Szybenik (z chorwackiego Šibenik) miał być pierwszym w pełni nowym dla mnie miejscem podczas naszej chorwackiej objazdówki. Nigdy wcześniej tam nie byłam, a miasto mnie ciągnęło, głównie ze względu na katedrę św. Jakuba, wpisaną na listę UNESCO. Ponadto lubię tę atmosferę chorwackich nadadriatyckich miasteczek, błądzenie po klimatycznych uliczkach przy temperaturach, które dla wielu robią się już nieznośne, a ja je nazywam przyjemnym ciepełkiem ;). Do Szybenika z Ninu mieliśmy ok. 90 km - jakieś 1,5 godz. jazdy i po prostu trzeba było tu wyskoczyć.
Zostawiliśmy samochód na parkingu podziemnym Poljana i właściwie od razu byliśmy w centrum. Przed sobą mieliśmy okrągłą fontannę z dwunastką na górze - wodny zegar, na którym przeskakujący strumień odmierzał sekundy. Po drugiej stronie ulicy Poljana znajduje się niewielki park z kolejną fontanną, w której zobaczyliśmy żywe żółwie - dopóki któryś się nie poruszył, aż nie chciało mi się wierzyć, że to nie są po prostu dobrze zrobione figurki ;). Za parkiem wznosi się kościół Maryi Poza Miastem (Gospa van grada) z połowy XVIII wieku, do którego przy okazji zajrzeliśmy. Szybko okazało się, że to jedyny - poza katedrą - kościół otwarty do zwiedzania, wszędzie indziej odbijaliśmy się od zamkniętych drzwi... Generalnie w Chorwacji wiele świątyń otwiera się tylko na mszę, a żadnej rozpiski godzinowej nabożeństw często nie idzie znaleźć - dla mnie, uwielbiającej architekturę sakralną, był to niezły cios :(
Cofnęliśmy się Poljaną i skierowaliśmy do historycznego centrum Szybenika. Wchodziło się tam przez charakterystyczną, żółtą bramę, informującą, że właśnie ma tu miejsce Festiwal Dziecięcy. Trwa on zazwyczaj przez dwa tygodnie na przełomie czerwca i lipca, no i my właśnie na takie wydarzenie natrafiliśmy, choć akurat podczas naszego pobytu najbardziej rzucały się w oczy dekoracje, a nie jakieś eventy. Większość głównych ulic starego miasta była ozdobiona dziecięcymi rysunkami, co z jednej strony nadawało ciekawego kolorytu, a z drugiej zasłaniało to, co jednak bardziej chciałam obejrzeć :P.
Pierwszy Międzynarodowy Festiwal Dziecięcy odbył się w Szybeniku już w 1958 roku. Jego głównym celem była promocja edukacji estetycznej dzieci i młodzieży oraz rozwinięcie ich kreatywności za pośrednictwem sztuki. Ta dziecięca sztuka przejawia się nie tylko przez zawieszone rysunki i kolorowe murale, ale też przez różne wydarzenia muzyczne (rozstawiona koło katedry scena skutecznie psuła wszystkie robione tam zdjęcia...). Jak informuje strona croatia.hr: Festiwal podzielony jest na trzy podstawowe części: przegląd krajowych i zagranicznych zespołów dziecięcych, warsztaty, w których dzieci bezpośrednio włączane są w proces tworzenia i część edukacyjną, w której na sympozjach omawiane są zagadnienia związane m.in. z wychowaniem estetycznym dzieci. Pomysł w sumie fajny, choć wolałabym, by mi nie zasłaniali katedry ;).
No właśnie, bo katedry dobrze z zewnątrz sfotografować się nie udało. Dotarliśmy na plac Republiki Chorwackiej (trg Republike Hrvatske), strategicznie położony między świątynią a ratuszem miejskim, lecz niestety, całe to miejsce było przygotowane na jakieś występy. Każde zrobione tu zdjęcie pełne jest krzeseł, rusztowań czy oświetlenia... Przyglądając się katedrze z zewnątrz, warto zwrócić uwagę na ponad 70 głów osób żyjących w czasach budowania świątyni, w XV wieku - odpowiadał za nie mistrz Juraj Dalmatinac.
