- A w Kozłówce to kiedy byłaś? - zapytała mama, gdy planowaliśmy, jak można ciekawie wykorzystać mój czas spędzony w Polsce.
- Nie wiem, dawno - w sumie dawno to najlepsze określenie na to, kiedy ostatnio zwiedzałam coś na Lubelszczyźnie poza Lublinem. Na pewno przed emigracją, a na emigracji jestem już siedem lat. Szybkie przejrzenie folderów ze zdjęciami na dysku i mam już odpowiedź: w lecie 2012. Czyli faktycznie dawno. Z Lublina do Kozłówki jest niecała godzina jazdy, park jest nieduży, więc to taki idealny wypad na pół dnia. A w tę akurat niedzielę tylko pół dnia miało być ładne, potem miał spaść deszcz.
- Nie wiem, dawno - w sumie dawno to najlepsze określenie na to, kiedy ostatnio zwiedzałam coś na Lubelszczyźnie poza Lublinem. Na pewno przed emigracją, a na emigracji jestem już siedem lat. Szybkie przejrzenie folderów ze zdjęciami na dysku i mam już odpowiedź: w lecie 2012. Czyli faktycznie dawno. Z Lublina do Kozłówki jest niecała godzina jazdy, park jest nieduży, więc to taki idealny wypad na pół dnia. A w tę akurat niedzielę tylko pół dnia miało być ładne, potem miał spaść deszcz.
O pałacu w Kozłówce po raz pierwszy wspomniano w 1742 roku, więc najprawdopodobniej zbudowany został w poprzednich latach. Wtedy rezydencja należała jeszcze do rodziny Bielińskich - w ręce Zamoyskich trafiła dopiero w 1799 roku (pałac odkupił Aleksander Zamoyski). Z rodzinną Zamoyskich pałac był związany przez większość swego istnienia (stąd też i oficjalna nazwa muzeum: Pałac Zamoyskich w Kozłówce) - zmiany przyszły z II wojną światową. W 1944 roku rezydencję przejęło państwo i już w listopadzie tego roku utworzono w niej muzeum.
Do pałacu przylega niewielki park i od spaceru po nim zaczęliśmy wizytę w Kozłówce. Wyszliśmy z założenia, że nie ma co marnować dobrej pogody - pospacerujemy po parku, dopóki nie pada, a potem schowamy się w środku, zwiedzając pałac. Trochę nieprzemyślana decyzja w dobie pandemii, bo muzeum zwiedza się z przewodnikiem, trasy są trzy na godzinę, a na jedną trasę wpuszcza się maksymalnie sześć osób. Więc jak przyszło co do czego, to trzy wolne bilety mieli dopiero 1,5 godziny później... Cóż, mieliśmy więcej czasu na spacer po parku i siedzenie na ławeczce w słońcu, które się jeszcze nad nami zlitowało i wyszło z powrotem ;).
Główną atrakcją przypałacowego parku są zdecydowanie pawie ;). Ich krzyk niesie się na niemałą odległość, a gdy rozłożą ogony, natychmiast przyskakują turyści z aparatami i komórkami. Dobrze, że teraz tych turystów było jeszcze niewielu - więcej ludzi zebrało się dopiero wczesnym popołudniem. Ja tam jestem jak dziecko, cieszące się na widok pawia... ;) Swoją drogą, park przy pałacu w Kozłówce otrzymał nagrody ministerstwa za ochronę zabytkowych założeń ogrodowych - fakt, że było to w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, ale dalej się tym chwalą :P.
Pawie to nie jedyne ptaki, które można zaobserwować w kozłóweckim parku. Nieco dalej znajdziemy też niewielką ptaszarnię - oryginalnie była to bażantarnia i to właśnie te gatunki ptaków tutaj dominują po dziś dzień. Kawałek dalej - to już dla rodzin z dziećmi - znajduje się również plac zabaw, choć podczas naszej wizyty teren ten był ogrodzony ze względu na pandemię, trzymanie dystansu i takie tam...
Od strony parku w bocznej części pałacu znajduje się kaplica, do której można swobodnie zajrzeć. Zbudowano ją na początku XX wieku, a za wzór służyła wersalska kaplica królewska, z której skopiowano różne elementy wystroju. Najbardziej zwracającą na siebie uwagę częścią kaplicy jest marmurowy posąg Zofii z Czartoryskich Zamoyskiej - to kopia jej znajdującego się we Florencji nagrobka. Kaplica jest prosta i jasna, z ładnymi witrażami i ołtarzem.
Podczas II wojny światowej (dokładniej od sierpnia 1940 do września 1941 roku) mieszkał w Kozłówce, udzielał sakramentów i prowadził msze Stefan Wyszyński. Pięć lat temu otwarto specjalną wystawę - w pokoju zajmowanym przed laty przez księdza. Można się tu dowiedzieć o jego działalności, pobycie w Kozłówce, no i zobaczyć sam dawny wystrój pokoju (tworząc go, oparto się na wspomnieniach Moniki i Krzysztofa Znamierowskich).
My zdecydowaliśmy się jedynie na zwiedzanie pałacu, ale można też kupić bilet obejmujący również powozownię i Galerię Sztuki Socrealizmu. Ta część mnie nie interesowała - pamiętam, że byłam tam wieki temu podczas wycieczki szkolnej i choć sporo mi już uciekło z pamięci, nie odczuwałam potrzeby ponownej wizyty. Jednak fani malarstwa i rzeźby z czasów socrealizmu na pewno znajdą tam coś dla siebie. Ja obeszłam tylko niewielki ogródek z rzeźbami - był Lenin (nawet dwa razy), był Bierut, no same gwiazdy... ;)
W końcu się jednak doczekaliśmy i przyszła nasza kolej, by dołączyć do niewielkiej grupki zwiedzającej pałac Zamoyskich. Trasa z przewodnikiem trwa niepełną godzinę, a podczas niej sam przewodnik niewiele się odzywa - większość historii puszczana jest z taśmy. Nasza przewodniczka skupiała się bardziej na tym, by wskazywać obiekty, o których mówił głos z nagrania, czasem dorzucając jedynie krótkie komentarze. Nie jestem fanką zwiedzania w taki sposób, jednak dowiedziałam się paru ciekawostek z historii pałacu, a i same wnętrza naprawdę robią wrażenie.
Konstanty Zamoyski przebudował rezydencję w latach 1897-1914 i z tego okresu zachowało się większość oryginalnego wystroju. Już marmurowa klatka schodowa z neorokokową balustradą zapowiada, że wewnątrz będzie co oglądać.
Pałac otwarty jest od wtorku do piątku w godzinach 10-15, a w weekendy 10-16. Zwiedzanie, jak już wspomniałam, jedynie z przewodnikiem. W zależności od tego, co chcemy zwiedzać, mamy do wyboru różne bilety:
- Pałac - normalny: 28 zł, ulgowy: 14 zł
- Powozownia - normalny: 8 zł, ulgowy: 4 zł
- Galeria Sztuki Socrealizmu - normalny: 10 zł, ulgowy: 5 zł
- Karnet na wszystko - normalny: 38 zł, ulgowy: 19 zł
Do tego w środy wstęp do pałacu jest darmowy, choć biorąc pod uwagę ograniczoną ilość biletów, pewnie trzeba by było wpaść z rana... ;) A czy warto? Myślę, że już Was przekonałam, że tak :).
0 Komentarze