wg mapy da się tu przepłynąć na drugi brzeg), parking dla tych, co woleliby jednak podjechać samochodem, plac zabaw czy restaurację (w dobie koronki, niestety, zamkniętą). Do tego trochę ławek ustawionych wzdłuż naddunajskiej ścieżki, gdzie można było usiąść, wyciągnąć coś do jedzenia (podzielić się z psem) i nacieszyć wiosennym słońcem... :)
Podczas naszej wizyty z parku, wiosna dopiero budziła się do życia. Na ledwo zieleniącej się trawie bywało biało od przebiśniegów, a drzewa wciąż jeszcze straszyły bezlistnymi gałęziami. Gdzieniegdzie pojawiały się też i pierwsze inne kwiaty - zakładam, że teraz jest tam już dużo bardziej kolorowo, parę ciepłych dni zrobiło przecież swoje :). Polecam Orth an der Donau i park Donau-Auen na krótkie wypady z Wiednia, by złapać oddech od miasta. Ja pewnie tam jeszcze wrócę, gdy się zrobi bardziej zielono i naprawdę ciepło... ;)
0 Komentarze