Bilet wstępu do katedry św. Jakuba kosztował 30 kun (18,35 zł), a my oczywiście nie mogliśmy sobie tego odpuścić ;). Świątynia znajduje się w końcu na liście UNESCO, jako jedno z dziesięciu miejsc w Chorwacji (osiem miejsc miejsc kulturowych i dwa przyrodnicze) - wpisano ją w 2000 roku, kiedy zakończono renowacje konieczne po bałkańskiej wojnie z lat dziewięćdziesiątych. Z historycznego punktu widzenia zaś budowa katedry trwała ponad sto lat (1431-1536). Rozpoczął ją mistrz Bonino z Mediolanu, a potem pracowali tu inni wielcy architekci tamtych czasów, w tym wspomniany już Juraj Dalmatinac, dla którego katedra stała się dziełem życia. Większość wystroju wnętrza pochodzi z XV-XVII wieku i kurczę, naprawdę jest tu co oglądać... ;)
Dalmatinac odpowiadał też za jeden z najciekawszych elementów katedry - XV-wieczną chrzcielnicę, położoną pod południową absydą. A właściwie nie tyle sama kamienna chrzcielnica przyciąga uwagę, co całe pomieszczenie, w którym się ona znajduje, z pięknie zdobionym sklepieniem. Ponadto warto zwrócić uwagę na ołtarz Matki Bożej Płaczącej (1640 r.), tron biskupi (1517 r.), barokowe ołtarze poboczne czy sarkofag biskupa Stafilicia, odpowiedzialnego za poświęcenie katedry w połowie XVI wieku. Mimo zniszczeń wojennych (kopułę świątyni trafił serbski granat jesienią 1991 roku), wnętrze zachowało się w świetnym stanie, a zniszczenia szybko usunięto. Trafiliśmy jeszcze teraz na regularne prace renowacyjne, ale tego się nie uniknie w kilkusetletnich budynkach... :) Katedra w Szybeniku to jednak prawdziwa perełka architektury, pełna świetnie zachowanych zabytków.
W cenie biletu można też odwiedzić położone kilkaset metrów dalej muzeum katedralne. Mnóstwo tu informacji historycznych, skarbów sakralnych i filmików informacyjnych - nie wszystko oglądaliśmy szczegółowo, bo czas jednak leciał, a my w gruncie rzeczy nie planowaliśmy zwiedzać muzeów (no ale skoro było w cenie...). Chyba największą atrakcją dla dużych dzieci były ekrany multimedialne z grami w stylu zbuduj katedrę od zera czy płyń statkiem handlowym wzdłuż wybrzeża i zbieraj towary. Statek mnie zainteresował, gdy okazało się, że można płynąć na wstecznym, a stracił swój urok, gdy nie dało się go rozbić o wybrzeże. Próbowałam :P.
Katedra i muzeum katedralne zobaczone, mapka z informacji turystycznej wzięta, można więc było na spokojnie ruszyć na dalsze odkrywanie Szybeniku. Nie mieliśmy innych punktów obowiązkowych, ale miasteczko samo w sobie miało świetny klimat i lubię sobie po prostu spacerować po wąskich, nagrzanych słońcem uliczkach. Szybenik ma prawa miejskie od 1298 roku, choć osada w tym miejscu miała jeszcze dłuższą historię. Mimo okupacji miasto przetrwało w dobrym stanie obie wojny światowe i ciężkie zniszczenia przyniosła dopiero wojna o niepodległość Chorwacji w latach dziewięćdziesiątych. W centrum Szybeniku jednak tych zniszczeń nie widać (poza historyczne centrum się nie zapuszczaliśmy) - turystyka to na tyle istotna część tutejszej gospodarki, że odbudowa miasta postępowała bardzo szybko i w 25 lat po wojnie trudno uwierzyć, że te klimatyczne uliczki przetrwały ciężki ostrzał.
