Podczas ubiegłorocznej wizyty w Innsbrucku wpadł mi w ręce folder reklamujący zamek Ambras. Zaciekawił mnie, ale na zwiedzanie tego piątego co do wielkości austriackiego miasta mieliśmy wtedy jeden dzień - do tego niecały, bo po południu tak lunęło, że już dalsze zwiedzanie nie miało najmniejszego sensu. Teraz, przyjeżdżając do Tyrolu na długi weekend, miałam więcej czasu. Zamek Ambras, położony niespełna cztery kilometry od dworca centralnego, był moim must-see jeszcze na pierwszy dzień, kiedy zapowiadano ładniejszą pogodę. W końcu to nie tylko wnętrza, ale też przyzamkowe ogrody są warte wizyty, a je akurat najlepiej zwiedzać bez deszczu... ;)
Za budowę obecnego zamku odpowiadał książę Tyrolu, Ferdynand II Habsburg - na miejscu średniowiecznej twierdzy chciał wybudować renesansowy pałac dla swojej żony Filipiny Welser. Nie było to najlepiej widziane małżeństwo, bo Filipina nie dorównywała rodowodem swojemu małżonkowi, więc ślub zalecono trzymać w tajemnicy, a dzieciom ograniczono prawo dziedziczenia. W zamku znajdziemy wystawę poświęconą tej wyjątkowej miłości - wystawę bardzo fajnie zrobioną, z multimedialnymi elementami. Zbudowana w latach sześćdziesiątych XVI wieku rezydencja służyła Ferdynandowi II aż do jego śmierci w 1595 roku. Filipina zmarła piętnaście lat wcześniej, otoczona szacunkiem i miłością Tyrolczyków dzięki swej dobroczynności. Po śmierci Ferdynanda Habsburgowie nie traktowali już Ambrasu z taką sympatią jak sam książę i zamek z wolna zaczął tracić na znaczeniu i niszczeć. W połowie XIX wieku za renowację i przebudowę zabrał się arcyksiążę Karol Ludwik, jednak największe prace wykonano dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku, żeby udostępnić zamek zwiedzającym.
W Dolnym Zamku - tuż za kasami i głównym wejściem - znajdziemy zbrojownię obejmującą głównie przedmioty z XV i XVI wieku. Sam arcyksiążę chciał przystosować te pomieszczenia na wystawy dla swojej ogromnej kolekcji zbroi, broni oraz portretów. Zapewne nie wszystkie eksponaty wystawiono, ale już to, co tu znajdziemy, możemy oglądać przez długi czas. Dla miłośników zbrojowni zamek Ambras to zdecydowany raj ;).
Kolejne sale - kolejne wystawy z mnóstwem misternie zdobionych przedmiotów sprzed wieków. Przez te pomieszczenia przeszłam na spokojnie, przyglądając się szczegółom i wiedząc, że nikomu nie przeszkadzam. Połączenie położenia Ambrasu (jednak kawałek od historycznego centrum, więc wielu turystów wpadających do Innsbrucka na jeden dzień tutaj po prostu nie dociera) oraz pandemicznych czasów zrobiło swoje - zamek zwiedzałam prawie sama. Dla mnie to idealnie ;). Do tego - co w austriackich zamkach i pałacach nie zdarza się często - w Ambras można było robić zdjęcia (z wyjątkiem specjalnie oznaczonych pojedynczych dzieł sztuki).
Największą atrakcją zamku jest Sala Hiszpańska (Der Spanische Saal) - tu najbardziej doceniłam brak innych turystów ;). Renesansowe pomieszczenie powstało w latach 1569-72 i liczy sobie 43 metry długości. Na ścianach zobaczymy 27 pełnowymiarowych portretów władców Tyrolu, od Albrechta I po Ferdynanda II. Do sali wchodzi się przez Pokój Cesarski (Kaiserzimmer) z wizerunkami dwunastu rzymskich cesarzy, a także późniejszych (po Ferdynandzie) władców Tyrolu. Całość wywiera ogromne wrażenie - drewniany sufit, misternie zdobione ściany, ogromne portrety, lśniąca posadzka... Choćby tylko dla samej Sali Hiszpańskiej warto odwiedzić Ambras :). Współcześnie w sali tej odbywają się wydarzenia i koncerty, więc to też może być okazja dla tych, co mniej przepadają za zwiedzaniem.
Zwiedzając zamek, zagląda się też do ogródka zielnego Filipiny (choć po samym ogródku chodzić nie można), a także na przepiękny dziedziniec, gdzie dziś mieści się restauracja. Tuż obok położona jest kaplica św. Mikołaja - oryginalnie konsekrowana jeszcze w 1330 roku, ale - jak i cały zamek - kompletnie przebudowana za czasów Ferdynanda II. Zniszczone wnętrze kaplicy odnowiono już w innym stylu za Karola Ludwika - to, co oglądamy obecnie, pochodzi z XIX wieku. Nie jest to może najpiękniejsza świątynia w Innsbrucku, ale warto tu zajrzeć na chwilę :).
Po wyjściu z zamku, obeszłam jeszcze ogrody (z niewielką, ale nieciekawą jaskinią), a potem i dość spory park. Na początku sprawił mi on trochę problemów, bo do zamku Ambras szłam pieszo i Google poprowadziło mnie z innej strony, nie od głównego wejścia. A z boku nie było żadnych strzałek ani wskazówek, Google kompletnie pomieszało drogi, zaś z miejsca, w którym stałam, zamku nie było widać. Szłam więc trochę na ślepo, parę razy się cofałam, ale trzymałam się zasady, że skoro zamek jest na wzgórzu, to mam wybierać ścieżki biegnące do góry ;). No i udało się trafić, a wychodziłam już jednak głównym wejściem, bo w tamtym kierunku był przystanek autobusowy. Niestety, w dzień świąteczny autobusy kursują rzadko, musiałabym czekać około godziny, więc zdecydowałam się jednak na spacer powrotny do centrum Innsbrucka.
Na zakończenie jeszcze trochę informacji praktycznych. Zamek Ambras jest otwarty codziennie w godzinach 10-17, ale warto zaglądać na stronę internetową, czy nie odbywają się jakieś wydarzenia (wtedy wyjątkowo mogą nie wpuszczać turystów). Ponadto w listopadzie zamek jest nieczynny. W sezonie (kwiecień-październik) możemy wejść na wszystkie wystawy i bilet normalny kosztuje 16€. Poza sezonem (grudzień-marzec) część wystaw jest niedostępna, a bilet kosztuje wtedy 12€. Za dodatkowe 3€ można wypożyczyć audioguide'a (dostępny w językach: niemiecki, angielski, włoski, francuski, hiszpański, rosyjski i mandaryński).
Jeśli będziecie w Innsbrucku dłużej niż kilka godzin, które człowiek poświęci na samo centrum miasta, zdecydowanie warto podejść / podjechać do zamku Ambras. Moim skromnym zdaniem bije na głowę Hofburg w Innsbrucku, a turystów też znacznie mniej... :)
Jeśli będziecie w Innsbrucku dłużej niż kilka godzin, które człowiek poświęci na samo centrum miasta, zdecydowanie warto podejść / podjechać do zamku Ambras. Moim skromnym zdaniem bije na głowę Hofburg w Innsbrucku, a turystów też znacznie mniej... :)
0 Komentarze