Odbijając nieco do góry, natrafiliśmy na średniowieczny klasztor (zamknięty, jakże by inaczej) z przylegającym do niego śródziemnomorskim ogrodem - jedną z głównych atrakcji Szybeniku. Góruje nad nim wieża kościoła św. Wawrzyńca, a wejścia do ogrodu strzeże niewielka kawiarnia - można tu wejść bez zamawiania niczego, choć kelner i tak podchodził z pytaniem, czy nie skusilibyśmy się na coś do picia... ;) Usiedliśmy w cieniu drzew i przy szumie fontanny zaczęliśmy przeglądać mapę, jak tu dojść dalej do pobliskiej twierdzy.
W Szybeniku znajdziemy kilka fortec, a najbardziej znaną jest twierdza św. Mikołaja, położona już poza miastem - najlepiej oglądać ją od strony wody, ale my już nie zapuszczaliśmy się w tę okolicę. Skupiliśmy się na tym, co dostępne w samym mieście ;). Mamy tu zatem trzy fortece: św. Michała, Barone i św. Jana. Dwie pierwsze można zwiedzać - w sezonie bilet do twierdzy św. Michała kosztuje 60 kun (36,65 zł), a do twierdzy Barone 40 kun (24,45 zł), bilet łączny jest nieco tańszy, bo kosztuje 70 kun (42,80 zł). Podchodząc od ogrodu śródziemnomorskiego dotarliśmy do fortecy św. Michała, z której rozciągał się naprawdę piękny widok na Szybenik.
Twierdza św. Michała sięga swoją historią początków XV wieku, ale znajdziemy tu też sporo późniejszych elementów - efektów rekonstrukcji i rozbudowy z kolejnych stuleci. A tak naprawdę to ten XV wiek to tylko początki obecnej budowli, wcześniej na wzgórzu znajdował się inny zamek, który Wenecjanie nakazali zburzyć po zdobyciu miasta. W wyniku eksplozji w latach 1663 i 1752 część twierdzy uległa uszkodzeniom i choć odnawiano ją potem, nigdy nie przywrócono jej wcześniejszej świetności. Obecnie w środku znajdziemy mini-wystawę, sklepik, a główny dziedziniec fortecy został przerobiony na scenę. Nie ma więc tu czego zwiedzać, ale warto zajrzeć na górę po prostu dla widoków :).
Po zejściu z powrotem na dół i zjedzeniu lunchu (ok, ale nie na tyle, by polecać restaurację ;) ) skierowaliśmy się do parku miejskiego, wejścia do którego strzeże jedenastowieczny król Piotr Krzesimir IV. Tuż obok znajduje się klasztor i muzeum św. Franciszka - chcieliśmy pozwiedzać, ale wszystko pozamykane na cztery spusty. Przed klasztorem tablica informacyjna (także po angielsku), że zapraszamy do zwiedzania, brakowało tylko informacji, kiedy. Na stronie internetowej klasztoru napisali, że bilety są po 20 kun, ale również brak informacji, w jakie dni i w jakich godzinach można zwiedzać kościół i muzeum. Lubię Chorwację, ale irytuje mnie, jak często się człowiekowi zdarza odbić od zamkniętych drzwi i nie móc znaleźć żadnej informacji, kiedy można spróbować zajrzeć do danego obiektu (zdecydowanie w braku godzin otwarcia królują tu obiekty sakralne)...
Na zakończenie zwiedzania czekał nas jeszcze spacer nadmorską promenadą w Szybeniku, pod dziesiątkami kwitnących albicji przyciągających głównie moją mamę ;). Miasteczko ma swój urok, katedra jest zdecydowanie warta wizyty, ale nie wiem, czy będę chciała wrócić do Szybenika jeszcze raz. Zapewne, jeśli kiedyś znów trafię w te rejony, będę się skupiała raczej na odwiedzeniu Trogiru i Splitu - tam mnie jeszcze nie było ;)
0 Komentarze